Rolnicy żądają realnej pomocy

(4 kwietnia) kilkunastu rolników-hodowców zebrało się przed kościołem w Różance, by przed kamerą telewizyjną wypowiedzieć na żywo swoje żale i pretensje w związku z występowaniem śmiertelnej choroby trzody chlewnej – afrykańskiego pomoru świń (ASF).

Zdaniem obecnych rolników, choć bioasekuracja jest potrzebna, to jednak problem ASF jest zdecydowanie wyolbrzymiony ze szkodą dla rolników. – Dręczy się rolników do tego stopnia, że oni sami rezygnują z hodowli – mówili hodowcy z powiatu włodawskiego. – Muszą sprzedawać świnie po niższej cenie. A wszystko to zapewne po to, by zniszczyć polską hodowlę i zastąpić ja tą z Europy Zachodniej. Rolników zastrasza się kontrolami weterynaryjnymi, które są podobne do dawnej SB. Jesteśmy w niebieskiej zagrożonej strefie. Ekonomicznie jesteśmy bez szans. Nie mamy żadnych perspektyw. Możemy tylko te świnie zjeść sami, bo już kanapki dziecku do szkoły dać nie można. To, co mamy robić, bo kupić niczego nie mamy za co?! Chlewnie stoją puste i nie mamy z czego żyć. Przy okazji budowy płotu wzdłuż granicy znowu będziemy stratni, bo zabiorą nam kawałek dobrej ziemi. A dziki i tak przejdą. Ponadto same rekompensaty często są tak wypłacane, że w ogóle nie zwracają nam strat. Za bioasekurację też musimy płacić sami, a to sa koszty. Nie chcemy żadnej jałmużny. Żądamy tylko wypłacenia rekompensat i możliwości hodowli.
Stanowiska rządu bronił przedstawiciel wojewody – Dariusz Krzysztofik, który przedstawiał działania władz. – Gdyby nie działania inspekcji weterynaryjnej, to przypadków ASF w gospodarstwach byłoby o wiele więcej. Pierwsze nasze działanie to przeszukiwanie lasów, inne to kontrole policji i ITD, kontrola targowisk, wypłata odszkodowań etc. Mówienie o tym, że rząd nie pomaga, to jest nadużycie.
Władze lokalne mają związane ręce. Wójt gminy Włodawa Tadeusz Sawicki mówił, że samorząd może tylko umorzyć podatek. I to gmina robi, choć to w żadnym stopniu nie zrekompensuje strat. Z kolei wicemarszałek Grzegorz Kapusta skrytykował rząd. – Z przerażeniem patrzymy, jakie to pomysły rodzą się w głowach rządu. Budowa ogrodzenia miała sens dwa – trzy lata temu, ale nie teraz. Pieniądze na ten cel trzeba przeznaczyć na bezpośrednią pomoc rolnikom.
W podobnym tonie wypowiadał się starosta włodawski Andrzej Romańczuk – Sytuacja w powiecie włodawskim jest i dramatyczna, i niepewna. Apelujemy do ministerstwa, do rządu o natychmiastową pomoc. To jest choroba zwalczana z urzędu. Dzisiaj budynki rolników stoją puste. A jeszcze od 1 kwietnia muszą budować zapory w swoich gospodarstwach, by móc hodować trzodę, choć nie zarabiają od ponad roku.
Przedstawiciele Lasów Państwowych mówili z kolei o poszukiwaniach martwych dzików, których w bialskich lasach już się nie znajduje.
Zdaniem obecnych, aż 80% rolników nie otrzymało rekompensat za straty w hodowli.
– Bardziej poszkodowany jest dziś rolnik, ale za chwilę poszkodowanym będzie konsument – mówił Andrzej Kaliszuk, rolnik z Różanki. – Dlaczego państwo nie chce nam pomóc? Dlaczego nie powstają programy pomocy, by rozwinąć np. inną hodowlę.
Pytania pozostały bez odpowiedzi.
Rozmowa momentami była na tyle nasycona emocjami, że gdy przedstawiciel wojewody wychwalał działania rządu, to jeden z rolników rzucił do mikrofonu: „Przestań pan pieprzyć!”.
Obserwatorzy zauważyli brak nie tylko wojewody czy jego zastępcy, ale przede wszystkim, że na spotkaniu nie było pochodzącego z Włodawy – Andrzeja Odyńca – dyrektora odpowiedzialnego za walkę z ASF Wydziału Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego Lubelskiego Urzędu Wojewódzkiego. (gd)

News will be here