Z lochami i odyńcami nie ma żartów

Samozwańczy ekolodzy blokują 6 odłowni dzików ustawionych w najbardziej zagrożonym grasowaniem dzikich zwierząt rejonie Lublina, gdzie wg szacunków ich liczebność wzrosła już do 400 tych zwierząt. – To chora akcja. Jak to dłużej potrwa to za rok liczebność dzików wzrośnie do 1600 osobników. Zawiadomiłem już Straż Miejską i Policję – mówi Jacek Skiba, przewodniczący Zarządu Dzielnicy Hajdów-Zadębie, który codziennie usuwa blokady.

Rejon, o którym mowa, to obszar od giełdy na Elizówce do granic Lublina z gminą Świdnik. Dziki czynią tam olbrzymie szkody. Teren ten poprzetykany jest uprawami rolnymi i stanowi świetne żerowisko dla dzików.

– W lesie one mają 1 miot w roku, a w mieście nawet 3 mioty, bo mają tu bardzo dogodne warunki. Lublin ma obecnie 9 odłowni, z których aż 6 jest ustawione na naszym terenie. Nie informowaliśmy o ich lokalizacji, żeby uniknąć problemów, z którymi i tak teraz mamy coraz częściej do czynienia – tłumaczy Jacek Skiba. – Anonimowi ekolodzy blokują kijami zapadnie w odłowniach, dziki wyjadają więc swobodnie przynętę i traktują odłownie wręcz za paśniki – tłumaczy przewodniczący Skiba. – Gdy zapadnie w odłowniach działają, ciągle wywożono do lasów kolejne dziki. Teraz zapadnie cały czas są blokowane kijami, które unieruchomiają mechanizm spustowy – dodaje.

Z tego terenu dziki zagrażają Ponikwodzie, Kalinowszczyźnie, Tatarom i dzielnicy Hajdów-Zadębie. Pustoszą ogródki działkowe ROD „Kalina”, podchodzą pod bloki, ryją klomby, żerują w śmietnikach, coraz bardziej zagrażają mieszkańcom wielu lubelskich osiedli. Zdarzały się już przypadki ataków na ludzi. Niedawno wataha około 40 dzików swobodnie maszerowała przez aleję Witosa. W północno-wschodniej części miasta odyńce i lochy stanowią już megaproblem. (l)

News will be here