Teatr scenografii i kostiumu

Czy teatr podziwiany w aspekcie aranżacji sceny czy stroju aktorów ma szansę rywalizować z warstwą słowną sztuki? Trwający od 5 do 15 maja w Centrum Spotkania Kultur festiwal – i jego dyrektor, prof. Leszek Mądzik – już po raz szósty przekonywał nas, że tak.

15 maja sala operowa CSK była miejscem gali rozdania nagród VI edycji Festiwalu Scenografii i Kostiumów „Scena w Budowie”. Jedynie 8 polskich spektakli, spośród 34 kandydujących w tym roku, walczyło w finale o „Złotą kieszeń” – dla najlepszego spektaklu, za najlepszą scenografię, za najlepsze kostiumy. Pula nagród to 25 tysięcy złotych.

Statuetka-trofeum jest nagrodą ufundowaną przez Centrum Spotkania Kultur. Swoją nazwą odnosi się do przestrzeni w teatrze, tj. kieszeni scenicznej, a także do elementu ubioru. Wykonana z pozłacanej stali swoją formą przypomina jednocześnie znak firmowy CSK.

W tym roku Grand Prix festiwalu za spektakl „Robot” otrzymał David Zuazola (Unia Teatr Niemożliwy). Dwie nagrody „Złota kieszeń” – za najlepszą scenografię i najlepsze kostiumy w przedstawieniach „Tysiąc nocy i jedna. Szeherezada 1979” i „Pokora” – otrzymała Katarzyna Borkowska (Teatr im J. Słowackiego w Krakowie).

Kryminogenne klimaty

Trzy z rywalizujących przedstawień można było oglądać w Centrum Spotkania Kultur: 7, 12 i 13 maja. Festiwal otworzył spektakl „Zły” Teatru Polskiego z Bielska-Białej, reżyseria Piotr Ratajczak, scenografia Marcin Chlanda, kostiumy: Grupa Mixer. Spektakl jest laureatem aż czterech Złotych Masek.

Ponad 2-godzinny spektakl pokazuje, że miasto zawsze ma swoje ciemne strony. Zło czai się w jego zakamarkach, przemoc na ulicach jest stałym elementem gry – o przetrwanie, a towarzyszy temu wszechobecny lęk. Tak było przynajmniej w czasach, gdy swą sztukę pod tymże tytułem pisał Tyrmand. Lecz także i dziś, coraz większy lęk społeczny buduje dystans między ludźmi. Do pokonania tego problemu potrzebujemy czasem mafii, a niekiedy super-herosa.

Scenografia spektaklu? Prosta, obrotowa konstrukcja w postaci „kiosku” czy „wiaty”, z metalowych prętów i krat, grała tu w licznych rolach: jako salon czy sypialnia w domu, pokój w hotelu, komisariat, mafijna speluna. Scenografia jedynie słusznych tu barwach cz-b. Podobnie jak i kostiumy 14 aktorów.

– Pierwowzór tej scenografii znajdziecie w moim przedstawieniu – mówi obecna na spektaklu Maria Pietrusza-Budzyńska, twórczyni teatru. Ujrzała tu swój pomysł na scenografię zrealizowany 5 lat temu przez Lubelską Teatroterapię. W jej widowisku „Opera Kartoflana” występowała podobna skrzyniowa budowla – tam działa się akcja przedstawienia.

„Zły” z analogiczną scenografią nie podobał się jej. Tak więc nie tylko nam, z siedzącą przy mnie osobą, spektakl wydał się po prostu zły, nudny, nieaktualny.

Z drugiej strony kurtyny

Z kolei same superlatywy w opiniach o drugim przedstawieniu. Już dostać się na tę inscenizację było prawdziwą sztuką. To „Faust” w wydaniu Teatru Wybrzeże. Reżyseria Radosław Stępień, scenografia Paweł Paciorek, kostiumy Aleksandra Harasimowicz. Ów spektakl był grany z drugiej strony kurtyny, na scenie, której część wydzielono jako widownię. Pominięto zupełnie atrakcyjne audytorium CSK na tysiąc miejsc. Ach ci artyści…

Z tej czy innej strony, to jednak teatr znakomity, sztuka sprzed wieków dziejąca się współcześnie. Pokazuje te same od setek lat wady rozwojowe mijających pokoleń, rysy na społeczeństwach. Zatem moralitet ponadczasowy, gdy chodzi o przesłanie sztuki. Również w warstwie przekazu niewerbalnego. Bo scenografia „Fausta” to pokój, przestrzeń zamknięta szarymi szarfami, wyściełana bibułą, a pośrodku rodzaj tronu kojarzony raczej z krematorium. Kostiumy były „hybrydowe”, jak wszystko ostatnio – połączenie współczesnej odzieży ze średniowiecznymi kryzami i koronkami. To bodaj najlepsza pozycja w menu tego Festiwalu. Również pod względem gry aktorskiej.

Z kolei „Robot” (reż. Marek Chodaczyński, Unia Teatr Niemożliwy) to spektakl teatru lalkowego w miniaturowej skali. Scenografia misternie „utkana” z ogromnej ilości detali, mini-rekwizyty, mini-marionetki… To wszystko przypomina bazar staroci, jakiś lumpex – w dużej części mobilny. Bo oto twórca sztuki, scenografii i lalek, Dawid Zuazola jako zamaskowany duch-poruszyciel, nadaje bieg tej maszynerii sobie tylko znanym sposobem. Animuje ruchy głównych postaci: to mini-robot i niepełnosprawna dziewczyna. Ich historia dzieje się w nieokreślonej przyszłości, kiedy to rządzący eliminują z przemysłu samodzielnie myślące roboty – wrzucane do zsypu, na przemiał. Ich dekompozycja sięga absurdu, epatuje przemocą i zniszczeniem. Niedobitki maszyn trafiają do obozu-muzeum. Poprzez druty nawiązuje się głęboka przyjaźń tych dwojga. W milczącej interakcji dają sobie wsparcie i otuchę. Bardzo tajemnicza, dramatyczna muzyka dopełnia ten przekaz.

W przypadku Grand Prix za tę produkcję jury doceniło: „unikalną i spójną wizję plastyczną prezentowanego spektaklu, w szczególności zwracając uwagę na budowany detalem wyraz emocjonalny dzieła”. Kto by pomyślał…

Po zmroku 15 maja na placu Teatralnym owację publiczności wzbudził godzinny, plenerowy „Peregrinus” Teatru KTO z Krakowa. To przejmujący spektakl na temat meandrów pracy w bezdusznej firmie – cała prawda o korporacji – którego pomysłodawcą i reżyserem jest Jerzy Zoń, a wykonawcami 10 korpo-ludków. Szerzej o tym znakomitym, refleksyjnym przedstawieniu w ramach następnej relacji z wydarzeń w lubelskim CSK.

Marek Rybołowicz

News will be here