Podział dobrowolny czy z prokuratorem?

Tadeusz Żuk przepracował w RSP 32 lata. W 2008 roku dostał wylewu, z którego skutkami zmaga się do dzisiaj. Jest częściowo sparaliżowany. Przez lata mieszkał w drewnianym domku w Pniównie, który należał do RSP. Po powrocie ze szpitala nie wrócił już do Pniówna. Trafił do mieszkania znajomej w szkole w Święcicy. Spółdzielnia sprzedała domek innemu członkowi a mieszkanie w bloku budowanym przez RSP, które były prezes chciał sobie zatrzymać także ma już innego właściciela. - Zostałem z niczym. Odsunięty od Spółdzielni i Pniówna, z którym byłem związany tyle lat. Może to po to żeby nie patrzeć na ręce tym, co zawiadują teraz Spółdzielnią? – zastanawia się Żuk.
Tadeusz Żuk przepracował w RSP 32 lata. W 2008 roku dostał wylewu, z którego skutkami zmaga się do dzisiaj. Jest częściowo sparaliżowany. Przez lata mieszkał w drewnianym domku w Pniównie, który należał do RSP. Po powrocie ze szpitala nie wrócił już do Pniówna. Trafił do mieszkania znajomej w szkole w Święcicy. Spółdzielnia sprzedała domek innemu członkowi a mieszkanie w bloku budowanym przez RSP, które były prezes chciał sobie zatrzymać także ma już innego właściciela. - Zostałem z niczym. Odsunięty od Spółdzielni i Pniówna, z którym byłem związany tyle lat. Może to po to żeby nie patrzeć na ręce tym, co zawiadują teraz Spółdzielnią? – zastanawia się Żuk.

To może być przełom w sprawie byłych członków Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej w Pniównie. Niewykluczone, że i oni mogą liczyć na udział w podziale majątku po likwidowanym gospodarstwie. Każdy dawał wkład w rozwój spółdzielni i każdy powinien proporcjonalnie ten wkład odzyskać. Ale czy będzie z czego?

Nasz artykuł o Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej z Pniówna spotkał się ze sporym odzewem Czytelników. Część byłych członków Spółdzielni zapowiedziała, że zawiadomi prokuraturę. Ich zdaniem niesłusznie pozbawiono ich członkostwa w Spółdzielni i do dzisiaj nie wypłacono wkładów, które latami wnosili jako swój udział w rozwój RPS. Rolnicy wnosili ziemię jako wkład w Spółdzielnię, a potem już jako jej pracownikom, co miesiąc potrącano część pensji na udział. Gdy rezygnowali z pracy niektórzy odzyskiwali włożoną ziemię, ale pobieranego latami wkładu już nie.

– Gdy powstawała spółdzielnia, wnosiliśmy wkłady w postaci ziemi, potem aż 25 proc. naszych poborów i zyski, które wspólnie wypracowaliśmy, przeznaczane były na rozwój Spółdzielni, zakup nowych gruntów i maszyn – mówili dawni członkowie RSP w Pniównie. – Kiedy odchodziliśmy ze spółdzielni wkłady nam oddali, ale to co potrącali z pensji i to co kupili z zysku zostało. I teraz ktoś na tym korzysta.

Tymi „korzystającymi” ze Spółdzielni mieliby być jej pozostali, formalni członkowie. To zaledwie pięć osób – dawni pracownicy i Stanisław Błaszczuk, który od 2008 roku był prezesem a obecnie jest likwidatorem RSP.

Nie wszyscy zgadzają się z tym, że w Spółdzielni pozostało tylko pięciu członków. – Nas powinno odwoływać Walne Zebranie, a nie byliśmy o takim powiadomieni – twierdzą ludzie. Podobnie uważa Tadeusz Żuk, który do 2008 roku był prezesem RSP, a ze stanowiska został odwołany po tym jak dostał udaru i poważnie zachorował. – Tak samo nie było powiadomienia o Walnym Zebraniu, które podjęło decyzję o postawieniu Spółdzielni w stan likwidacji – mówi dzisiaj Żuk. – Ja nadal powinienem być członkiem Spółdzielni, bo nikt nie zwrócił mi wniesionego wkładu. A jako członka Spółdzielni powinno się mnie powiadomić o walnym zebraniu, czego od 2008 roku nie robiono.

Inaczej uważa S. Błaszczuk.

– Wszystkie uchwały podejmowane były zgodnie z prawem i przepisami Spółdzielczymi – zapewnia. – Np. uchwała Walnego o postawieniu spółdzielni w stan likwidacji zapadła pod koniec 2019 roku, została zarejestrowana w sądzie i nie była przez nikogo zaskarżana. A powiadomienia o Walnych Zebraniach zawsze były potwierdzone ogłoszeniami. Te pojawiały się tak jak do tej pory bywało na tablicach ogłoszeń czy klatce schodowej bloku spółdzielni. Najwyraźniej nikogo to nie interesowało. Co więcej wiem, że niektórzy dawni członkowie naśmiewali się z tych, którzy zostali i jeszcze interesowali się sprawami Spółdzielni.

Błaszczuk nie obawia się powiadomienia prokuratury przez byłych członków. – W końcu dowiedzą się jak wyglądały rządy poprzedników, którzy nie prowadzili żadnej ewidencji księgowej i nie sporządzali bilansów – mówi. Ale ludzie pytają, czy osoby, które pozostały w Spółdzielni, nie zajmowały się wcześniej m.in. księgowością? To przez nich teraz pozostali mają tracić? A może ktoś celowo pozbył się dokumentów?

– Co z naszymi wkładami, wypracowanym zyskiem, za który spółdzielnia kupowała majątek, który potem zostawał sprzedawany, i co z majątkiem, który jeszcze w spółdzielni pozostał? – pytają mieszkańcy Pniówna.

Okazuje się, że nie stoją na straconej pozycji i jest szansa, że i oni mogą brać udział w podziale likwidowanej RSP.

– Nie dostałem od poprzedników najważniejszego dokumentu, tj. rejestru członków Spółdzielni, z którego powinno wynikać, kto i ile wpłacił udziału i czy mu ten udział został zwrócony – mówi Błaszczuk. – Na pewno nie będzie tak, że tylko 5 osób będzie brało udział w podziale pozostałego majątku, bo chociaż nie ma podstaw prawnych, to jest dobra wola członków, żeby uwzględnić także tych, którzy wnieśli największy wkład. Trzeba usiąść wspólnie i porozmawiać na ten temat.

Brak rejestru nie może obciążać członków spółdzielni. Bo to nie ich wina, że ktoś nie dopełnił formalności, albo celowo pozbył się dokumentów. Dlatego powiadomienie prokuratury i ewentualne postępowanie przed sądem może wiele wyjaśnić. Chyba, że „byli” i obecni członkowie dojdą do porozumienia wcześniej. I po likwidacji Spółdzielni, spłacie jej zobowiązań i wierzycieli, będzie jeszcze czym się dzielić… (bf)

News will be here