Covid w powolnym odwrocie

Ponownie otwarte galerie, dodatkowa handlowa niedziela – 6 grudnia, a na święta będziemy mogli zaprosić góra pięć osób. Otwarte będą wyciągi narciarskie, ale hotele i restauracje pozostaną zamknięte. Ferie w całym kraju od 4 do 17 stycznia. Póź`niej mają ruszyć masowe, choć nieobowiązkowe, szczepienia. To najnowsze doniesienia z frontu walki z koronawirusem.


W ubiegłym tygodniu liczba dziennych zakażeń koronawirusem w kraju spadła z ok. 21 do ok. 15 tys., ale liczba ofiar śmiertelnych pozostawała na niepokojąco wysokim poziomie – 500 – 600 w ciągu doby. Nieco spadła również liczba zajętych łóżek i respiratorów. W życie weszły więc niewielkie, zapowiadane już kilkanaście dni wcześniej przez rząd, poluzowania – ponownie zostały otwarte galerie handlowe (z zachowaniem reżimu sanitarnego), które będą dodatkowo czynne w niedzielę, 6 grudnia, i biblioteki. Rząd precyzyjnie określił również ile osób będziemy mogli zaprosić do domu na święta – góra pięć.

O wprowadzeniu zakazu przemieszczania się nie ma już mowy. Rządzący liczą na naszą odpowiedzialność, bo przepis określający liczbę osób przy świątecznym stole wydaje się dość sztuczny i trudny do wyegzekwowania. Jeszcze większe kontrowersje wzbudzają zapisy o feriach w całym kraju w terminie od 4 do 17 stycznia, utrzymania zamknięcia restauracji i miejsc noclegowych dla turystów, przy jednoczesnym otwarciu wyciągów narciarskich.

– Te ferie spędzamy w domu – niezmiennie powtarza minister zdrowa, Adam Niedzielski, choć z całego południa Polski płyną protesty samorządowców i żyjących z turystyki górali oraz apele nie tylko o otwarcie na ferie lokali gastronomicznych i noclegowych, oczywiście z zachowaniem reżimu sanitarnego, ale również o rozłożenie ferii w czasie, nawet do połowy marca. Tamtejsi przedsiębiorcy podnoszą, że sezon zimowy zapewniał im ponad 70% całorocznych przychodów i bez nich całej branży grozi bankructwo.

Na razie rząd pozostaje nieugięty, choć nie brakuje głosów, że to z góry przyjęta strategia, i koniec końców zmieni zdanie, pokazując, że wsłuchuje się w głosy Polaków. Póki co premier Mateusz Morawiecki, zapewnia, że branża turystyczna i inne objęte obostrzeniami będą mogły liczyć na wsparcie z tarczy antykryzysowej 6.0 i tarczy finansowej 2.0. Ale o pomoc apelują również inne branże, które wprost restrykcjami obłożone nie są, ale równie mocno odczuwają ich skutki. Jakie ostatecznie rozwiązania znajdą się w ustawach nie wiadomo, bo ich procedowanie wciąż trwa.

Tymczasowe szpitale na trzecią falę

Choć systematycznie, aczkolwiek powoli, spada liczba zajętych łóżek covidowych i respiratorów o odczuwalnym odciążeniu szpitali i ich personelu na razie nie ma mowy, bo powstające w całym kraju nakładem milionów złotych szpitale tymczasowe (szpital w halach Targów Lublin ma być gotowy w pierwszych dniach grudnia) jak się okazuje wcale nie mają służyć przeniesieniu do nich części pacjentów z Covid-19, ale przede wszystkim mają być w rezerwie na wypadek, gdyby przyszła trzecia fala zakażeń.

Jeśli tendencja spadku zachorowań na Covid-19 się utrzyma tymczasowe szpitale w większości pozostaną puste i jak twierdzi premier, to bardzo dobrze. Wiele wskazuje, że tak się stanie, bo w ocenie ministerstwa zdrowia, do lekarzy rodzinnych zgłasza się coraz mniej osób z objawami wskazującymi na koronawirusa. Tym też resort tłumaczy spadającą liczbę przeprowadzanych testów. Nie brakuje jednak opinii, że mniejsza liczba testów, a tym samym wykrywanych przypadków zakażeń, wynika również z tego, że pacjenci nawet z objawami zakażenia nie chcą skierowania na testy, ograniczając się do wzięcia zwolnienia lekarskiego i zastosowania samokwarantanny.

Notabene od ubiegłej soboty w sprawie kwarantanny obowiązują nowe przepisy. Obowiązek poddania się kwarantannie istnieje już od dnia kiedy lekarz skieruje nas na wykonanie testu, a nie od momentu otrzymania pozytywnego wyniku. Co ważne, kwarantanna jest zawieszona na czas wykonania testu (droga do miejsca pobrania wymazu i powrót do domu). Zawieszenie kwarantanny lub izolacji ma miejsce, także kiedy musimy udać się do lekarza. W tych sytuacjach nie musimy zgłaszać się do sanepidu.

Masowych testów u nas nie będzie

Ilu naprawdę jest zakażonych, czy przeszło infekcję mogłyby pokazać masowe testy. Mają one w najbliższych dniach zostać przeprowadzone na Śląsku, Podkarpaciu i w Małopolsce. Kształt akcji nie jest jeszcze dopracowany, a część osób już teraz zastanawia się, czy takie badania są planowane również w województwie lubelskim. Na razie nie. – Co prawda w województwie lubelskim nie są planowane masowe badania mieszkańców na obecność koronawirusa, ale na małą skalę zamierzamy zrobić testy przesiewowe w dwóch domach pomocy społecznej – powiedział w miniony piątek Lech Sprawka, wojewoda lubelski. Masowe testy w regionie nie są planowane, bo zdaniem części ekspertów, wartość takich badań jest ograniczona, a akcja jest bardzo trudna z logistycznego punktu widzenia.

Wojewoda lubelski tłumaczy, że część ekspertów ma wątpliwości, czy badania przesiewowe mają sens. – Żeby zyskać pewien obraz to trzeba by było daną osobę co najmniej trzykrotnie przebadać w odstępach trzydniowych, żeby z tego wyciągać jakiekolwiek wnioski. To nie jest takie proste – wyjaśnia wojewoda i dodaje, że nawet we wspomnianych trzech województwach badania nie będą polegać na tym, że przebadani zostaną wszyscy mieszkańcy.

Lech Sprawka podał też przykład Słowacji, która prowadziła badania przesiewowe mieszkańców. – Słowacy się o tym doskonale przekonali, kiedy tak naprawdę całą populację przebadali raz, a potem zaczęli mieć wątpliwości, zaczęli ograniczać wielkość próby. Wartość tych badań przesiewowych nie jest, zdaniem ekspertów, wystarczająca – uważa.

Część mieszkańców chce się jednak przebadać we własnym zakresie, nawet jeśli nie mieli do tej pory objawów wskazujących na zakażenie koronawirusem. W tej grupie jest niespełna 30-letni Konrad z Lublina, który zrobił sobie tzw. badanie kasetkowe w jednej z prywatnych placówek. Wykazuje ono, czy w przeszłości przeszło się już zakażenie koronawirusem. – Moi dziadkowie są już osobami w mocno podeszłym wieku. Chciałbym się z nimi spotkać w Święta Bożego Narodzenia, ale mam obawy, bo przecież znaczna część osób przechodzi zakażenie bezobjawowo. Badanie wykazało jednak, że nie miałem koronawirusa, dlatego nie wiem, czy spotkam się z nimi w Święta – tłumaczy mężczyzna.

Przetestować cały szpital?

O regularne testowanie wszystkich pracowników SP ZOZ w Świdniku apeluje powiatowa radna Edyta Lipniowiecka (Świdnik Wspólna Sprawa). Jak przekonuje, pozwoliłoby to zadbać o bezpieczeństwo i stabilne funkcjonowanie placówki. Od początku pandemii na oddziałach SP ZOZ w Świdniku, podobnie jak w innych szpitalach w kraju, co jakiś czas pojawiają się ogniska koronawirusa.

Ostatnio z jego powodu wstrzymano przyjęcia na Oddział Chorób Wewnętrznych. Na szczęście pacjenci odczuli to w nieznaczny sposób, bo ciągłość udzielana świadczeń zapewnił II Oddział Chorób Wewnętrznych. Aby minimalizować ryzyko takich sytuacji radna Edyta Lipniowiecka (ŚWS) zaproponowałam, aby cyklicznie badać wszystkich pracowników szpitala na obecność koronawirusa i przygotowała interpelację do władz powiatu w sprawie sfinansowania takich badań.

– W związku z dynamicznie rozwijającą się sytuacją związaną z Covid-19, należy zadbać o bezpieczeństwo i stabilne funkcjonowanie powiatowego szpitala w Świdniku – przekonuje radna Lipniowiecka. – Dlatego też zwróciłam się z prośbą o sfinansowane przez powiat świdnicki testów na obecność koronawirusa Covid-19 dla całego personelu medycznego jednostki, w tym dla salowych, pielęgniarek, lekarzy oraz pracowników administracji. Testowanie powinno odbywać się regularnie aż do momentu ustąpienia pandemii w Polsce, a powiat świdnicki, jako zarządca, powinien to sfinansować.

W interpelacji radna podkreśliła, że zdaje sobie sprawę z tego, że w dobie pandemii sytuacja samorządów nie jest korzystna i zasugerowała, aby o partycypowanie w kosztach przeprowadzenia takich testów starosta zwrócił się do Urzędu Miasta Świdnik.

– Praca szpitala jest bardzo ważna, a co jakiś czas pojawiają się tam ogniska. Testy mogłyby zminimalizować to ryzyko – podkreśla radna.

W odpowiedzi na jej wystąpienie Starostwo Powiatowe poinformowało, że dotychczasowa pomoc powiatu dla SP ZOZ wyniosła ponad 1,7 mln zł (dotyczyła dotacji celowej i pokrycia straty finansowej za ubiegły rok), i nie ma wolnych środków na sfinansowanie testów.

„Rezerwa zabezpieczona w budżecie Powiatu Świdnickiego na zarządzanie kryzysowe wynosi 200 tys. zł (z przeznaczeniem na środki ochrony osobistej, dezynfekcję pomieszczeń, preparaty do dezynfekcji rak, wyposażenie miejsc kwarantanny (…). Środki te nie są wystarczające na pokrycie kosztów ewentualnych testów na obecność Covid-19 dla całego personelu SP ZOZ w Świdniku – czytamy w odpowiedzi na interpelację radnej.

Sprawę testów dla pracowników szpitala radna poruszyła także na ubiegłotygodniowym posiedzeniu rady powiatu.

– W mojej interpelacji sugerowałam, aby zarząd w sprawie finasowania tych testów porozumiał się z Gminą Miejską Świdnik, a w odpowiedzi starosta w żaden sposób się do tego nie odniósł – mówiła radna i dodała, że podoba interpelacja złożona przez radnego miejskiego Mariusza Wilka (ŚWS) wpłynęła do ratusza, a władze miasta w odpowiedzi na nią, poinformowały, że są otwarte na działania minimalizujące ryzyko braku ciągłości działania szpitala i rozważą możliwość udzielenia wsparcia na zakup takich testów, po przedstawieniu ze strony starosty ewentualnego kosztu takiego kompleksowego badania oraz oczekiwań odnośnie udziału gminy.

– Koszty związane z wykonaniem jednorazowych testów to 200 tys. zł – odpowiadał radnej starosta Łukasz Reszka. – Szpital jest powiatowy i tak naprawdę wszystkie gminy mogłyby partycypować w kosztach, ale wiadomo, nie mają takiego obowiązku. Pamiętajmy też, że przekazujemy dotacje na funkcjonowanie szpitala, co też nie jest praktykowane w samorządzie powiatowym. To jest 300 tys. zł rocznie. W roku 2021 będzie to już 400 tys. zł. Poza tym dyrektor szpitala sceptycznie podchodzi do tego pomysłu i zapewnił mnie, że robi wszystko, co w jego mocy aby zabezpieczyć pracowników i pacjentów.

Lęk pojawia się zawsze

Od początku pandemii koronawirusem zakaziło się już blisko 50 tys. mieszkańców naszego województwa (prawie co 40 osoba). Ponad 30 tysięcy chorobę ma już za sobą. Jedną z nich jest pan Łukasz. – Kiedy człowiek dowiaduje się, że jest zakażony koronawirusem, zawsze pojawia się jakiś rodzaj niepokoju – relacjonuje 40-letni lublinianin, który opowiedział nam o przebiegu swojej choroby, nazywając ją „turbogrypą”. – Początkowo myślałem, że to zwykłe przeziębienie, ale w pewnym momencie straciłem węch i smak. Wiedziałem już, że to nie jest typowa infekcja.

Pojawił się stan podgorączkowy, odczuwałem również ból w klatce piersiowej. Na szczęście chorobę spędziłem w domu. Covid-19 określiłbym mianem „turbogrypy” – relacjonuje mężczyzna, któremu właśnie skończyła się kwarantanna. Czy informacja o tym, że jest się zakażonym koronawirusem budzi duży niepokój? – W takim momencie zawsze pojawia się rodzaj lęku. Teoretycznie w mojej kategorii wiekowej śmiertelność jest bardzo mała, w dodatku wiodę raczej aktywne życie, ale nigdy nie wiadomo jak organizm zareaguje na kontakt z nowym patogenem – przyznaje Łukasz.

Jak mężczyzna ocenia opiekę medyczną? – Kontakt z lekarzem rodzinnym oceniam dobrze. Bardzo długo, bo aż 5 dni, czekałem jednak na przeprowadzenie testu, ale to nie wina lekarza, lecz „zatkania” systemu opieki zdrowotnej – przyznaje Łukasz.

Czy wiadomość o tym, że przeszło się Covid-19 sprawia, że człowiek czuję się już bezpieczny? – Nie patrzę na to w kategoriach ulgi, zwłaszcza, że pojawiają się doniesienia, że po trzech miesiącach od przebycia zakażenia liczba przeciwciał jest bardzo mała, co wskazywałoby na to, że w niedługim czasie można zachorować ponownie – uważa mężczyzna, nawiązując do badań przeprowadzonych przez zagranicznych naukowców. Polski wirusolog – profesor Włodzimierz Gut uspokaja jednak, że w przypadku koronawirusów odporność po przebyciu zakażenia powinna się zwykle utrzymywać przez trzy lata. Kolejne przypadki ponownych zakażeń, o których słyszy się w różnych częściach kraju, wskazywać mogą, że w przypadku koronawirusa jest jednak inaczej. RD, GR, w

PANDEMIA W LICZBACH

Przed kilkoma dniami rząd zmienił sposób raportowania na temat stanu pandemii w kraju. O liczbie zakażeń, ozdrowień, zgonów nie informują już w codziennych komunikatach służby wojewody i wojewódzkie stacje sanitarno-epidemiologiczne, ale ministerstwo zdrowia, które w swoim podstawowym komunikacie podaje tylko liczbę dziennych zakażeń i zgonów (w kraju, województwach i powiatach) z rozbiciem na choroby współistniejące i sam covid. Zmianę, która i nam dziennikarzom i obywatelom, utrudniła dostęp do szczegółowej, czytelnej informacji resort tłumaczy potrzebą odciążenia sanepidów i uniknięcia błędów w statystykach, choćby takich jak zaginięcie na początku listopada ok. 22 tys. zakażeń, co wykrył dopiero licealista z Torunia, zbierający z grupką wolontariuszy szczegółowe dane statystyczne z całego kraju.

Nowy sposób raportowania nie tylko zawiera mniej informacji i jest mniej czytelny dla obywatela, ale również nie jest bezbłędny – pierwotnie podane dzienne dane są zazwyczaj kilka godzin później korygowane. Wracając do samych liczb. W ubiegłym tygodniu w Polsce liczba zakażonych koronawirusem od początku pandemii wzrosła do 985 075 (o ponad 109,4 tys. w ciągu tygodnia), zgonów do 17 029 (o 3 411), a wyleczonych do 559 429 (o ponad 135,4 tys.).

W województwie lubelskim przybyło 5 779 zakażonych (od początku 49 862), 205 pacjentów z Covid-19 zmarło (od początku 1 025). W minioną sobotę dzienny wzrost zakażeń w Polsce wyniósł 16 554, we Włoszech – 26 315, w Niemczech – 21 695, w Wielkiej Brytanii – 15 871, we Francji – 12 580, a w Hiszpanii – 10 853. Na świecie liczba wykrytych infekcji SARS-CoV-2 przekroczyła 62,3 mln (najwięcej w USA – 13,2 mln, Indiach – 9,3, Brazylii – 6,3, Francji – 2,26, Rosji – 2,24, Hiszpanii – 1,62, Wielkiej Brytanii – 1,61, Włoszech – 1,56, Argentynie – 1,41). Ponad 1,45 mln osób z Covid-19 zmarło, a 39,9 mln wyzdrowiało. Dane na niedzielę, 29 listopada.

News will be here