Uprawa współrzędna to nic innego jak sianie i sadzenie obok siebie roślin tak, aby uzyskać z takiego połączenia jakąś dodatkową korzyść. Samo umieszczanie różnych gatunków w swoim sąsiedztwie już jest wystarczającą korzyścią, bo monokultura nie jest zjawiskiem spotykanym w warunkach naturalnych. A Natura zawsze była, jest i będzie mądrzejsza od nas. A od mądrzejszych warto się uczyć.
W warunkach naturalnych rośliny rosną obok siebie w sposób nieprzypadkowy. Każda z nich ma inną funkcję, co innego zabiera, dodaje i oddaje. Jedna będzie miała za zadanie gromadzić azot, inna swoim długim korzeniem będzie wyciągać z głębszych warstw gleby wymyte składniki pokarmowe, jeszcze inna będzie zadarniała podłoże, a kolejna zbawiała zapylacze. Można to zaobserwować praktycznie wszędzie. Dobrym przykładem jest chociażby trawnik. Jeśli zauważyliście, że zaczyna pojawiać się na nim koniczyna, to, uwierzcie mi, ona nie została „wysłana” tam po to, aby zrobić Wam na złość, ale chce dokarmiać Waszą trawę azotem, który gromadzi w swoich brodawkach korzeniowych. Natura ma swoje sposoby, aby dbać o swoje „dzieci”. My jej możemy w tym albo przeszkadzać, albo pomagać.
Zjawisko wzajemnego oddziaływania na siebie roślin nazywa się allelopatią (może być zarówno dodatnia, jak i ujemna), permakulturowcy mówią o sianiu i sadzeniu w tzw. gildiach. Bez względu na to, jak to nazwiemy, faktem jest, że możemy to wykorzystać, dobierając rośliny tak, aby nawzajem jak najbardziej się wspierały, albo przynajmniej sobie nie przeszkadzały. Tu warto brać pod uwagę takie czynniki jak zwabianie, odstraszanie czy dezorientacja szkodników, przyciąganie zapylaczy, wzbogacanie gleby w składniki odżywcze, typ i tempo wzrostu czy rodzaj systemu korzeniowego.
W literaturze przedmiotu czy chociażby w Internecie można znaleźć bardzo wiele zestawień o takim korzystnym i niekorzystnym oddziaływaniu roślin na siebie. One będą się często między sobą różnić, bo tu naprawę wchodzi w grę bardzo wiele zmiennych, a często można też z różnych przesłanek wyciągnąć niepoprawne wnioski. Jednak jest kilka „pewniaków”, co do których zgadzają się wszyscy (np. marchew – cebula, burak – groch czy tzw. „Trzy Siostry”, czyli dynia – fasola – kukurydza). Ale warto też próbować zestawiać, eksperymentować i wyciągać wnioski ze swoich obserwacji samemu. Nawet jak coś wtedy pójdzie nie po naszej myśli, to już, jak wspominałam wyżej, unikanie monokultury jest samo w sobie wartością dodaną. Gardeninka