Minister ze Świdnika

Zawsze był zdolny, ale zawsze wiedział, że to nie wystarczy. Tak świeżo upieczonego wiceministra inwestycji i rozwoju Artura Sobonia (40 l.) wspominają jeszcze szkolni koledzy.


Choć bez wątpienia intelektualnie wybija się ponad średnią nie tylko lubelskich polityków, a z natury wydaje się być nieco wycofany, jakby naturalnie zamyślony to nowy wiceminister inwestycji i rozwoju jest „wielkim zbiorowym sukcesem” nieformalnej grupy, do której wstąpił jeszcze jako nastolatek, która go kształtowała i na którą sam wpływał – i która od lat rządzi Świdnikiem.

Nie tylko zespołowy sukces

Szkolnym nauczycielem historii Artura był Andrzej Mańka, ale uczeń szybko przerósł pedagoga nie tylko, jeśli chodzi o świadomość procesów historycznych. To jednak Mańka wprowadził swego najzdolniejszego ucznia w krąg świdnickiej prawicy, w ten wąski krąg, w którym do niedawna niepodzielnie i nieodwołalnie decydowało się, kto będzie burmistrzem, kto starostą, a kogo krąg ten wysunie do sejmu – i zapewni poparcie niezbędne do uzyskania mandatu. Sukces Sobonia jest więc osiągnięciem całego środowiska, ale trzeba też uczciwie przyznać, że stare gwiazdy już przybladły. Chociaż obecny minister zawsze znał swoje miejsce w szeregu i powolutku piął się po urzędniczych szczebelkach – rzecznika miasta, dyrektora, sekretarza, radnego sejmiku, wreszcie posła – to każdy z tych etapów wzbogacał swoimi naturalnymi zdolnościami, pracą – no i, co w dzisiejszych czasach niebagatelne – dobrymi układami partyjnymi w PiS-ie. Dziś więc nie wiadomo, czy to Soboń bardziej powinien być wdzięczny Mańce, burmistrzowi Waldemarowi Jaksonowi czy eksstaroście Mirosławowi Królowi, czy to oni powinni się cieszyć, że kiedyś postawili na Sobonia?

Człowiek z M+

Zostając wiceministrem odpowiedzialnym za budownictwo, świdniczanin zdecydował się nieledwie na misję kamikadze. Dotychczas na budowaniu mieszkań, a raczej na ich braku – wywracali się nawet dużo bardziej doświadczeni politycy. A jednak się zdecydował! Dlaczego? – W latach 90-tych przyjęliśmy kurs liberalny i państwo wycofało się z rynku budownictwa mieszkaniowego, co ograniczyło podaż mieszkań, a brak dostępu do kredytu tłumił popyt na mieszkania. Napływ kapitału i inwestorów zwiększył dostęp do finansowania i dość gwałtowny wzrost popytu, za którym nie nadąża podaż. I to jest rola państwa. Inaczej mieszkań będzie mało i będą bardzo drogie, a zarabiać będą nieliczni. Chcemy sprawić, żeby budowało się w Polsce szybciej i więcej, a tym samym taniej i bardziej dostępnie dla polskich rodzin. W tym celu szybko zaproponuję tzw. specustawę mieszkaniową. Budownictwo ma szanse być kołem zamachowym polskiej gospodarki. Mało kto zdaje sobie sprawę, że milion mieszkań to blisko 400 tysięcy pracowników w budownictwie więcej czy 150 mln m3 betonu więcej (czyli np. 184 Pałaców Kultury i Nauki rocznie). O takiej skali mówimy – wyraźnie zapala się do swojej nowej roli minister Soboń. To, co mówi, jest oczywiście zgodne z deklaracjami i optymistycznymi zapowiedziami premiera Mateusza Morawieckiego. Ale przecież chodzić może nie tylko o same mieszkania…
A ściślej – o Mieszkania Plus. Nowy program rządowy, na razie znany w nader mglistych zarysach, ma być następnym propagandowym strzałem w dziesiątkę po słynnym 500+. Twarzą całego zadania ma zaś być Soboń. Jeśli jemu – a więc i gabinetowi – się powiedzie, to stanowisko sekretarza stanu na pewno nie będzie ostatnim szczeblem jego kariery. Co dalej bowiem? Prezydentura Lublina? Konstytucyjny pełen minister? Możliwości będzie miał niemal nieograniczone. Póki co wiceminister zapewnia, że nadal będzie aktywny w swoim mateczniku i jego wyborcy nadal będą mogli spotkać go w jego biurach poselskich w Świdniku, Łęcznej i Lublinie.  TAK

News will be here