Włodawa w oparach smogu

Wraz z nadejściem jesieni do Włodawy powrócił problem smogu. Najbardziej zauważalny jest on na obrzeżach miasta, gdzie potęguje go wypalanie liści i traw na ogródkach działkowych i prywatnych posesjach. Najgorzej było dwa tygodnie temu, kiedy to czujniki zanotowały wielokrotne przekroczenie dopuszczalnych wartości pyłów i dymu w powietrzu.

Włodawa aspiruje do bycia miastem proekologicznym. Jednym z elementów tego założenia są czujniki badające jakość powietrza zamontowane na budynku ratusza. Odczyt może sprawdzić każdy – wystarczy wejść na odpowiednią stronę. Kilkanaście dni temu tak właśnie zrobił jeden z mieszkańców.

Okazało się, że tego dnia wszelkie dopuszczalne normy były przekroczone i to kilkukrotnie – PM10 wynosiło ok. 640 jednostek, gdy więcej niż 200 to stan bardzo zły, a PM 2,5 wynosiło ok. 450 (stan bardzo zły ponad 120). Takie wartości aparatura pomiarowa wskazywała w centrum Włodawy. Na obrzeżach było jeszcze gorzej. Smog był tak gęsty, że jeszcze na długo przed zmrokiem ograniczał widoczność, szczypał w oczy, podrażniał przewody oddechowe.

– Reagujemy na każdy sygnał o wypalaniu liści, czy traw – mówi Sławomir Borkowski, komendant Straży Miejskiej we Włodawie. – Problem w tym, że przepisy nie są na tyle sprecyzowane, byśmy mogli ukarać każdego, kto na swojej działce rozpali ognisko. Prawo mówi, że można je palić, ale w granicach rozsądku i jeżeli nikomu to nie przeszkadza. Interweniujemy dopiero, gdy ktoś jest naprawdę dokuczliwy dla otoczenia, a więc np. pali mokre liście, czy odpady.

Niedawno jedna taka osoba została ukarana mandatem. Problem smogu zawsze wzmaga niskie ciśnienie, wtedy najzwyklejszy dym z kominów ściele się nisko po ziemi. Do tego dochodzi mgła znad Bugu i Uherki, nie wykluczam też dymu, który do miast dociera z wypalanych torfowisk po wschodniej stronie rzeki – wylicza Borkowski. (bm)

News will be here