W niemal wszystkich miejscowościach gminy Stary Brus trwa zbieranie podpisów poparcia dla likwidacji Gminnej Spółki Wodnej. Ludzie mają dość utrzymywania etatów melioranta i księgowej z własnych składek, podczas gdy spółka nie wywiązuje się ze swoich głównych zadań.
Gminna Spółka Wodna w Starym Brusie została powołana, by dbać o należyte utrzymanie rowów i urządzeń melioracyjnych. Są to przeważnie systemy bardzo złożone, które oddziałują na grunty należące do wielu właścicieli. Dlatego też ich właściwe utrzymywanie wymaga skoordynowanych działań wszystkich właścicieli. Przy obecnej strukturze własności gruntów oraz ze względu na różny stopień zainteresowania utrzymaniem dobrego stanu urządzeń melioracji wodnych przez poszczególnych właścicieli, właściwa koordynacja terminów i zakresów wykonywanych tych prac przez samych właścicieli gruntów jest w praktyce bardzo trudna a czasami wręcz niemożliwa do osiągnięcia.
W tej sytuacji ułatwieniem wykonywania tych prac może być współpraca rolników w formie zorganizowanej. Możliwość takiej organizacji prac dają właśnie spółki wodne, które są dobrowolnymi organizacjami zrzeszającymi właścicieli zmeliorowanych gruntów w celu wspólnego utrzymywania oraz eksploatacji urządzeń melioracji wodnych. Problem w tym, że ta ze Starego Brusa, według wielu rolników przestała dbać o dobro wspólne i zaczęła liczyć pieniądze.
Etaty głównego melioranta i księgowej zajęli zięć z teściową. Gdy w ubiegłym roku na terenie gminy zawiązał się ruch, w czasie którego kolejni rolnicy zaczęli występować ze spółki, księgowa się zmieniła, ale etaty pozostały. Nie to jednak było najgorsze. – Czy ktoś należał do spółki czy też nie, musiał płacić składki za koszenie i utrzymanie rowów, bo tak stanowi prawo – mówi jeden z oburzonych gospodarzy. – Pół biedy, jeśli to pracownicy spółki prowadzili te prace.
Często bywało tak, że rolnicy nie dość, że sami wykosili rów, to jeszcze musieli za to zapłacić spółce. Przecie to paranoja! Z biegiem czasu takich sytuacji było coraz więcej, a zarząd i pan meliorant, zamiast zająć się tym, do czego ich powołano, wolał przystępować do przetargów publicznych, bo tam były pieniądze. Brakowało za to rąk do pracy. Wtedy posiłkowano się tzw. pracownikami interwencyjnymi z Powiatowego Urzędu Pracy, którzy zamiast iść na nasze pola, pracowali na jakimś zleceniu.
W końcu ludzie powiedzieli dość, dlatego zebraliśmy się i praktycznie w każdej wiosce powstał ruch zaangażowany w rozwiązanie spółki. Możemy to zrobić jedynie na walnym zebraniu, które planowane jest na luty, może marzec i wymaga poparcia dziesięciu z 15 delegatów spółki. Lista z podpisami jest już długa i mamy nadzieję, że w końcu pozbędziemy się żmii, którą wyhodowaliśmy na własne życzenie i za własne pieniądze – mówi proszący o anonimowość rolnik.
Próbowaliśmy się skontaktować z władzami Gminnej Spółki Wodnej w Starym Brusie, ale w biurze nikt nie odbierał telefonu. (bm)