Walki na Ukrainie, u nas spekulanci i kolejki do banków

Szturmem na stacje benzynowe, banki i kantory chełmianie zareagowali na wojnę na Ukrainie. Panikę ludzi wykorzystali właściciele stacji benzynowych, windując ceny paliwa jak pospolici spekulanci. Z bankomatów zniknęła gotówka, a z kantorów dolary i euro.

Wojna na wschodzie wywołała ogromną panikę także u nas. Podobnie jak w całej Polsce chełmianie rzucili się do stacji benzynowych. W eter poszły nieprawdziwe informacje, że wkrótce zabraknie paliwa, że będzie dostępne tylko dla wojska, a jeśli nawet będzie można zatankować, to cena już od poniedziałku skoczy do 9-10 zł za litr. Im więcej było tych fake newsów, tym dłuższe kolejki tworzyły się przed stacjami. Żeby każdy z oczekujących mógł kupić paliwo, wprowadzono w końcu limity sprzedaży do maksymalnie 50 litrów. A i tak w mniejszych stacjach paliwo się skończyło.

I kto uległ panice, mógł sporo przepłacić. Bo właściciele niektórych stacji wykorzystali moment i strach ludzi i jak pospolici spekulanci wywindowali ceny. W Łodzi do nawet 9 zł za litr. Prezes Orlenu najpierw zapowiedział, a potem w natychmiastowym trybie rozwiązał umowy na dostawy paliw z kilkunastoma stacjami w kraju. I zapewniał, że nie ma żadnych powodów do obaw, że zabraknie paliwa.

Również do naszej redakcji docierały informacje, że na stacjach w Chełmie i okolicach cena paliwa nagle, 24 lutego, drastycznie wzrosła. Niektórzy prywaciarze wykorzystali strach i panikę ludzi do tego, żeby się wzbogacić. Widząc kolejki aut do dystrybutorów, jak pospolici spekulanci podnieśli ceny. Były przypadki, że cena na pylonach reklamowych stacji różniła się od tej na dystrybutorze.

Oczywiście ta druga była wyższa. Właściciele dobrze wiedzieli, że kierowcom, którzy odstoją w strachu dwie godziny w kolejce, będzie i tak wszystko jedno. Tak samo jak uciekającym Ukraińcom, którzy zapłacą każdą cenę za paliwo, żeby dostać się do swoich rodzin w głębi Polski. Wstyd. Warto zapamiętać, gdzie to praktykowano i omijać takie stacje z daleka, zwłaszcza po unormowaniu sytuacji.

W piątek, kiedy pierwsza fala paliwowej paniki minęła, okazało się, że są jeszcze stacje, na których można zatankować bez czekania w długich ogonkach. Ale wysokie ceny w większości już pozostały. W ciągu doby niektórzy właściciele podnieśli cenę ropy nawet o złotówkę. Kierowcy powinni się dobrze przyglądać pylonom i kierować do stacji dużych sieci, np. Orlenu, gdzie te ceny mają bardziej realną wysokość. Te nagłe zwyżki cen odnotowano i zgłoszono do inspekcji handlowej. – Mieliśmy taki sygnał dotyczący chełmskich stacji – przyznaje Szymon Gilas z chełmskiej delegatury Wojewódzkiego Inspektoratu Inspekcji Handlowej w Lublinie. – Monitorujemy ceny paliw, sprawdzamy i raporty przekazujemy dalej do jednostek nadrzędnych. To na razie wszystko, co możemy zrobić.

Bo spekulacja jest surowo karana, ale w czasie wojny, której u nas przecież nie ma. Ale nie tylko po paliwo ustawiały się kolejki. W kantorach brakowało waluty. – Sprzedaję dolary i euro, które najpierw muszę kupić, a skoro nikt nie chce się ich pozbyć, to nie mam czym handlować – mówił nam jeden z właścicieli kantorów i żalił się, że ma za to dużo ukraińskich hrywien, których przez wojnę szybko teraz nie sprzeda. Przez panikę i duży popyt drastycznie skoczyła cena walut. Za euro w kantorze trzeba było zapłacić w miniony piątek aż 4,75 zł a za dolara 4,3 zł.

Panika udzieliła się też chełmianom, którzy trzymają gotówkę w bankach. Rzucili się do bankomatów, a gdy tam wyczerpali limity, od piątku rano ustawiali się w kolejkach do banków. Ale w kasach wprowadzono limity wypłat. Np. w PKO BP maksymalnie 3 tys. zł. Kto chciał więcej, musiał złożyć zamówienie i poczekać kilka dni. Tylko po co? (bf)

News will be here