Suzuki Ignis Hybrid 1,2 83 KM

Najmniejszy model w stajni Suzuki wyróżniają dwie rzeczy: pudełkowaty kształt i terenowe aspiracje. W testowym modelu wprawdzie zabrakło napędu 4×4, ale duży prześwit i niewielkie gabaryty sprawiają, że nie ma w mieście miejsca, do którego nie zdołałoby wjechać to auto.

Nadwozie i wnętrze

W 2020 roku Ignis przeszedł facelifting. Zmieniono przede wszystkim wygląd zderzaków, a w środku panel sterowania klimatyzacją i napędami. Podwyższone nadwozie, koła rozstawione w samych narożnikach karoserii i ścięty jak nożem tył to jego znaki rozpoznawcze. Testowa wersja była wzbogacona w pakiet stylistyczny, w którego skład weszły relingi oraz plastikowe osłony na nadkolach i progach. W zestawieniu z czarnymi felgami i lakierem nadwozia w kolorze przypominającym barwy Rosomaków używanych w Afganistanie Ignis prezentuje się bardzo zadziornie, nawet nieco militarnie. Wnętrze jest też całkiem ciekawe. Po pierwsze, oferuje zaskakująco dużo przestrzeni jak na swoje gabaryty, po drugie jest ładnie i bardzo funkcjonalnie zaprojektowane.

Może nie znajdziemy tu stylistycznych fajerwerków, ale przecież nie o to chodzi. Wszystkie przełączniki znajdują się w zasięgu kierowcy, podobnie centralny wyświetlacz. Do ergonomii mamy tylko jedno zastrzeżenie: brak fizycznego pokrętła do regulacji głośności systemu audio. Fotele są twarde i dobrze wyprofilowane, obszyta skóra kierownica świetnie leży w dłoniach, choć pewnie dla niektórych jej wieniec będzie zbyt cienki, nam się jednak podoba. Miejsca wystarczy dla czterech dorosłych osób. Nawet te siedzące z tyłu będą miały luz nad głową (o ile nie przekraczają 200 cm wzrostu). Za oparciem kanapy pomieścimy ok. 260 litrów bagażu, co jest wynikiem całkiem przyzwoitym.

Silnik i skrzynia biegów

Każdy Ignis jest wyposażony w napęd typu mild hybrid. Składa się na niego czterocylindrowy motor benzynowy o pojemności 1,2 l i mocy 83 KM, generator prądu o mocy ok. 3 KM oraz 12-voltowa bateria. Jest to tzw. miękka hybryda, w której pracę kierowca nie może nijak ingerować. Zarządzaniem energią elektryczną w samochodzie wraz z odzyskiem energii kinetycznej steruje komputer.

Zastosowanie takiego wspomagania ma większy wpływ na obniżenie spalania niż na podniesienie osiągów. Te na papierze nie powalają, bo pierwsza setka pojawia się na liczniku po 12,4 s, ale w zwykłym użytkowaniu auto sprawia wrażenie o wiele bardziej żwawego. W ruchu miejskim spokojnie dotrzymuje kroku mocniejszym samochodom, nadspodziewanie dobrze radzi sobie też w trasie. Duża w tym zasługa świetnie działającej bezstopniowej skrzyni biegów CVT. Średnie spalanie w tym przypadku oscylowało wokół 6 litrów benzyny na 100 km.

Zawieszenie i komfort jazdy

Ignis ma prześwit wynoszący 18 cm, bo auto dostępne jest także w wersji 4WD. Nasza testówka miała napęd tylko na przednią oś, ale mimo tego można pokusić się o zjazd nim z utwardzonej nawierzchni. Na jego przykładzie doskonale widać, jak daleko do przodu poszła produkcja małych samochodów. Ignis jest świetnie poskładany, wyciszony i ma doskonałe zawieszenie, które nic nie robi sobie z naszych kiepskich dróg. Wrażenia z jazdy małym Suzuki są takie, jakbyśmy siedzieli w o wiele droższej i większej konstrukcji. Należy też wspomnieć o niezwykłej zwinności małego japończyka. Promień skrętu wynosi niespełna 9,5 metra, więc parkowanie czy zawracanie jest prawdziwą przyjemnością.

Wyposażenie i cena

Najtańszy Ignis kosztuje 59500 zł. Do testu dostaliśmy średnią odmianę wyposażenia z m.in. systemem nawigacji satelitarnej, wielofunkcyjną kierownicą, klimatyzacją manualną, skrzynią automatyczną, kamerą cofania i 16-calowymi felgami. Cennik tak skonfigurowanej wersji otwiera kwota 71500 zł.

News will be here