Po morderstwie lekarza w szpitalu w Krakowie pojawił się strach o bezpieczeństwo medyków w placówkach służby zdrowia. Dyrekcja chełmskiego szpitala rozważa rozbudowę monitoringu i montaż zamków na szyfr. Niestety, były już przypadki wyzwisk, gróźb a nawet rękoczynów.
Przed tygodniem w Krakowie doszło do tragedii. 35-letni pacjent zaatakował nożem lekarza ortopedę w Szpitalu Uniwersyteckim. Wielokrotnie ugodzonego doktora nie udało się uratować. Naczelna Rada Lekarska zorganizowała marsz przeciw nienawiści i agresji.
Morderstwo sprowokowało dyskusję na temat bezpieczeństwa pracowników służby zdrowia. Zagrożenie jest realne. W szpitalu w Chełmie lekarze i pielęgniarki mieli już do czynienia z wyzwiskami, groźbami a nawet dochodziło do rękoczynów. – Z tego powodu kiedyś zainstalowano kamery na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym. Tam też zainstalowane są zamki na szyfr na drzwiach do pomieszczeń, do których dostęp powinien mieć jedynie personel szpitala – mówi Lech Litwin, zastępca dyrektora ds. medycznych. Dyrektor przyznaje, że po morderstwie w Krakowie temat bezpieczeństwa wrócił. – Rozmawiamy o możliwości rozszerzenia monitoringu, czy kolejnych zamkach na szyfr. Ale nie da się zamknąć całkowicie oddziałów i gabinetów – mówi L. Litwin.
Po godzinie 15.00 na terenie szpitala jest ochrona, ale te kilka osób na cały kompleks budynków, setki pracowników i pacjentów to za mało, żeby mieć gwarancję bezpieczeństwa. – Były już przypadki agresywnych pacjentów, którzy w szale czy upojeniu alkoholowym niszczyli sale i sprzęt. Jedna z takich spraw skończyła się nawet wyrokiem sądu. Nie możemy pozwolić na to, żeby takie sytuacje bagatelizować i żeby się powtarzały – tłumaczy dyrektor Litwin.
Do jednego z głośniejszych incydentów doszło na oddziale chirurgicznym w ubiegłym roku. Pacjent demolował pomieszczenia oddziału i atakował innych chorych i personel, który próbował go uspokoić. Agresywnego pacjenta obezwładnili w końcu pracownicy i przenieśli na psychiatrię. Zawiadomiono policję a sprawa trafiła do sądu. (reb)