Często jest tak, że idę gdzieś i widzę miejsca, w których można coś poprawić, albo przychodzi mi do głowy pomysł, by powstało w danym miejscu coś nowego – mówi Maciej Mikulski, autor 16 ze 156 projektów złożonych w najnowszej edycji Budżetu Obywatelskiego. Wśród jego pomysłów jest m.in. budowa „lubelskiej latarni morskiej”, tężni w wąwozie między LSM-em a Czubami czy posadzenie tysiąca drzew w każdej dzielnicy.
Grzegorz Rekiel: Złożyłeś 16 projektów do lubelskiego Budżetu Obywatelskiego 2021. To 10% wszystkich pomysłów. Skąd czerpiesz inwencję?
Maciej Mikulski: Często jest tak, że idę gdzieś i widzę miejsca, w których można coś poprawić, albo przychodzi mi do głowy pomysł, by powstało w danym miejscu coś nowego. Dużo też podróżuję, zarówno po Polsce, jak i za granicę i nieraz podpatrzę jakieś rozwiązanie, które mnie zainteresuje, zaintryguje i chciałbym później zobaczyć to w Lublinie. Nieraz znajomi mnie proszą, bym w ich imieniu złożył jakąś propozycję.
Zaproponowałeś np. remont wieży sędziowskiej nad Zalewem Zemborzyckim i umieszczenie na górze aparatury, która w nocy będzie nadawać sygnały wzorem latarni morskiej. To bardzo ciekawy pomysł, ale myślisz, że „lubelska latarnia morska” przyciągnęłaby do Lublina turystów?
Sama „latarnia” może nie przyciągałaby turystów, ale byłaby na pewno jednym z czynników sprawiających, że „lubelskie morze” byłoby bardziej atrakcyjne. Każda nietypowa inwestycja w przestrzeni miejskiej przyciąga. Wymienić można chociażby okrągłą kładkę – rondo dla pieszych w Rzeszowie czy palmę na rondzie de Gaulle’a w Warszawie.
Mój projekt niestety został odrzucony, ze względu na to, że wieżę, wraz z Zalewem Zemborzyckim, przejęły Wody Polskie. W tym przypadku byłem trochę zaskoczony, bo o ile o przejęciu zbiornika wiedziałem, o tyle nie spodziewałem się, że wieża też została zabrana miastu. Natomiast rozmawiał ze mną jeden z radnych miejskich i mówił, że jest szansa zgłosić ten pomysł Wodom Polskim w ramach konsultacji społecznych dotyczących rewitalizacji Zalewu Zemborzyckiego. Podobno jest szansa na realizację.
Urzędnikom nie przypadł też do gustu projekt posadzenia tysiąca drzew tlenowych w każdej dzielnicy, co oznaczałoby posadzenie 27 tysięcy nowych drzew w Lublinie. A tyle mówi się o zielonym i ekologicznym mieście…
W tym przypadku nie spodobał się gatunek drzewa tlenowego. Zapytałem w ramach odwołania, czy gdyby projekt dotyczył rodzimych gatunków, takich jak buk, dąb, brzoza, klon, grab, topola czy lipa, to wówczas możliwa byłaby jego realizacja. Jeśli tak, to o ile nie będzie możliwości skorygowania w ten sposób projektu w tym roku, złożę analogiczny projekt w następnym. Natomiast samo wyjaśnienie dotyczące negatywnej oceny jest akurat w tym przypadku dość wyczerpujące, urzędnicy powołują się na ocenę Komisji Państwowej Rady Ochrony Przyrody ds. Roślin czy Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska i nie zamierzam opinii ekspertów kwestionować.
Inny ze złożonych przez Ciebie projektów dotyczy remontu ulicy Nadbystrzyckiej na odcinku od Jana Pawła II do Janowskiej, na co czekają okoliczni mieszkańcy. Ten projekt też został odrzucony przez urzędników. Jak tłumaczyli swoją decyzję?
Przebudowa tego odcinka była w projekcie unijnym, ale nie została zrealizowana razem z Nadbystrzycką od Muzycznej do Zana. Przygotowana jest dokumentacja z „wyprostowaniem ulicy” przy przedszkolu i szkole Montessori. Ten odcinek Nadbystrzyckiej jest zgłoszony do następnego programowania unijnego. Z tego też powodu nie przeszedł mój kolejny projekt „Park Nadbystrzycka” – w miejscu proponowanego parku będzie w przyszłości biegła „wyprostowana” ulica.
Wśród zgłoszonych przez Ciebie projektów są „Tężnia, tężnia, kiełbasa, kiełbasa” czy „Fikuśne latarnie…
„Tężnia, tężnia, kiełbasa, kiełbasa” to projekt budowy tężni solankowej w wąwozie Rury przy Alei Miast Partnerskich oraz wielkiego grillowania kiełbasek na jej otwarcie. Zdaniem komisji przekracza on możliwości Budżetu Obywatelskiego, a doświadczenia innych miast z budowy tężni wskazują, że to koszty rzędu 1,5 – 2,6 mln. Z tym się nie zgadzam, bo są przykłady realizacji takich instalacji w Polsce za kwoty poniżej miliona. Głęboko liczę, że odwołanie przyniesie skutek, bo kompletnie nie uznaję argumentacji ratusza. „Fikuśne latarnie” z kolei to projekt pomalowania latarni na alei Witosa w barwy miasta, ale w tym przypadku urzędnicy wskazali, że urządzenia są własnością spółki energetycznej, z czym polemizować oczywiście nie można.
To nie są trochę żarty z miejskich urzędników?
Absolutnie nie, ale czasem warto pewne rzeczy podkoloryzować, czasem warto na coś spojrzeć z humorem. Nie można być wiecznie sztywnym i poważnym. Uważam, że realizacja każdego z tych projektów byłaby ciekawa i wnosząca pewną wartość dla miasta, inaczej faktycznie byłyby to tylko żarty. Mam szacunek dla pracy urzędników i jestem im wdzięczny za zadania, które wykonują, zwłaszcza, że sam pracuję w jednostce samorządowej i wiem o czym mowa.
W ramach lubelskiego Budżetu Obywatelskiego 2021 do wydania jest ponad 12 milionów złotych. To wystarczająca kwota?
Biorąc pod uwagę, że wartość złożonych projektów opiewa łącznie na 63,6 mln zł, łatwo stwierdzić, że kwota jest znacznie niższa, niż oczekiwaliby tego mieszkańcy. Jest to pytanie o strukturę wydatków miasta. Budżet Obywatelski, powiedzmy szczerze, to są małe inwestycje np. w porównaniu do budowy nowej drogi, stadionu czy szkoły. Zadania muszą być wykonalne w ciągu roku, zatem siłą rzeczy nie mogą być zbyt duże.
Złożyłeś jedyny projekt z Wrotkowa, który po usunięciu wad formalnych będzie mógł zostać zrealizowany, choć nie jesteś mieszkańcem tej dzielnicy. Na Wrotkowie nie wierzą w ideę Budżetu Obywatelskiego?
Trudno mi to ocenić, na pewno nie można nikogo szufladkować i tworzyć stereotypów. Z Wrotkowem to jest ciekawa sprawa. Nie jestem mieszkańcem tej dzielnicy, ale któregoś wieczoru przeszedłem się „starą” Nałkowskich. To droga nieutwardzona, z wybojami i bez żadnego oświetlenia. Po zmroku jest tam zwyczajnie niebezpiecznie, bardzo łatwo się potknąć. Pomyślałem, że skoro już piszę tyle projektów, to zrobię coś dla mieszkańców tej ulicy, czyli latarnie, nie mając w tym żadnego interesu. Okazało się, że włożyłem kij w przysłowiowe mrowisko. Ten temat podobno ciągnie się za mieszkańcami od lat. Miasto oceniło projekt negatywnie, ponieważ na ten odcinek jest opracowana dokumentacja na budowę ulicy wraz z oświetleniem i kanalizacją oraz wydana zgoda na tzw. realizację inwestycji drogowej i nie ma możliwości podzielenia zadań. Rozmawiałem w tej sprawie z jednym z radnych miejskich, który do mnie zadzwonił, prosząc bym się odwołał i obiecał w tym pomóc. Prawdę mówiąc miałem odpuścić, ale skoro tak sprawa wygląda, to czemu nie?
Załóżmy, że wszystkie Twoje projekty zostają poddane pod głosowanie, a wybrać można tylko dwa dzielnicowe i dwa ogólnomiejskie. Na które swoje pomysły byś zagłosował?
Nie zastanawiałem się nad tym w momencie pisania projektów, ale nie ukrywam, że moim oczkiem w głowie są dwa z nich: „Filary na Filaretów – Lubelskie Wiszące Ogrody” oraz „Kawa w tramwaju”. Pierwszy był składany w 2016 roku i wówczas niewiele zabrakło mu w głosowaniu do sukcesu. Dziś pomysł ponawiam, bo Park św. Jana Pawła II jest już skończony i zagospodarowanie konstrukcji niedoszłego, drugiego wiaduktu na Filaretów na „zieloną bramę” byłoby jego świetnym dopełnieniem. Chciałbym, aby było to na wzór niesamowitego parku High Line w Nowym Jorku, który miałem okazję podziwiać. „Kawa w tramwaju” to z kolei próba sprowadzenia – w trochę nietypowy sposób – tramwaju do Lublina w formie stacjonarnej kawiarni. Tramwaje w naszym mieście to moje marzenie jako inżyniera transportu, a w ten sposób byłby chociaż ich przedsmak. Pierwszy z projektów jest dopuszczony do głosowania, w sprawie drugiego napisałem odwołanie.
W przyszłym roku zamierzasz „poprawić swój wynik”, jeśli chodzi o liczbę złożonych projektów?
Przede wszystkim moim celem nie było bicie rekordów, a złożenie ciekawych pomysłów, niemniej cieszę się, że postawiłem wysoko poprzeczkę (śmiech). Wolałbym pobić rekord projektów pozytywnie ocenionych, albo jeszcze lepiej wygranych w głosowaniu. Trudno mi powiedzieć jak będzie sytuacja wyglądała za rok, zwłaszcza, że pracuję w Krakowie, ale na pewno postaram się coś zrobić dla mojego ukochanego, rodzinnego miasta.
Rozmawiał Grzegorz Rekiel