Zator przed SOR-em

W ubiegłym tygodniu przed Szpitalnym Oddziałem Ratunkowym utknęły karetki z pacjentami chorymi na Covid-19. Podobno nie chciano ich przyjąć na SOR, bo pracownikom odebrano dodatki covidowe. Trochę trwało zanim zarażonych w końcu przyjęto na oddziały. Ale kierownictwo szpitala i pogotowia zupełnie inaczej tłumaczy ten zator.

Przed tygodniem pisaliśmy o nowych regulacjach w przyznawaniu dodatków covidowych i tym, że dodatkowych pieniędzy nie dostaną, tak jak było to do tej pory, wszyscy pracownicy Szpitalnego Oddziału Ratunkowego. Z rozporządzenia ministra zdrowia wynika, że od listopada dodatki mają być przyznawane pracownikom za faktyczne godziny pracy z pacjentami z Covid-19. Będzie to skrupulatnie wyliczane. Już wiadomo, że pieniędzy nie dostaną wszyscy medycy z SOR.

Praca oddziału jest tak zorganizowana, aby pracownicy, którzy dyżurują i obsługują pacjentów niezarażonych, nie mieli kontaktu z chorymi na Covid-19 i na odwrót. A bez kontaktu z zakażonymi pacjentami dodatkowe pieniądze im się nie należą. Pracownicy podobno dają wyraz swojego niezadowolenia i toczą dyskusje z dyrekcją. A przed tygodniem poszła pogłoska, że z powodu nowych regulacji rzekomo nie chcieli przyjąć chorych na Covid-19.

– Przed oddziałem od kilkudziesięciu minut stoi kilka karetek z zarażonymi, ale nie chcą ich przyjąć na SOR – dostaliśmy informację w środę. – Podobno pracownicy zbuntowali się, bo nie mają dodatków covidowych.

Kierownictwo pogotowia i dyrekcja szpitala zaprzecza, że powodem tego zatoru było celowe działanie pracowników. – Faktycznie karetki stały dłuższą chwilę, ale z tego co się orientuję, to na oddziale był jakiś nagły przypadek i chyba stąd ten poślizg – mówi Anetta Szepel ze Stacji Ratownictwa Medycznego w Chełmie. – Wszyscy pacjenci zostali ostatecznie przyjęci.

– Na oddziale odbywała się reanimacja, dlatego karetki musiały poczekać na przekazanie pacjentów – mówi Kamila Ćwik, dyrektor chełmskiego szpitala. – Dodatki covidowe nie miały z tym nic wspólnego.

Przyjęcie na oddział pacjenta zarażonego koronawirusem wymaga czasu. – Dlatego zazwyczaj dyspozytorzy umawiają transport w odpowiednich odstępach, żeby do takich zatorów nie dochodziło – dodaje Lech Litwin, zastępca dyrektora ds. lecznictwa. – Ale są też nagłe sytuacje i wtedy zatykamy się. Fizycznie nie jesteśmy w stanie przyjąć na raz większej liczby pacjentów. Każdy z nich musi przecież przejść selekcję i badanie wstępne, zanim zostanie przekazany dalej na oddział. (bf)

News will be here