Wyjechał z Chełma, by walczyć w Ukrainie

Dwusetny to ranny, trzechsetny – martwy. Najgorzej jest stać się pięćsetnym. Tak mówi się o żołnierzach, którzy zaginęli bez wieści. Nie ma człowieka, nie ma ciała. – Jesteśmy jak ściana pomiędzy nimi a wami, do tego nas szkolą – mówi sierż. Igor Rusakiewicz, który porzucił życie w Chełmie, aby wstąpić do Legionu Ukraińskiego.

– Jest za cicho, za spokojnie. Nie jestem przyzwyczajony. Nawet nie mogę w łóżku normalnie spać – mówi, sięgając po papierosa przy stoliku w chełmskiej kawiarni.

Sierżant Igor Rusakiewicz jest numerem jeden Legionu Ukraińskiego 160. brygady zmechanizowanej Sił Zbrojnych Ukrainy, którego powstanie w ub. r. ogłosili wspólnie premier Donald Tusk i prezydent Wołodymyr Zełenski. Jako pierwszy zgłosił się do centrum rekrutacji w Lublinie i podpisał 3-letni kontrakt. To jego pierwsza dłuższa przepustka od pół roku. 15 dni na spędzenie czasu z rodziną i 2 dni na drogę.

Mówią o nim „nasz lokalny celebryta”, albo „debil”, bo zostawił spokojne życie w Polsce, żonę i 14-letniego syna, aby trafić do piekła.

PIERWSZA LINIA FRONTU

Na pierwszą linię trafia każdy, kto chce. Najpierw 35 dni szkolenia bazowego na poligonie w Polsce, potem 50 dni kolejnych w Ukrainie. I na front. Wielu nie wróciło. Zachciało im się od razu na pierwszą linię.

– Cztery bliskie mi osoby nie żyją. Byliśmy razem od pierwszego dnia w legionie. Chłopaki po 20 lat. Narwani. Głupotę zrobili; mieli szansę siedzieć i trenować dalej, ale zachciało im się pokazać, jakimi są bohaterami. Pojechali i nie wrócili – mówi Igor, pokazując ich zdjęcia. – Młodzi nie powinni iść. Myślą, że będą strzelać jak na filmach. A to tak nie wygląda. Pierwszy bój: nogi są cięższe o 50 kilogramów, stajesz się murem – opisuje.

LICZBY

Żaden żołnierz z batalionu Igora nie trafił do rosyjskiej niewoli. U nich operuje się jedynie liczbami: 500, 200 i 300. Odpowiednio to: zaginiony, ranny i martwy.

– Krzyczy się tylko: dwysetny albo trzysetny.

Pytam, czy boi się, że stanie się którąś z tych liczb.

– Pewnie, każdego dnia. Wojna zmieniła się diametralnie – przyznaje numer jeden legionu.

WOJNA

– Na początku wojny walka była uczciwa, po obu stronach. Wyjeżdżali czołgami czy ruszali piechotą i walili się. Teraz chłopaki idą 15 kilometrów do pozycji i nie dochodzą – giną od dronów lub artylerii. Żadna piechota nie dociera do pozycji. Nastała wojna dronów. Kto ma ich więcej, ten wygrywa – relacjonuje ukraiński żołnierz.

Ukraina stawia wszystko na jedną kartę i produkuje własne drony. Wśród nich są również prowizoryczne drony – łatwiejsze i tańsze do zbudowania.

– Dostaje się części i robi własne drony. Takie prowizorki, ale działają. Niszczą czołgi, to najważniejsze – dodaje z uśmiechem Igor.

Nieważne ile dronów, czołgów czy amunicji Polska i inne kraje by nie przekazały Ukrainie, to wciąż będzie za mało. – Żaden kraj nie jest studnią bez dna. Polska też musi się czymś bronić, nie może wszystkiego oddać – podkreśla żołnierz Legionu Ukraińskiego. Jak mówi, dzięki temu, że „jest stąd”, patrzy na te sprawy obiektywnie.

W transporterze jest 500 nabojów, ale żołnierze potrafią załadować do 550 sztuk amunicji 30 mm. Minuta strzału. Potem następuje przeładowanie, 2-3 godziny. I znów minuta strzału. Jeden taki pocisk to koszt ok. 40 zł.

Żołnierz, który idzie do szturmu, bierze minimum 12 magazynków po 30 nabojów (koszt jednego naboju to ok. 2 zł). Do tego granaty: jeden bierze 4, inny 10. – Nawet nie wiesz, kiedy to wystrzelasz. To jest chwila.

BIAŁORUŚ

Po ukraińskiej stronie wszystkie linie obrony są przełamane. Rosjanie idą jak burza. Tak jest od miesiąca.

– Teraz czekamy na atak z Białorusi – mówi Igor. Do końca roku Rosja ma tam rozmieścić swoje systemy rakietowe Oresznik. Ukraina zna ich lokalizację, wywiad działa prężnie.

Żołnierz, z którym rozmawiam, niebawem zostanie przerzucony pod białorusko-ukraińską granicę. – Białoruś to zastraszony kraj. Łukaszenka wie, że jeśli naród poszedłby za Unią Europejską czy NATO, to skończyłby jak Ukraina. Dlatego woli siedzieć cicho – stwierdza.

Igor jest przekonany, że Łukaszenka otworzy granicę i wpuści Rosjan, aby podeszli do Ukraińców od wschodu. Pytanie tylko, kiedy to nastąpi. Jeśli jednak tak się stanie, odcięta od zapasów Ukraina „padnie po roku”. – Przez Lwów dużo nie pójdzie sprzętu – to, jak zaznacza żołnierz, daje mu większą motywację.

– Zaciągnąłem się, aby wróg nie dotarł do mojego domu. Wiem, że jeśli będę jak najdłużej na pierwszej linii, to go zatrzymamy. Aby Polska mogła utrzymać swoje pozycje. Jesteśmy jak ściana pomiędzy nimi a wami, do tego nas szkolą. Dlatego wybrali tyle osób z zagranicy, bo każdy z nas ma tu rodzinę, której będzie bronił. Wiemy, że jeśli Rosjanie przejdą przez Ukrainę, to pójdą dalej.

MOTYWACJA

– Patrzyłem, jak Ukraińcy w Polsce krzyczą: „Sława Ukrajini!”, a psują wizerunek kraju. Chciałem być tym, który będzie go reperował. Pokazać, że ten naród nie jest tak zgniły, jak go opisują – tłumaczy Igor.

OBRAZY

Igor pochodzi z Nowowołyńska na zachodzie Ukrainy. 38-latek prawie całe swoje życie spędził w Polsce. Od blisko 33 lat mieszka w Chełmie.

Przeciętny, niewyróżniający się w tłumie mężczyzna. Po polsku mówi lepiej niż nie jeden Polak. Gdy sięga po papierosa, ręka mu nie zadrży. Nic go nie zdradza. Nikt nie zgadłby, że właśnie wrócił z frontu.

– Pamiętam pierwszego Shaheda. Ten dźwięk. Jak on w ciebie pikuje. Tego się nie da zapomnieć – mówi. Tamtej nocy Rosjanie zaatakowali Kijów rakietami balistycznymi. Igor z pozostałymi z batalionu znajdowali się wówczas niedaleko rosyjskiej granicy, ich też wróg zaatakował. Wszyscy przeżyli.

Najgorszy obraz z wojny, który mu towarzyszy?

– Jest i będzie. Bywa, że budzę się w nocy. Każdy dźwięk coś mi przypomina. Na przykład gdy helikopter mi przeleci nad domem. Ale o tym nie będę mówił.

Pytam, czy zabił. O tym również nie chce opowiadać. – Nic nie wiem, nic nie słyszałem. Na te tematy nie rozmawiam.

UCIECZKA

– Jest nas za mało, zdecydowanie za mało. Liczby, które się przedstawia w Polsce, nie odzwierciedlają faktycznego stanu. Ale na papierze wszystko ładnie wygląda. Dlatego nas tak pilnują, bo zostali tylko ci naprawdę zmotywowani – mówi Igor.

Wyjaśnia, że image popsuła im inna brygada: – Nas uczyli Polacy, ich w większości Francuzi. Oszukali ich, nie dali im sprzętu, który powinni. W efekcie doszło tam do wielkiej dezercji, po pięćset osób potrafiło uciec z poligonu.

Zdaniem Igora, Ukraińcy, którzy w Polsce żyją na socjalach, powinni zostać wcieleni do armii. – Ci, którzy na Donbasie stracili domy i Ukraina nic im nie zapewniła, uciekają, aby przeżyć. Ale uciekają też ci, którzy mieszkają przy samej granicy, gdzie jest bezpiecznie – mogliby pracować, pomagać humanitarnie, dawać od siebie coś dla wojska.

PUSTE ULICE

Na początku żołnierz był w Ukrainie bohaterem. Teraz, gdy wychodzi na ulicę w mundurze, ludzie uciekają – mężczyźni chowają się na jego widok, bojąc się, że to przedstawiciel TCK (jednostka odpowiedzialna za mobilizację i wysłanie obywateli do wojska). Mieszkańcy ostrzegają siebie nawzajem przez komunikatory typu Telegram czy WhatsApp.

– Do godziny 17 czy 18 nie zobaczysz żadnego faceta na ulicy, potem wylęgają – opowiada Igor.

POKÓJ

Igor nie wierzy, że dojdzie do rozejmu, mimo że, jak podkreśla, Ukraińcy są gotowi nawet oddać zajęte przez Rosję terytoria. Przewiduje, że Moskwa szykuje coś większego.

– Rosja chce, żeby Ukraina skapitulowała, ale Ukraina tego nie zrobi. Tylko rozejm, żadnej kapitulacji – podkreśla żołnierz.

Marzeniem Ukraińców jest utworzenie linii zdemilitaryzowanej, jak w Korei. Wiedzą, że w ten sposób Rosja zyska czas na dozbrojenie.

– Ale to da nam naprawdę odpocząć. Dłużej pożyjemy. I tak wiemy, że tam chcą nas wybić co do jednego, cały naród. To będzie jedna wielka rzeź. Rosja zawsze czuła się wielka, a Ukraina plunęła jej w twarz. Dlatego Rosja będzie chciała wyjść jakoś z tej wojny z tą twarzą – mówi.

Dla nich najgorsza jest niepewność. – Nie wiesz, co cię tam czeka. Po prostu nie wiesz.

Paulina Ciesielska

Igor na froncie w Ukrainie