Teraz już Re:tradycja

Nowy festiwal Re:tradycja (19-21 sierpnia 2022) mieliśmy w Lublinie. To Jarmark Jagielloński po face-liftingu choć z prastarą ofertą sztuki ludowej, warsztatów rzemiosł różnych, wystaw z tego zakresu, także koncerty muzyki tradycyjnej. I należało się to lublinianom spragnionym ludycznych wrażeń.

Może ktoś chciał zaistnieć po pandemii obranym kierunkiem zmian, skomplikować widzom prostą istotę jarmarcznych uciech? Postanowiono bowiem zmienić nazwę imprezy na Re:tradycja – mając w tle jako desygnat dawny Jarmark Jagielloński. Zdaniem innowatorów Re:tradycja zawiera teraz w sobie ideę łączenia czasów, światów i funkcji – to m.in. oznajmiają organizatorzy z Warsztatów Kultury w Lublinie. A tymczasem kultura ludowa jest znacznie prostsza niż zaawansowane dysputy wokół tego zjawiska…

Główne wydarzenia trzydniowej imprezy działy się na podzamkowych błoniach, gdzie stała wielka scena Festiwalu Re:tradycja. Oj, mogły jej pozazdrościć lipcowe Inne Brzmienia, gdyż z bardzo rozbudowaną ofertą wybornej muzyki musiały pomieścić się na mini-scenie pod namiotem. Wówczas w ciągu czterech dni wystąpiło w owej klitce aż 20 wykonawców muzyki alternatywnej – co najmniej europejskiej rangi i z całego globu. Może niejeden teraz zgrzyta zębami, że w tym samym miejscu – już na pełnowymiarowej estradzie, gościli artyści muzyki tradycyjnej. Kończąc ten „zazdrościowy” wtręt dodam, że rangi obu festiwali nie da się nijak porównać: czy to pod względem estetyki muzycznej, prestiżu czy choćby frekwencji uczestników.

Patrząc od końca

…na festiwalu Re:tradycja, w niedzielę 21 sierpnia mieliśmy kumulację zdarzeń muzycznych, które ważyły o atrakcyjności imprezy. Wieczorny koncert grupy Light in Babylon z Istambułu był nietuzinkowym przeżyciem artystycznym. Duszą i „elektrownią” zespołu jest filigranowa Michal Elia Kamal – wokalistka śpiewająca i pisząca swe teksty w różnych językach, acz wychowana w kulturze żydowskiej. Towarzyszą jej Turek Metehan Çifçi (santur – rodzaj ksylofonu) tworzący kompozycje i aranżacje oraz Francuz Julien Demarque (gitara). Kamal pełni również rolę perkusistki na bardzo zaawansowanych brzmieniowo bębnach.

Trasa muzycznych fascynacji Light in Babylon wiedzie po Bliskim Wschodzie, tworzy kolorowy, niepowtarzalny styl. Naznacza go silny, dramatyczny głos zdolnej wokalistki. Kamal teatralnie wystudiowana śpiewa znakomite utwory, mocno i przekonująco. Do tego jest tzw. słodką gadułką opowiadającą „by the way” cały swój życiorys: bo w Izraelu osiadła jako uchodźca z Iranu. Stąd w pieśniach i w narracji wokół nich aż kipią problemy ludzi na Bliskim Wschodzie. Michal Elia Kamal śpiewem działa jakoś magnetycznie – że ludzie więcej słuchają niż tańczą, po prostu obsiedli taneczny podest. Ostatni utwór mówił o niedoli kobiet Teheranu zniewolonych przez ten system. Jej występ rozgrzał i uwiódł publiczność, która długo nie pozwalała „Babilończykom” zejść ze sceny.

Aż takiego ognia nie było

…w drugim występie wieczoru, zresztą dla sporo mniejszej widowni już po tym pierwszym. Trzej dżentelmeni z Fanfara Station zaserwowali nam transowe party łącząc w sobie energię sekcji dętej i syntezatorów plus sztuczna inteligencja perkusji. Bo dwóch z nich: Tunezyjczyk Marzouk Mejri i Włoch Ghiaccioli e Branzini z entuzjazmem eksploatowało instrumenty dęte (trąbka, puzon) czy dmuchane (flet i rozmaite piszczałki), a jednak całe tło rytmiczne i elektro brzmienie robił DJ Charles Ferris z USA. Ten uwijał się za wielką konsoletą mocno roztańczony, dyktując ruchy. To show muzyki śródziemnomorskiej, nieco na styl bałkański czy latino, śpiewanej w kilku językach: nawet po arabsku i suahili. Chwilami było słychać znakomity jazz-fusion, a czasem banalny refren „pa parapa pa”. W sumie oferta ewidentnie taneczna, co szybko pokazała balanga na drewnianym podeście. Proste północno-afrykańskie rytmy gwarantowały tu karnawałowy pląs na dużo większą skalę niż ambitni Light in Babylon. Co ciekawe, setka ludzi słuchała te arabskie rytmy w kolejce do… stolika, gdzie Michel i jej partnerzy zbywali swe płyty (70 zł.!) podpisując je i robiąc selfie z fanami. Były tam całe rodziny czekające w tłumie do charyzmatycznej śpiewaczki. Jej kramik płytowy i rozdawanie autografów trwało aż do końca występu Fanfara Station, co dla muzyków na scenie mogło być deprymujące. W sumie, oba koncerty na finał Re:tradycji bardzo udane.

Przeżyciem duchowym, wcześniej tej niedzieli, był występ tria Ævestaden z Norwegii. Troje eksperymentujących muzyków używa skrzypce, kantele, liry, drumle i jakieś archaiczne instrumenty strunowe tworząc brzmienia, które harmonizują z wnętrzami świątyń – i zwykle w nich występują, dołączając śpiew dwu wokalistek. Tak było i w bazylice Dominikanów, w jej przepełnionym, przegrzanym wnętrzu. Ævestaden to spektakl kontemplowania psalmów tradycji luterańskiej współbrzmiących z ofertą kompozycji tworzonych przez to innowacyjne trio.

A poprzednie koncerty?

Sobotnie muzykowanie rozpoczęła Zawierucha – stołeczna kapela kontynuująca tradycję skrzypcowej „dominacji” w Polsce centralnej. Jej trzon tworzą dwaj wirtuozi wiejskich skrzypiec i w ogóle muzyki ludowej: Kacper Malisz i Marcin Drabik. Brzmienie kapeli wspiera perkusja – Kamil Siciak i kontrabas – Michał Aftyka. Nowoczesne aranżacje sprawiają, że ich tradycyjna muzyka jest daleka od stereotypu ludowej czy biesiadnej. Zawierucha przeszła więc na deski taneczne, gdzie w oberkach wirowała setka ludzi.

Trudno było powtórzyć ten wynik zespołowi Pauanne, gdyż – jak piszą krytycy – jest to trio odkrywające bogactwo niechrześcijańskiej tradycji fińskiej muzyki ludowej. Tyle że po up-datingu. Roziskrzona energią skrzypaczka Kukka Lehto, perkusista Oskari Lehtonen i na organach Tero Pennanen tworzą niezwykle atrakcyjną kapelę, choć zbyt odległą kulturowo. Próbował ją zbliżyć organista brylując bardzo dowcipną konferansjerką.

Muzykowanie na błoniach 19 sierpnia otworzył gromki głos: „Swiaty Boże, swiaty Bezsmertny, pomyłuj nad nami!” – od kilkuset lat słyszany w cerkwiach. To męski kwartet muzyki dawnej „Katapetasma” (to po grecku zasłonę liturgiczna w świątyni prawosławnej) ukazywał piękno zawarte w muzyce cerkiewnej. Śpiewają utwory, których konstrukcja muzyczna pochodzi z tradycji bizantyjskiej, staroruskiej czy gruzińskiej. Mieliśmy tu próbki brzmień wschodniej liturgii w postaci polifonicznych zaśpiewów znanych z prawosławia.

We wspólnym koncercie wystąpiły kontynuatorki ludowych tradycji wokalnych z terenów Ukrainy i Białorusi w „konfrontacji” z podlaską mistrzynią śpiewu tradycyjnego – jest nią 82-letnia Wiera Niczyporuk z Malinnik. Panie wymieniły zatem „tajemniczki” z przebogatego i różnorodnego świata śpiewu tradycyjnego. Asystował im zespół instrumentalny Bartosza Webera, gitarzysty, który pojmuje muzykę ludową w sposób współczesny.

Druga odsłona wieczoru to US Orchestra. Dumna nazwa kapeli z Ukrainy w składzie Yaryna Dron i Serhii Postolnikov – skrzypce, Andrii Levchenko (basy, bębenek) wynika stąd, że wykonują repertuar emigrantów z Galicji i Podola, który zachował się dzięki nagraniom dokonanym w USA w ubiegłym wieku. Nie różnią się brzmieniem od polskich kapel. Tu „orkiestra” grała skocznie ku uciesze tancerzy balujących gromadnie pod sceną.

Coraz mniej tradycji?

W sumie, sporo ludzi wysłuchało koncerty muzyki tradycyjnej, chętni zaliczyli warsztaty rzemiosł ludowych, obejrzeli wystawy. Zaproszeni przez organizatorów ludowi artyści z Polski, Litwy, Słowacji, Ukrainy rozłożyli swe kramy dopiero w sobotę. To setka stoisk, pięknych, schludnych, jednakowych jak regały w markecie – nijak nie kojarzyły się z jarmarkiem.

Obserwując bacznie ten festiwal nasuwa się myśl, że znacznie mniej tu naturalnych przejawów ludowości. Coraz mniej przaśnych, a de facto charakterystycznych dla dawnych imprez, klimatów. A przecież ma to być żywy ślad po kulturze, która przemija nadal ciesząc wielu z nas.

Symbolicznie można by to porównać do kartonu mleka, które bierzemy ze sklepu a nie od krowy… A propos, nie udało się spotkać w obrębie wydarzeń festiwalu nawet konia czy jakichkolwiek gospodarskich zwierząt – zupełnie jak zimą w stajence betlejemskiej przy deptaku. Czy Re;tradycja podzieli los wyalienowanej szopki?

Marek Rybołowicz

News will be here