Samobójcza śmierć policjanta pozostaje niewyjaśniona

Janusz Bąk, ojciec zmarłego policjanta, zapowiada, że nie spocznie nim nie wyjaśni dlaczego tak naprawdę jego syn popełnił samobójstwo

Zaginione dowody, tajemniczo umorzone śledztwo, broń służbowa odnaleziona w szafie innego policjanta, pisane „na kolanie” protokoły, wreszcie mobbing i zmowa milczenia na komendzie. Wracamy do głośnej sprawy śmierci lubelskiego policjanta, który w 2016 roku popełnił samobójstwo, skacząc z balkonu wieżowca na VI piętrze. – W pracy zawodowej miałem do czynienia z różnymi próbami tuszowania niewygodnych dla kierownictwa rzeczy, ale w tym przypadku skala nieprawidłowości wprost przeraża – uważa były policjant, który próbuje pomóc ojcu zmarłego wyjaśnić sprawę.

Pochodzącego z Chełma Andrzeja Bąka zawsze ciągnęło do Policji. Niedługo po otrzymaniu munduru trafił do pionu dochodzeniowo-śledczego wydziału dw. z przestępczością gospodarczą Komendy Miejskiej Policji w Lublinie. Bardzo szybko awansował, a po ośmiu latach nienagannej służby postanowił… odebrać sobie życie. 19 października 2016 roku wyskoczył przez balkon swojego mieszkania na szóstym piętrze przy ul. Onyksowej w Lublinie. Zginął na miejscu. Postępowanie w tej sprawie bardzo szybko zakończono, kwalifikując je jako zwykłą próbę samobójczą. Jej podłożem miały być problemy psychiczne i finansowe.

Sprawa nie jest jednak zamknięta dla Janusza Bąka, ojca zmarłego policjanta. Zarówno on jak i jego znajomy, dzisiaj już emerytowany policjant, który pomaga mu wyjaśnić sprawę uważają, że pośrednio do samobójczej próby Andrzeja mogło się przyczynić ówczesne kierownictwo wydziału dw. z przestępczością gospodarczą Komendy Miejskiej Policji w Lublinie!

– W tej sprawie jest zbyt dużo rażących błędów i niejasności, by uznać to za zbieg okoliczności albo za zwykłe pomyłki – mówi ten drugi. – Przeanalizowałem całą dokumentację zebraną przez pana Janusza i nie mam najmniejszych wątpliwości, że Andrzej nie wytrzymał ciążącej na nim presji właśnie ze strony kierownictwa wydziału – twierdzi były funkcjonariusz. – Mój syn przez ostatnie tygodnie życia był skutecznie mobbingowany przez swojego przełożonego, naczelnika wydziału – mówi wprost pan Janusz.

– W obecności innych mundurowych miał on krzyczeć na Andrzeja, że jest skończony, że go wyrzuci z pracy, że nie ma tu czego szukać. I nie były to jednostkowe przypadki, a regularne dręczenie psychiczne. W końcu doszło do tego, że syn nie dostał pozwolenia na urlop, więc poszedł do lekarza, który wypisał mu zwolnienie. Gdy przyjechał do nas z Lublina, był wrakiem człowieka. Twierdził, że jest skończony w pracy, że tylko czeka, aż ktoś podłoży mu „świnię” i wyśle do więzienia. Za namową moją i żony, Andrzej poszedł do psychologa. Dostał leki, ale nawet nie zdążył ich zażyć. Zaraz po powrocie do Lublina wyskoczył przez okno – opowiada łamiących się głosem mężczyzna.

Temida broni swoich tajemnic

Śmierć jedynego syna zmieniła rodziców. Ojciec zaczął szukać pocieszenia w alkoholu, matka w religii. – Nie miałem już żadnego celu w życiu, chciałem jak najszybciej dołączyć do Andrzeja, ale opamiętałem się w porę i postanowiłem, że nie spocznę, póki nie doczekam sprawiedliwości – dodaje pan Janusz. I tak zaczęła się jego walka z systemem, która trwa do tej pory. Na razie lubelska Temida jest górą i zawzięcie broni się, by okoliczności i osoby, które mogły przyczynić się do śmierci Andrzeja Bąka nie ujrzały światła dziennego.

W walce pomaga mu były policjant z pionu kryminalnego, znajomy jego syna, który w dokumentacji zebranej przez zdesperowanego mężczyznę dostrzegł mnóstwo nieprawidłowości i rażących błędów popełnionych przez osoby, które powinny stać na straży prawa i sprawiedliwości. – Obecnie prokurator lub sądy chyba z automatu oddalają wszystkie składane przez pana Janusza zażalenia – mówi były kryminalny. – Ostatnie złożył we wrześniu 2021 r., w którym wytyka śledczym możliwość popełnienia przestępstwa na szkodę jego syna. Tym razem prowadziła je Prokuratura Rejonowa w Świdniku, ale nie jako śledztwo, a postępowanie sprawdzające. To jest kpina, bo tu nie chodzi o kradzież rękawic ze sklepu, a o śmierć człowieka.

Postanowieniem z 8 listopada 2021 r., które dotarło do pana Janusza 15 grudnia, postępowanie zostało umorzone.

Tropy mogą prowadzić do naczelnika

– Nie mam wątpliwości, że przysłowiowym gwoździem do jego trumny było prowadzone przez Andrzeja śledztwo dotyczące podobno dużych nieprawidłowości w prowadzeniu autokomisu przez dwóch lubelskich przedsiębiorców – uważa eks-kryminalny. – Mamy solidne podstawy sądzić, że Andrzej był bardzo mocno naciskany przez kierownictwo swojego wydziału, by umorzył to postępowanie. Dowodem tego są m.in. zeznania byłego komendanta VII Komisariatu Policji w Lublinie, który przyznał, że naczelnik wydziału kilkakrotnie kontaktował się z nim i nalegał, by zabrał Andrzeja do pracy w jego posterunku, a co zaskakujące, robił to bez wiedzy swojego podwładnego. Andrzej nie wyobrażał sobie służby w innym wydziale.

Jesteśmy przekonani, że gdyby wtedy się ugiął, pracowałby w policji do dziś. Tezę tę – zdaniem ojca – może potwierdzać fakt, że policjantka, która przejęła wszystkie sprawy po śmierci Andrzeja, akurat te dotyczące komisu błyskawicznie umorzyła. Co więcej, trzy miesiące po jego śmierci była przesłuchiwana na tę okoliczność i twierdziła z całą stanowczością, że przejęła po nim wszystkie jego sprawy.

Kilka miesięcy temu została ponownie przesłuchana i tym razem nabrała wody w usta. Czemu? Kolejny trop, który zdaniem ojca zmarłego ma dowodzić matactw przy śledztwie ws. śmierci Andrzeja to jego zaginione notatniki. Prowadził je przez cały okres swojej służby. W rodzinnym domu zostały jego zapiski z pierwszych lat, natomiast te od roku 2014 do 2016 rzekomo zostały zabezpieczone z jego służbowej szafy na komendzie. Gdzie są dzisiaj – nie wiadomo. Ojcu wydano rzeczy Andrzeja, ale – jego zdaniem – nie wszystkie. Miało brakować zapisków z notatkami z prowadzonych przez niego śledztw i karty pamięci.

– Kolejna bardzo dziwna rzecz to odnalezienie służbowej broni Andrzeja w szafie innego policjanta w zupełnie innym pokoju. Żaden policjant nie trzyma pistoletu w szafie kolegi, nawet dobrego – wyjawia były kryminalny.

– Dotąd nie przesłuchano wszystkich policjantów z wydziału pracujących z moim synem – wytyka kolejne nieprawidłowości ojciec, a podczas przesłuchań w sprawie śmierci syna nie pytano czy miał zatarg z naczelnikami, a mi, kiedy uczestniczyłem w przesłuchaniach prowadzonych przez Biuro Spraw Wewnętrznych Policji, zabroniono zadawać pytań na temat mobbingu w wydziale Andrzeja. Tymczasem, kiedy później prowadzono przesłuchania w sprawie zaginięcia rzeczy mojego syna, niektórzy funkcjonariusze zeznali, że syn miał konflikt z szefostwem, i że na odprawie tuż przed jego samobójczą śmiercią naczelnik dał mu termin do grudnia, żeby syn poszukał sobie nowego miejsca pracy, ale tego wątku nie podjęto – dodaje ojciec.

Tymczasem kluczową kwestią dla pełnego rozwiązania zagadki śmierci Andrzeja wydaje się zbadanie, czy były naciski, by prowadzone w sprawie komisu śledztwo umorzył i powodów, dla których chciano się go pozbyć wydziału. – Mamy informacje, że jego naczelnik mógł mieć powiązania z właścicielami komisu, w którym jego żona miała dokonać kilku transakcji.

Zastanawiające jest, że wkrótce po samobójstwie swojego podwładnego, naczelnik i jego zastępca dość nieoczekiwanie przeszli na emerytury. Dzisiaj na miejscu prokuratury i kierownictwa KMP w Lublinie poleciłbym ponowne zbadanie ostatnich spraw Andrzeja, a przede wszystkim tej z wątkiem komisu i możliwych powiązań jego właścicieli z naczelnikiem wydziału dw. z przestępczością gospodarczą. Jestem przekonany, że to wraz z zaginionymi notatkami Andrzeja rzuciłoby zupełnie nowe światło na okoliczności jego tragicznej śmierci – uważa pan Janusz.

Niestety, lubelski wymiar sprawiedliwości nie ma interesu, by wracać do tej sprawy. Przeciwnie, wszelkie próby Janusza Bąka, który wytyka błędy popełnione w trakcie postępowania przez śledczych i policjantów są skutecznie torpedowane poprzez umorzenia bądź odmowy wszczęcia śledztwa, najczęściej z braku podstaw. – Wszystkie te kwestie były przedmiotem toczących się postępowań i zostały rozstrzygnięte. Obecnie podlegają również kontroli sądowej – wyjaśnia Agnieszka Kępka z Prokuratury Okręgowej w Lublinie.

– Moje życie powoli dobiega końca. Nie ma we mnie żadnej radości, ale mam jeden cel – wyjaśnić, dlaczego zginął mój syn, a winnych jego śmierci postawić przed obliczem sprawiedliwości. Nie mam żadnych wątpliwości, kto doprowadził go do załamania nerwowego, a w konsekwencji do samobójstwa i zrobię wszystko, by to udowodnić – zapowiada Janusz Bąk.

Jako światełko w tunelu traktuje otrzymane właśnie z Sądu Rejonowego postanowienie, że w marcu rozpatrzone zostanie jego zażalenie na umorzenie przez prokuraturę postępowania w sprawie innego wątku, mającego potwierdzać, że mogło dojść do tuszowania, faktycznych powodów próby samobójczej jego syna. – To sprawa byłego policjanta, którego uważałem za mojego kolegę – wyjaśnia Janusz Bąk. – Po śmierci Andrzeja poszedłem do niego i poprosiłem o pomoc w wyjaśnieniu okoliczności śmierci syna. Zgodził się, więc przekazałem mu wszystkie dokumenty, jakimi dysponowałem, łącznie z protokołami przesłuchań czy korespondencją.

Przez 3,5 roku człowiek ten zwodził mnie obiecując, że mi pomoże w ustaleniu prawdy. Niestety, zamiast pomóc, nie oddał mi dużej części powierzonych mu materiałów, a oryginalne zeznania moje i żony zwrócił nam przerobione. Złożyłem zawiadomienie do prokuratury w tej sprawie, która umorzyła postępowanie. Zaskarżyłem tę decyzję i mam nadzieję, że sąd nakaże prokuraturze podjąć śledztwo i dzięki temu uda mi się dokonać choć małego wyłomu w tym murze, który chroni osoby odpowiedzialne za śmierć mojego syna – uważa pan Janusz.

bm

Policjanci pod presją

Ze strony NSZZ Policjantów dowiadujemy się, że w latach 2010 – 2020 aż 122 funkcjonariuszy popełniło samobójstwo. Wśród najczęstszych przyczyn wymienia się czynniki związane ze środowiskiem pracy. Dlatego Biuro prasowe Zarządu Wojewódzkiego NSZZ Policjantów wystosowało apel do wszystkich mundurowych. „Często pojawiają się sygnały, że coś złego dzieje się z policjantem, jednak nie reagujemy z obawy, że może być to odebrane jako wtrącanie się w życie osobiste. Dlatego niezmiernie ważna jest tu rola psychologów, bezpośrednich przełożonych oraz związkowców, którzy są najbliżej i mogą zauważyć niepokojące symptomy, które mogą być w przyszłości źródłem tragedii. Nie traktujmy sygnalizowania o problemach jako donoszenia, ale jako wyciągniętą pomocną dłoń do osoby, która może tego problemu nie widzieć lub go lekceważyć”.

News will be here