Boją się, że zamarznie

W walącej się chacie z dziurawym dachem, bez prądu, wody i w strasznych warunkach sanitarnych wegetuje pan Władysław. Jedynymi towarzyszami jego niedoli są pies i kot, które ogrzewają go w zimne noce, ale nawet one nie ochroniły go przed odmrożeniem stopy. Mężczyzna jest „problemowy”, dlatego pomoc społeczna niechętnie do niego zagląda, a sąsiedzi boją się, że w końcu zamarznie.

Pan Władysław od urodzenia mieszka w lichej drewnianej chatynce, która nigdy nie była remontowana. Dom wali się w posadach, belki są spróchniałe i stoczone przez robactwo, dach się zapadł i przecieka prawie po całości. Gdy miał kilka lat, zmarła jego matka i nasz bohater trafił z częścią rodzeństwa do domu dziecka. Po ukończeniu 18. roku życia kazano mu się wyprowadzić, więc wrócił do Lubienia, do domu ojca i mieszka w nim do dzisiaj. Jest nieporadny życiowo, od dawna miał problemy z alkoholem i po kilku głębszych stawał się agresywny i nieprzewidywalny. Podobno dwa razy chciał pozbawić życia kierownika Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Wyrykach, Tadeusza Rudkę.

To sprawiło, że pomoc społeczna omijała jego dom szerokim łukiem, a on sam popadał w coraz większą nędzę. Kilka lat temu energetycy odcięli mu prąd. Przez brak ogrzewania mróz rozsadził instalację, więc pan Władysław nie ma też wody, o łazience czy toalecie nie mówiąc. Sprawy fizjologiczne załatwia do wiadra, je niewiele i byle co, bo utrzymuje się tylko z zasiłku wynoszącego 719 zł miesięcznie i z dzierżawy pola, za którą dostaje 1 tys. zł rocznie. Kierownik GOPS-u mówi, że mężczyzna ma duży zasiłek, ale w lecie idzie on na tzw. „przelew”, więc o odłożeniu jakiegokolwiek grosza na zakup opału nie ma tu mowy. Pan Władysław jest nałogowym palaczem i po zakupie tytoniu na jedzenie zostaje niewiele.

Jego niedolę zauważyli sąsiedzi, którzy na własny koszt przywożą mu opał albo coś do jedzenia. – Znam go od dziecka. Ten człowiek całe życie miał po górkę, więc się nie dziwię, że dzisiaj jest, jaki jest. Ale to wcale nie oznacza, że opieka społeczna o takie osoby nie musi dbać, a rzuca mu tak naprawdę ochłapy, podczas gdy o wiele lepiej sytuowani ludzie dostają choćby dary żywnościowe. Proszę zapytać Władka, czy on kiedykolwiek otrzymał taką pomoc. Podobnie jest z opałem. Ostatnio przywieziono mu dwa bigbagi sosnowych ścinek z tartaku, które świetnie nadają się na rozpałkę, ale spalają się bardzo szybko, bo to drewno ma bardzo małą wartość energetyczną – mówi jedna z mieszkanek Lubienia.

Tadeusz Rudko nie ma sobie nic do zarzucenia. – Odkąd pracuję w GOPS-ie, a będzie to już ponad 40 lat, ten człowiek był od zawsze naszym klientem – mówi kierownik. – Jego problemy w dużej mierze wynikają z choroby alkoholowej. Człowiek ten dwa razy groził mi śmiercią, ostatni raz gdy odwiedziłem go w asyście policjantów, zamachnął się na mnie młotkiem. Na szczęście wyrwał go jeden z mundurowych.

Mimo tego cały czas monitorujemy jego sytuację i na pewno nie damy mu zamarznąć. Moi pracownicy już zajęli się załatwieniem mu opału. Trzeba też pamiętać, że ten człowiek ma własny las, z którego mógłby pozyskać drewno na zimę, ale w lecie woli pić niż zająć się robotą. I tak to wygląda. Jego dom nie nadaje się do żadnego remontu, więc chcieliśmy umieścić go w jakimś ośrodku, ale kategorycznie odmówił, więc można powiedzieć, że sam sobie zgotował taki los – dodaje Rudko. (bm)

News will be here