Prawnik dźgał nożem w amoku. Chodzi wolny

Zawieszony w czynnościach mecenas, który z zazdrości omal nie zadźgał żony nożem myśliwskim, od dwóch lat przebywa na wolności. Proces przeciwko niemu stanął w miejscu, bo „były ogromne trudności ze znalezieniem na terenie kraju biegłych z zakresu psychiatrii, którzy podjęliby się wydania opinii”.

Prawnika skazać niełatwo. Nawet, jeśli został zatrzymany na miejscu przestępstwa, z krwią ofiary na rękach oraz przy szeregu dowodów świadczących przeciwko niemu. Dobitnym przykładem może być chociażby Bartosz W. z Chełma. I choć od dnia, w którym pan mecenas usiłował zabić swoją żonę, minęły ponad 3 lata, proces przeciwko niemu wciąż nie został zakończony. Od marca 2017 r. oskarżony o zbrodnię przebywa na wolności, a ostatnia rozprawa w sprawie przeciwko niemu odbyła się w listopadzie ub.r. Od tamtej pory cisza. Niedoszły morderca nie poniósł żadnej kary, chodzi po ulicach, żyje jak normalny człowiek. Jak to możliwe?

– Postępowanie przed sądem pierwszej instancji nadal trwa, nie jest zawieszone. Istotnie od końca zeszłego roku sąd oczekuje na opinię biegłych z zakresu psychiatrii. Z uwagi na materię opinii oraz specyficzne okoliczności sprawy wynikające z dotychczasowych opinii, były ogromne trudności ze znalezieniem na terenie kraju biegłych, którzy podjęliby się wydania opinii – wyjaśnia sędzia Barbara Markowska, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Lublinie. – W ubiegłym tygodniu biegły z zespołu wydającego opinię poinformował telefonicznie, że w przyszłym tygodniu opinia powinna zostać przesłana do sądu. Wobec oskarżonego stosowany jest środek zapobiegawczy w postaci dozoru policji – dodaje sędzia.

Jest zatem szansa, że jeszcze w tym roku Bartosz W. zostanie wezwany na rozprawę. Co z tego wyniknie, okaże się po wynikach jego obserwacji psychiatrycznej.

Chciał ją tylko nastraszyć

14 lipca 2016 roku około godz. 2 w nocy do całodobowej apteki przy ul. Wołyńskiej wpadła zakrwawiona i przerażona młoda kobieta. Błagała o pomoc, mówiła, że napadł ją mąż. Miała głębokie rany na ciele, wymagała natychmiastowej operacji chirurgicznej. W tym samym czasie jej pijany małżonek, 34-letni wówczas prawnik Bartosz W., czekał spokojnie w ich domu przy ul. 11 Listopada na przyjazd policji. Gdy mundurowi weszli do środka, zobaczyli ślady walki, ostrze wbite we framugę drzwi pokojowych i krew na rękach prawnika. Mężczyzna został zatrzymany pod zarzutem usiłowania zabójstwa.

W toku śledztwa ustalono, iż W. nie mógł poradzić sobie z faktem, że jego żona miała romans z kolegą z pracy. Po tym, jak przeczytał SMS-y w telefonie kobiety, wpadł w szał i dotkliwie ją pobił. Ona zapewniała, że był to przelotny flirt i wszystko skończone. On kilka następnych dni smutki topił w alkoholu i znęcał się nad żoną (okładał ją pięściami po głowie, pasem, kijem od mopa, a nawet pałką teleskopową po rękach i nogach). 14 lipca, kiedy rodzice W., którzy mieszkali na parterze domu, wyjechali z dzieckiem pary nad jezioro, sięgnął po dwa noże myśliwskie.

Z akt sprawy wynika, że groził żonie oszpeceniem, po czym zadał jej dwa ciosy o głębokości 8 cm. Zamachnął się po raz trzeci, ale ofiara zdołała dobiec do drzwi i uciec, a ostrze wbiło się we framugę. Co podkreślali później śledczy, gdyby nie to, trzeci cios mógłby okazać się dla kobiety śmiertelny.

Oskarżony od początku nie przyznawał się do winy. Ponoć chciał jedynie „nastraszyć” niewierną żonę. (pc)

News will be here