Chora dola emeryta

Małżeństwo emerytów z Wojsławic skarży się na publiczną służbę zdrowia. Twierdzą, że lekarz rodzinny oszczędza na skierowaniach na badania, przez co muszą je robić odpłatnie w Chełmie. A jak już zapłacą, to ciężko doprosić się za nie rachunku, którego i tak nie refunduje NFZ. – A ja mam 1030 zł emerytury i co miesiąc wydaję 400 zł na lekarstwa – żali się pan Stanisław.

Sprawa skierowań na badania i do specjalistów, które powinni wydawać lekarze rodzinni nie raz budziła sporo kontrowersji. Wśród pacjentów panuje przekonanie, że lekarze ograniczają wydawanie skierowań ze skąpstwa. Bo każde z nich uszczupla pulę pieniędzy, którą przekazuje im Narodowy Fundusz Zdrowia. Rzeczywiście za każdego zaopcjowanego pacjenta lekarz rodzinny dostaje pieniądze.

Ale myli się ten, kto uważa, że to kokosy. Po ostatnich podwyżkach stawka na jednego pacjenta wzrosła do 147 zł rocznie. Niezależnie od tego czy skorzysta on z porady doktora czy nie. Okrągła sumka robi się dopiero po zsumowaniu stawek wszystkich zaopcjowanych pacjentów. Jeden lekarz może mieć maksymalnie 2500 opcji, co daje rocznie ponad 367 tys. zł. Oczywiście z tych pieniędzy musi utrzymać ośrodek zdrowia. Oprócz swojej pensji i składek do ZUS musi utrzymać pracowników, budynek, opłacić podatki i media. Część świadczeń w Podstawowej Opiece Zdrowotnej jest dodatkowo wyceniania i opłacana przez NFZ, ale stawki tych kilku dodatkowych porad nie przekraczają 50 zł.

Małżeństwo emerytów z Wojsławic twierdzi, że ich rodzinny lekarz nie chciał im dać skierowania na prześwietlenie ręki. – Na jakim my świecie żyjemy? – denerwował się pan Stanisław. – Tyle lat przepracowałem, płaciłem składki i mam się teraz prywatnie leczyć i za to płacić? To po to się dokłada do tej służby zdrowia, żeby lekarze sobie kolejne mieszkania kupowali i domy stawiali? Mam 1030 zł emerytury i co miesiąc wydaję 400 zł na lekarstwa. Nie stać mnie na kolejne 40 zł na prześwietlenie. Ale lekarza to nie obchodzi.

Emeryt mówi, że zrobił prześwietlenie w prywatnej firmie w Chełmie. – I musiałem się wykłócać, żeby mi za nie paragon wystawili – mówi. – Liczyłem, że NFZ zwróci mi za to badanie, ale gdzie tam.

Jakub Wlaź, lekarz rodzinny i współwłaściciel ośrodka zdrowia w Wojsławicach, przedstawia sprawę inaczej.

– Co miesiąc wydajemy ok. 2-3 tys. zł, prawdopodobnie najwięcej wśród POZ w powiecie chełmskim, na diagnostykę, badania laboratoryjne i profilaktyczne – mówi. – Ale jeżeli pacjent przychodzi do nas np. od reumatologa, któremu zapłacił za prywatną wizytę i chce skierowania na wszystkie badania, bo tak mu ten reumatolog zalecił, no to na to się nie możemy godzić. Pacjentom przekazujemy od dawna jasną informację, że nie przepisujemy badań zleconych od innych specjalistów.

Według lekarza do każdego badania musi być podstawa medyczna. – Naprawdę nie ma sensu robić prześwietlenia łokcia, który boli od wielu lat, bo to zdjęcie nic nie pokaże. Zdjęcie ma sens w przypadku nowego urazu – uważa J. Wlaź.

J. Wlaź zapewnia, że nie oszczędza na pacjentach. – Wyremontowaliśmy i wyposażyliśmy budynek przychodni. Jesteśmy jednym z nielicznych POZ, w którym cztery dni w tygodniu przyjmuje pediatra. Mamy internistkę, która kończy specjalizację z kardiologii i przyjmuje dwa razy w tygodniu. Sam pracuję codziennie od 8.00 do 14.00 a potem prowadzę wizyty domowe. Po 14.00 na miejscu jest też mój ojciec – mówi. Ale i do pracy jego ojca pacjenci mieli zastrzeżenia. – Jest schorowany i ciężko nawet zrozumieć, co mówi – mówią.

– Rzeczywiście tak jest, dlatego w ośrodku jest tylu lekarzy – mówi J. Wlaź.

NZOZ z Wojsławic ma ok. 2700 zaopcjowanych pacjentów. (bf)

News will be here