Większość naszych Czytelników zapewne kojarzy rysownika i karykaturzystę Szczepana Sadurskiego, którego prace pojawiały się w licznych tytułach prasowych od lat 80. ub.w. i który założył ogólnopolskie czasopismo satyryczne „Dobry Humor”. Ale nie wszyscy wiedzą, że znany rysownik ma bardzo bliskie związki z Chełmem – regularnie odwiedza miasto, z którego pochodzi jego żona i tu rozkwitała część jego kariery. Przy okazji jego ostatniej wizyty udało nam się porozmawiać o jego pracy i inspiracjach. A jeśli ciekawi Was czy z takiego rysowania można się utrzymać, to zapraszamy do lektury.
– Kiedy po raz pierwszy przyjechał Pan do Chełma i w jakich okolicznościach?
– Pierwszy raz do Chełma przyjechałem na rowerze i miałem wtedy 15 lat. Z grupą kilku nastolatków z Nałęczowa przemierzałem wschodnią Polskę, podczas rowerowej pielgrzymki. Na nocleg zatrzymaliśmy się w sali katechetycznej, obok katedry na Górce. Drugi raz byłem tu 3 lata później. Zakochałem się w dziewczynie z Chełma; poznaliśmy się w wakacje nad Jeziorem Białym. Kilka lat później wzięliśmy w Chełmie ślub, w tej samej katedrze, a wesele też było w Chełmie. Jak na w satyryka przystało, było to w prima aprilis.
– Jak często odwiedza Pan Chełm i jak się panu tu podoba? Czy powstały jakieś rysunki dotyczące Chełma lub inspirowane tym miastem?
– W związku ze sprawami rodzinnymi, w Chełmie jestem kilka razy w roku. Spędziliśmy tu sporo świąt (Boże Narodzenie i Wielkanoc), więc Chełm znam niewiele mniej niż rodzinny Lublin. I choć zwykle przyjeżdżam z rodziną samochodem, dużo po Chełmie spacerujemy. Zrobiłem tu sporo zdjęć, a moje ciekawostki o Chełmie są teraz na pierwszej pozycji wyszukiwania w Google. Niestety, jeszcze nigdy nie byłem w Chełmskich Podziemiach, bo często jestem takiego dnia, gdy są nieczynne.
Zdradzę, że 2. i 3. numer Dobrego Humoru – ogólnopolskiego czasopisma z dowcipami, które wydawałem przez ponad dwie dekady (i teraz jest określany jako kultowy), był łamany w Chełmie, a siedziba firmy komputerowej mieściła się w budynku… Urzędu Miasta. Potem przez ponad pół roku „Dobry Humor” był drukowany w Kartografie, w Krasnymstawie. Miał już wtedy koło 100 tysięcy nakładu. Do drukarni przyjeżdżałem z Lublina swoim pierwszym samochodem, Nissanem Datsunem.
– A czy publikował Pan swoje prace w lokalnej prasie?
– W latach 80. drukowałem sporo moich rysunków w „Tygodniku Chełmskim” i zdarzało się, że odwiedzałem redakcję. Wtedy drukowałem średnio setkę rysunków miesięcznie, począwszy od „Kuriera Lubelskiego”, „Kameny” (i wielu innych tytułów na Lubelszczyźnie), po „Szpilki”, „Politykę”, „Radar”, „Tygodnik Kulturalny”, „Sztandar Młodych” oraz inne ogólnopolskie gazety i czasopisma. Potem przeniosłem się na stałe do Warszawy, bo mój szybko rozwijający się biznes wydawniczy, dużo wyjazdów oraz organizowanie konkursów i wystaw rysunku satyrycznego, wymagał kierowania ze stolicy. Do druku potrzebowałem 200-300 rysunków miesięcznie, więc korzystałem z talentu innych rysowników. To wtedy z braku czasu musiałem odpuścić współpracę z wieloma tytułami prasowymi. A poza tym finansowane przez mnie radiowe audycje satyryczne były emitowane w 2000 r. w ponad 20 rozgłośniach lokalnych, w tym w chełmskim Bon-Tonie.
Tworzyłem rysunki humorystyczne o Lublinie, ale o Chełmie nie było okazji, choć przyznam, że kilka rysunków zrobiłem specjalnie dla „Tygodnika Chełmskiego”. Kilka polskich miast organizowało plenery dla rysowników i karykaturzystów. To najlepsza okazja, żeby powstały takie rysunki. Chełm wciąż jest na uboczu różnych działań, także satyrycznych. Nigdy dotąd nie dostałem konkretnej propozycji zorganizowania mojej wystawy w Chełmie, a przecież tu ludzie też chętnie by się pośmiali, prawda?
– Od czego zaczęła się Pana przygoda z rysunkiem?
– Podobno moim pierwszym dziecięcym rysunkiem była kaczka. W prasie zadebiutowałem w podstawówce, całostronicowym komiksem na ostatniej stronie „Świata Młodych”. Potem zacząłem drukować w „Kurierze Lubelskim”. W dniu moich 18. urodzin zadebiutowałem w „Szpilkach”, a kilka lat później byłem najczęściej drukowanym rysownikiem tego słynnego pisma satyrycznego.
– Jaka tematyka najczęściej przewija się w Pana rysunkach?
– Jestem zawodowcem, więc od dawna nie stawiam sobie jakichś ograniczeń. W okresie przed i po pandemii koronawirusa wydrukowałem kilkaset rysunków w ogólnopolskim dzienniku „Trybuna”. To były rysunki polityczne i społeczne – komentowałem to, czym żyła wtedy Polska. Dziś nie pcham się do prasy, która nie jest już taką potęgą jak kiedyś. Jeśli chodzi o humor rysunkowy, robię głównie zlecenia o charakterze reklamowym – agencje, urzędy, duże firmy. W ostatnich latach stworzyłem ponad 50 tysięcy karykatur portretowych na żywo, podczas eventów – od USA przez Europę, po Australię. Oczywiście lwia ich część powstała w Polsce. Zatem jestem głównie karykaturzystą eventowym.
– Jak potoczyła się pana kariera? Gdzie można oglądać pana prace?
– W jednym z wywiadów dawno temu zażartowałem, że niedługo moje rysunki każdemu będą wypadać z lodówki – tyle ich było w polskiej prasie. Potem było okres, że więcej drukowałem w prasie zagranicznej niż polskiej. Szczycę się tym, że każdy, kto odwiedza Europejskie Centrum Solidarności w Gdańsku, na stałej ekspozycji ogląda moje młodzieńcze rysunki ze stanu wojennego. A poza tym o moim życiu i twórczości można będzie zobaczyć film dokumentalny. Będzie gotowy, jeśli nie w tym, to w przyszłym roku.
– Czy z rysowania można się utrzymać?
– Zawsze to powtarzam: najlepsi z każdej branży świetnie sobie radzą. Nie wiem jak jest obecnie, ale ze 20 lat temu kilku rysowników karykaturzystów nieźle żyło z publikowania w prasie. Dziś prasy prawie już nie ma i za jakiś czas będziemy ją oglądać tylko w muzeach. Ja mam wykształcenie plastyczne, doświadczenie, renomę, kontakty. Talent plastyczny wciąż bywa potrzebny w różnych miejscach i przy różnych okazjach.
– A jaki wpływ na Pana pracę ma internet, media społecznościowe i sztuczna inteligencja (AI)?
– Jeszcze kilka lat temu AI próbowała doścignąć plastyków, a dziś tworzy karykatury, memy i komiksy. Nawet można sztuczną inteligencję poprosić o stworzenie rysunku lub komiksu w stylu Sadurskiego. Ale czegoś głębszego oraz zabawnego wciąż w tym brak. Za kilka miesięcy AI może prześcignąć takich twórców jak ja. Ale ja działam bez konieczności podłączenia do prądu i Internetu.
– Gdzie można oglądać Pana rysunki?
– Na rysunki.pl i karykatury.com (to moje strony), w różnych miejscach (rysunki o charakterze reklamowym), w prasie sporadycznie, poza tym niedawno miałem kolejną ekspozycję w Nowym Jorku. A gdyby nie pandemia, dziś chwaliłbym się, że miałem wystawę w Hollywood. Już była zarezerwowana sala wystawowa i termin. Ale pewnie i tak nikt w to nie uwierzy.
– Czym zajmuje się Pan poza rysunkiem?
– To będzie zaskoczenie. Aktualnie działam też jako twórca cyfrowy – redaktor i wydawca szeregu portali internetowych o różnej tematyce. Biznes, sport, nieruchomości, ubezpieczenia, motoryzacja, rozrywka, kultura, kuchnia, handel, nawet portale regionalne: Warszawa, Wrocław i Trójmiasto. Aktualnie jest ich ponad 20, a w nich tysiące artykułów. Wiele lat temu wróżka spojrzała w linie mojej prawej dłoni i powiedziała, że moja przyszłość będzie połączeniem sztuki i nowych technologii. Może miała rację?
Rozmawiał Bogumił Fura