Nowy „wspaniały” świat

„Nowy wspaniały świat” wróci na deski Teatru im. Juliusza Osterwy dniach 16-19 marca 2023 r., fot. Teatr im. J. Osterwy w Lublinie

Przedstawienie na motywach powieści Aldousa Huxleya „Nowy wspaniały świat” miało swój premierowy tydzień od 4 do 12 lutego 2023 r. na scenie Teatru im. Juliusza Osterwy w Lublinie. Spektakl wzbudza mnóstwo pytań o perspektywę rozwoju technologii i wynaturzeń w życiu społecznym, pytań o kondycję człowieka współczesnego.

Super-ludzie mają tu zadekretowane szczęście. Akcja dramatu rozgrywa się w Londynie kilka wieków w przód, w realiach rządzonych zasadami tzw. Republiki Świata. Homo sapiens żyje wówczas w cywilizacji hedonizmu – nazwijmy ją futurystyczną komuną, globalną sektą.

Sztukę rozpoczyna mityng tej społeczności, rodzaj ceremonii wdzięczności za dar owego życia. Kolektywizm wyznacza ich jednakowe ubrania: na biało, wręcz sterylnie. Gardzą starym odzieniem. Głośno afirmują swoją naczelną prawdę: „Przeszłość nie ma znaczenia, historia to kurz!”

Duża część spektaklu przebiega na wzór pokazu mody. Bo oni żyją wyglądem, żyją dniem, bieżącą chwilą. Są energetyczni, gotowi do uciech, pustej rozrywki, do erotycznych podbojów. Dowodzą tego kocie, seksowne ruchy, nieustanne zaloty. Wyglądają na radosnych i szczęśliwych, acz życie ich przebiega w bezwolnej masie. To skutecznie wypiera filozofię, sztukę, religię – gdyby komuś przyszły do głowy.

Dbają o figurę. Widzimy jakiś rytualny fitness, aerobic, układy tai-chi. Są też psychodeliczne imprezki. Ich ciała snują się w ekstatycznych tańcach, zmysłowych pląsach do transowej muzyki. Erotyczny charakter tych zdarzeń wyznacza czerwień świateł. I dziwnie kojarzy się z piekłem…

Tu wszyscy należą do wszystkich, panuje poligamia, poliamoria. Spotykanie się z jednym mężczyzną, z jedną kobietą przez czas dłuższy jest czymś niestosownym. Tzw. potrzeby wyższe, uczucia są kontrolowane farmakologicznie. Dlatego super-ludzie stale muszą sięgać po pigułki. To m.in. „soma” tłumiąca zły nastrój. Piją też jakieś koktajle komentując dekadencko: jeden centymetr sześcienny, uleczy smutek bezdenny!

Wspólność – identyczność – stabilność

Ta zasada przyświeca całej społeczności. Odbywa się tu produkcja nowych ludzi w warunkach laboratorium, z próbówek w „centralnej wylęgarni”. Kobiety są bezpłodne acz – by oszukać instynkt macierzyński – wymyślono dla nich substytut ciąży. Z materiału genetycznego rodziców produkuje się embriony poddawane specjalnej obróbce. Całkowitą kontrolę nad rozrodem przejmują naukowcy, zgodnie z eugenicznym planem likwidując wszelkie choroby, wady rozwoju. Są i inne korzyści. Z jednego jajeczka – poprzez specjalną metodę Bokanowskiego – klonuje się tam 96 bliźniąt. Nowe istoty zasilają różne kasty, zależnie od stopnia swego rozwoju. Te najwyższe – alpha i beta, ubrane na biało – rządzą światem. Niższe, delty i gammy to niewolnicy i zwykli robole, aż po zupełnie wybrakowane epsilony – ubrane w różne odcienie szarości.

A więc nowy lepszy świat składa się z ludzi podobnych do siebie i podlegających freudowskiej zasadzie przyjemności. Ich cywilizacja to również sterylizacja – w tym sterylizacja uczuć. Codziennością sekty jest bujne życie towarzyskie, w którym panuje rozwiązłość, cynizm, promiskuityzm – bo tu każdy żyje dla każdego innego. Członkowie muszą się wyszaleć, stąd owe balangi i pusta rozrywka. „Plastikowe” dziewczyny opowiadają sobie wrażenia z randek i innych kontaktów. Nikt tam nie wie, co to rodzina czy związek, w komunie wykonuje się krótkie kontrakty między sobą urozmaicane orgiami. A po zażyciu kolejnych pigułek somy wszystko jest tu możliwe.

Odszczepieńcem sekty okazuje się Bernard Marks, samiec alfa-plus, który podpada szefowi organizacji uchylając się od lubieżnych obowiązków. Podobna mu „duchem” jest też Lenina, samiczka cierpiąca jakieś emocjonalne tęsknoty. I mają się ku sobie.

Rezerwat „dzikich”

Tak sekta nazywa obszar zamieszkiwany przez ludzi normalnych, acz odsuniętych na boczną ścieżkę rozwoju. Nie wszystkich udało się wychować na wzór nowego, wspaniałego świata. Traktowani jako niedorozwinięci stanowią opozycję wobec nad-rozwiniętych. Żyją według utartych, odwiecznych wzorców kulturowych. Tych ludzi Bernard chce pokazać Leninie i wspólnie udają się do rezerwatu „dzikich”.

Ten epizod twórcy spektaklu przenoszą ze sceny na widownię. Proscenium i pasaż dzielący salę wypełniają indywidua, jakby cienie przeszłości. Wyglądają mało apetycznie w porównaniu do sterylnych i „plastikowych” przybyszów – a ci odwiedzają ów rezerwat na zasadzie wycieczki do safari.

Okazuje się jednak, że tam żyją normalne rodziny, a kobiety naturalnie rodzą dzieci. Bernard i Lenina poznają tu młodego „dzikusa” – John mówi po angielsku, czyta nawet Szekspira. Okazuje się porzuconym synem jednego z szefów komuny, a jego matka to Linda, renegatka tejże sekty, relegowana z niej. Będąc de facto samicą beta dużo mówi synowi o realiach, w których kiedyś żyła. Teraz i John pragnie je poznać. Korzysta z pomocy Bernarda by zwiedzić ów sterylny, lepszy świat. – Niech się pan porządnie nawdycha naszej somy – radzą mu na powitanie kobiety boty z komuny.

Tam okazuje się, że szef organizacji pragnie pozbyć się Bernarda za jego „wiarołomstwo”, chce wysłać go w odludne miejsce. Ten jednak skruszony wraca na łono sekty, do jej hedonistycznych praktyk. Podobnie jak Lenina. I ona teraz na nowo szaleje w rozpuście, choć stara się o względy przybysza. – Ach te wszystkie tęsknoty, emocje. Nie wiedziałam że istnieją – wyznaje. Tak „wielozadaniowa” kobieta nie interesuje Johna. W ogóle „dzikus” jest bardzo rozczarowany nowym światem. Tym bardziej, że jego matka, Linda, zostaje umieszczona w Szpitalu Umierających. Po jej śmierci John próbuje zbuntować kilku najważniejszych oficjeli tej sekty. W „oskarżycielskiej” mowie wyrzuca z siebie całą gorycz za utratę człowieczeństwa obserwowaną w tym świecie.

– Odbieracie sobie prawo do miłości, czułości, rozpaczy. Beznamiętnie pozbawiacie się ludzkich cech. Dlaczego nie chcecie być wolni? – John postponuje światową komunę w końcowym epizodzie. – Jestem rozbity. Niech mnie ktoś naprawi, poskleja! – głosi jego błaganie, wręcz łkanie kierowane prawdopodobnie do Boga, gdyż spowija go ciemność.

Lubelska inscenizacja jest nowatorska

Dobór tekstu i opisany końcowy przebieg zdarzeń na scenie zawdzięczamy pani dramaturg, która poprowadziła go według własnego pomysłu – w oryginale finał był mocno zagmatwany. Dzieło Huxleya jest bardzo trudne do przełożenia na język teatru. Tym większy pokłon w stronę Magdaleny Drab, która przygotowała tę inscenizację.

Z trudnym tworzywem dramatu nie miał kłopotu reżyser: – Świat zmierzający donikąd, globalny kryzys, katastrofy ekologiczne, pandemia, teraz wojna to wszystko uzasadnia wystawienie tej sztuki – twierdzi Piotr Ratajczak. – Wszechobecna kontrola, wpływ technologii na człowieka, utrata jego wolności, konsumpcjonizm, atrofia wartości i indywidualizmu jednostki sprawiają, że utwór stanowi karykaturalne odbicie rzeczywistości, a temat pozostaje niezmiennie aktualny.

Ratajczak brawurowo poprowadził do gry aż 16 aktorów przedstawienia: Michał Czyż, Paweł Ferens, Kamila Janik, Krzysztof Olchowa, Edyta Ostojak, Beata Passini, Wojciech Rusin, Jolanta Rychłowska, Daniel Salman, Jowita Stępniak, Marek Szkoda, Magdalena Zabel oraz Anastasiya Yembulaeva, Beata Mysiak, Maria Micek, Dmytro Vyskorka. Są w większości z „Osterwy”, acz czworo ostatnich z listy to zakontraktowani do roli mimów lubelscy tancerze. W ogóle choreografia, czy raczej ruch sceniczny, są ogromną zaletą tego spektaklu, co zawdzięczamy Tobiaszowi Bergowi. Muzyka: Kamil Tuszyński, scenografia i oświetlenie: Marcin Chlania, kostiumy: Dorota Gaj-Woźniak.
Następne odsłony tego spektaklu w dniach 16-19 marca 2023 r.

W didaskaliach:

Dla widza przygniecionego ciężarem gatunkowym spektaklu ożywcze muszą być epizody pełne ruchu, kinestetycznych środków wyrazu. Są to psychodeliczne balangi, rodzaj farmakologicznych bachanalii, w trakcie których można dopatrzyć się orgii – komuna oddaje się wtedy „ustawowej” rozpuście. Świetnym pomysłem są też grupowe prezentacje atutów nowej sekty – eventy utrzymane w stylu i tempie pokazów mody.

Napisana w 1932 roku antyutopia „Nowy wspaniały świat” to wyrafinowane science-fiction. Prowadzi po szczytach wyobraźni odbiorcy, prowokuje intelekt – czasem trudno nadążyć za fantasmagorią autora na temat przyszłości.

W pełni zrozumiałe są tu paralele z twórczością Stanisława Lema. Obaj futuryści dostrzegali we współczesnym sobie świecie istotne wady i zagrożenia, które przejaskrawili w swych dziełach: Huxley zupełnie na poważnie, Lem z przymrużeniem oka i bardzo kreatywnie pod względem języka, słowotwórczo. Czerpiąc inspirację z prozy Huxleya zaproponował w „Kongres Futurologiczny” zaawansowaną farmakognozję poprzez m.in. „dojaźniacz”, „optymiston”, „maskon” i „amnestan” – zamiast zwykłej „somy” Huxleya oferującej jedynie stan przejściowej nirwany.

Marek Rybołowicz

 

News will be here