Prezes wygonił łowczego do obory

Sytuacja w kole łowieckim Szpak z Woli Uhruskiej od dawna była zła, ale teraz ociera się już o farsę. Prezes podstępem zabrał łowczemu klucze do domku myśliwskiego w Józefowie, więc ten urzęduje teraz w oborze pośród worków ze zbożem i biegających gryzoni.

O tym, że Andrzej Barczuk, prezes koła łowieckiego Szpak w Woli Uhruskiej, to człowiek, który lubi, kiedy do niego należy ostatnie zdanie w każdej sprawie, przekonuje się coraz więcej myśliwych zrzeszonych w tej formacji. Podczas jego kadencji odszedł podłowczy, sekretarz, odwołano też jednego łowczego. W ostatnim czasie odszedł też skarbnik. Teraz największym wrogiem prezesa jest aktualny łowczy – Piotr Kędzierawski, który przez wiele lat był stronnikiem Barczuka. Jeszcze w ubiegłym roku prezes wypędził go z domku myśliwskiego wraz z całą dokumentacją.

Łowczy koła urzęduje teraz w budynku gospodarczym, w którym trzymana jest karma dla zwierząt, a gdzie roi się od szczurów i myszy. – Ponadto skierował do rzecznika dyscyplinarnego przy PZŁ w Chełmie dwa zawiadomienia o popełnieniu przez łowczego Kędzierawskiego dwóch przewinień – mówi proszący o anonimowość członek koła. – Jedno przewinienie z całą pewnością zostanie umorzone, ponieważ dotyczyło tego, że Kędzierawski nie zastosował się do uchwały zarządu koła mówiącej o tym, że tusze zwierzyny branej na użytek własny trzeba przeważyć u wskazanego przez prezesa szeregowego członka koła. Uchwała została już uchylona w trybie nadzoru przez ZO w Chełmie.

Drugi donos dotyczył tego, że Kędzierawski bezprawnie skontrolował obecnego sekretarza w trakcie polowania. Obecnie w naszym kole praktycznie nie ma osoby, z którą prezes nie byłby nigdy skonfliktowany, ale jego celem numer jeden jest pozbycie się obecnego łowczego.

Zresztą, czas Barczuka dobiega już końca. Teraz nazywany jest „covidowym prezesem”, bo funkcję pełni tylko i wyłącznie dzięki pandemii, ponieważ już drugi rok nie można zwołać walnego zgromadzenia, które z pewnością odwoła go z funkcji, bo każdy ma już dość tej wewnętrznej wojenki – dodaje nasz rozmówca. Jego słowa potwierdza łowczy. – To prawda, że obecnie moje biuro do wydawania odstrzałów znajduje się teraz w oborze – mówi Kędzierawski. – Na szczęście przez pandemię przygotowałem dokumenty wcześniej, bo w zimie drukarka w nieogrzewanym budynku raczej długo by nie pociągnęła.

Kwity potrzebne na bieżąco wydaję w formie zdalnej lub umawiam się osobiście z poszczególnymi myśliwymi. Mimo iż prezes ma nakaz oddania mi kluczy do domku, nadal tego nie zrobił. Tylko on decyduje, kto może z niego korzystać. Dzieje się to oczywiście ze szkodą dla koła i myśliwych, bo to przecież za pieniądze z ich składek domek w Józefowie został wyremontowany – opowiada łowczy.

Co ciekawe, prezes nie poprosił go o oddanie kluczy, ale sam, korzystając z nieuwagi Kędzierawskiego, odpiął je z jego breloka. – Przez wiele lat stałem po stronie prezesa, ale dzisiaj wielu podjętych w tamtym czasie decyzji żałuję. Dzisiaj jednak widzę, że ten człowiek nie liczy się z nikim i z niczym – byle wszystko szło po jego myśli. Dzisiaj stałem się jego wrogiem, więc stara się robić wszystko, by mnie zniszczyć, ale ja się nie daję.

Wykonuję swoje obowiązki zgodnie z prawem i nadal mam zamiar tak robić. Gorzej, że prezes utrudnia działanie innym członkom, tym samym narażając koło na straty. Utrudnia wykonywanie odstrzałów przede wszystkim jeleni, których jest coraz więcej. Zwierzęta dokonują większych szkód rolniczych, a koło musi te szkody rekompensować. Rolnicy nie są zadowoleni, bo ich zdaniem odstrzał powinien być zwiększony. I– koło się zamyka – tłumaczy Kędzierawski.

O zarzewie konfliktu próbowaliśmy zapytać też prezesa. Niestety, początkowo nie miał czasu na rozmowę, bo był w trakcie szacowania szkód łowieckich, a potem wyłączył telefon. (bm)

News will be here