Opozycji nie udało się uzbierać wymaganej większości i odwołać Piotra Deniszczuka z funkcji starosty chełmskiego. Ośmiu radnych było za odwołaniem, ośmiu przeciw, a trzech wstrzymało się od głosu. Głosowanie było tajne.
Przed świętami Bożego Narodzenia wniosek o odwołanie starosty przeszedł przez komisję rewizyjną. Piotr Deniszczuk dwoił się i troił, żeby przekonywać do siebie radnych, głównie z PiS, których głosy miały zdecydować o jego przyszłości. Nieoficjalnie wiemy, że obiecywał wsparcie radnym PiS w wyborach, w zamian za przychylny głos (lub chociażby wstrzymanie się od głosu, co byłoby mu na rękę). Objeżdżał teren z „gospodarskimi wizytami” i promował swoje dokonania w wywiadach oraz powiatowej gazetce. Tradycyjnie wybiórczo, bez pokazywania nieprawidłowości, które wytyka mu nie tylko opozycja, ale i działacze z własnego środowiska PSL. Zresztą ludowcy odcięli się niedawno od Deniszczuka, zawieszając go w prawach członka partii.
19 grudnia komisja rewizyjna rozpatrywała wniosek o odwołanie starosty. Opinia komisji nie jest wiążąca, ale to standardowa procedura, która poprzedza postawienie wniosku i głosowanie na sesji. Wniosek nie zyskał większości, chociaż przeciwko był tylko Andrzej Zając, przewodniczący komisji i kolega Deniszczuka. Za przyjęciem wniosku głosował dawny szef komisji Jarosław Wójcicki. Ale pozostali obecni na posiedzeniu radni, Paulina Suchań i Damian Wierak z PiS oraz Beata Augustynek, wstrzymali się od głosu. Gdyby na komisję dotarła radna opozycji Agata Radzięciak z G9 (przeszkodził jej w tym protest przewoźników w Dorohusku), wniosek uzyskałby poparcie większości.
Przyszłość zarządu powiatu rozstrzygnęła się 29 grudnia. Opozycji nie udało się przekonać do odwołania starosty wymaganej większości, czyli dwunastu radnych. Ośmiu głosowało za odwołaniem, ośmiu było przeciw, a trzech wstrzymało się od głosu. Nie pomogły apele opozycyjnych radnych, przypominane kombinacji i nieprawidłowości, a także sprawy w prokuraturze, które ciążą na staroście i całym zarządzie. Nie pomagały też rozmowy kuluarowe i próby wpływania na radnych prośbami i „groźbami”. A były podobno prowadzone przez obie strony.
Kto i jak się opowiedział, to oczywiście teraz sfera domysłów, bo głosowanie było tajne. Przeciwnicy starosty podpisali się pod wnioskiem, więc nie ma z tym problemu (doszła jedna osoba). Oficjalnych zwolenników też raczej wszyscy kojarzą, bo otwarcie wspierali Deniszczuka od dawna. To Andrzej Zając, Andrzej Derlak, Dorota Łosiewicz i Jarosław Walczuk. Kto do nich dołączył?
Na pewno w kłopocie byli radni PiS, bo nie tyle musieli opowiedzieć się w sprawie Deniszczuka, co swojego kolegi z klubu, wicestarosty Jerzego Kwiatkowskiego, który także straciłby stanowisko. Można było się spodziewać, że nie zagłosują za odwołaniem starosty, co najwyżej wstrzymają się od głosu.
Radosław Rakowiecki z G9 dziękował za głosy popierające wniosek i wstrzymujące się, które jego zdaniem są ważne dla opinii publicznej. – Nie cieszy nas ta sytuacja, wiedzieliśmy, że mierzymy się z zabetonowaną materią. Za wszelką cenę chcieliśmy odsunąć skorumpowaną władze. Na razie nie udało się. Trudno. Jesteśmy cierpliwi – komentował wynik głosowania, a do starosty mówił, że nie ma powodu do radości, bo zaczynał kadencję z wielką siłą w radzie, a kończy: – Z wyrokiem sądowym na karku i kilkoma głosami. Smutny tryumf. To jest właśnie świadectwo wspaniałego starosty – zakończył. Jarosław Wójcicki z klubu NJO nawiązał do „klasyka”, który mówił, że nieważne jak się zaczyna, ale jak się kończy.
Deniszczuk nie przejął się docinkami. Także dziękował wszystkim, którzy byli przeciwni jego odwołaniu, tym, którzy się wstrzymali, ale i tym, którzy mieli odwagę zagłosować za tym wnioskiem. Stwierdził też, że biorąc pod uwagę liczne donosy skargi, oficjalne i nieoficjalne na niego to wynik głosowania i tak jest dobry. I pożyczył wszystkiego najlepszego w Nowym Roku, a radnym, którzy głosowali za jego odwołaniem, aby chodzili z podniesioną głową po weryfikacji, którą wyborcy przeprowadzą w kwietniu. (bf)