Czy Lublin musi być brzydki?

Jedna z bilboardowych "wysp" w pobliżu Zamku Lubelskiego

Choć do Koziego Grodu przyjeżdża coraz więcej turystów z Polski i zagranicy, i ubiegły rok był pod tym względem rekordowy, to od odwiedzających nasze miasto nieraz słyszymy, że na Starówce i w Śródmieściu w oczy kłuje reklamowy rozgardiasz, a i estetyka nowo wykonanych inwestycji drogowych pozostawia wiele do życzenia. Co prawda nigdzie na świecie nie ma „miast idealnych” pod względem wyglądu, ale wydaje się że stolica województwa lubelskiego coraz bardziej odstaje w tej mierze od innych polskich miast.

Pierwsze co rzuca się w oczy przyjezdnym do naszego miasta to niezliczone ilości billboardów i szyldów reklamowych. Od lat 90- tych ubiegłego wieku są one montowane i stawiane właściwie wszędzie tam, gdzie istnieje wolna przestrzeń, która może być dostrzeżona przez przechodniów i kierowców. Oczywiście często paskudne, krzykliwe i nieatrakcyjne reklamy nie odnoszą żadnego sukcesu marketingowego, ale wśród osób odpowiedzialnych za ich ustawienie ewidentnie pokutuje przekonanie, że nawet gdy coś nam się nie podoba, to gdy jest mocno widoczne zapadnie w pamięć. Ten reklamowy „bałagan” miał zostać uporządkowany dzięki wprowadzeniu tzw. uchwały krajobrazowej. Samorządy gminne mogą je wprowadzać jako akty prawa miejscowego już od kilku lat. Jak można się dowiedzieć ze stron rządowych dotąd obowiązują w 64 gminach. W województwie lubelskim mają je m. in. Zamość (od 2020 r.) czy Chełm (wprowadzona w ubiegłym roku). Lublin od kilku lat jest niezmiennie na etapie przygotowawczym i to mimo tego, że uchwała w początkowym okresie zgodnie z decyzją urzędników nie obejmie całego miasta.

– Zależy nam, by Lublin mógł jak najszybciej przyjąć i wdrożyć ustalenia dla uporządkowania przestrzeni publicznej, jednak temat uchwały krajobrazowej jest skomplikowany merytorycznie ze względu na bardzo dużą różnorodność krajobrazu miejskiego Lublina, także jego zabytkowego Śródmieścia. Prace nad uchwałą krajobrazową trwają – twierdzi Joanna Stryczewska z Biura Prasowego w Kancelarii Prezydenta Miasta Lublin.

Czy jednak lubelskim urzędnikom faktycznie na tym zależy? Wydaje się, że nie, skoro np. władze Opola potrafiły skutecznie wdrożyć taki dokument jeszcze w 2019 r., a większy Gdańsk zrobił to nawet rok wcześniej. Z kolei w Warszawie uchwałę przyjęto w 2020 r., ale została uchylona przez wojewodę mazowieckiego. Mimo tego władze stolicy są już na końcu drogi do ponownego przyjęcia uchwały krajobrazowej. Zaznaczmy, że chodzi tu o pełne uchwały, a nie obejmujące tylko fragment miasta jak w przypadku Lublina. Istotne jest też to, że widoczne skutki wprowadzenia takiej uchwały ujrzymy dopiero po kilku latach. Przedsiębiorcy muszą bowiem otrzymać niezbędny okres przejściowy, w którym będą mogli zmienić swoje dotychczasowe reklamy lub usunąć zbędne nośniki bez zaburzenia prowadzonej przez siebie działalności. Wiadomo już, że zgodnie z planem docelowe zmiany będą w Lublinie duże, na ten moment brak jest jednak jakichkolwiek orientacyjnych dat ich możliwego wprowadzenia.

– Opracowywane wytyczne z założenia wykluczają z obszaru Śródmieścia nośniki reklamowe inne niż szyldy i ograniczają liczbę szyldów do maksymalnie dwóch na jednego przedsiębiorcę, a także maksymalną powierzchnię, jaką na elewacji mogłyby zająć szyldy – dodaje Joanna Stryczewska.

Czas pokaże na ile uda się te ambitne założenia wprowadzić w życie. Zauważmy, że Lublin pomimo wcześniejszego entuzjazmu i deklaracji swoich włodarzy od kilkunastu lat nie jest w stanie wdrożyć spójnego systemu identyfikacji miejskiej. To co pomaga każdemu odwiedzającemu np. Łódź czy Warszawę czyli jednakowe tabliczki z numerami budynków na wszystkich posesjach czy wykonane w tym samym stylu oznaczenie nazw ulic przerosło lubelski samorząd. Stało się tak pomimo tego, że już w 2011 roku dwóch młodych lublinian Paweł Furman i Adam Stępniak przyniosło Ratuszowi praktycznie gotowy do wdrożenia plan oznaczeń spójnych z barwami miejskimi Lublina oraz systemem identyfikacji obowiązującym w mieście. Aktualnie temat upadł, gdyż lubelscy urzędnicy stwierdzili, że miasto nie potrzebuje takiego rozwiązania, choć świetnie sprawdza się ono w praktyce na całym świecie.

– Lublin posiada System Identyfikacji Wizualnej, który umożliwia spójną, konsekwentną i wyróżniającą się oprawę graficzną działań promocyjnych podejmowanych przez miasto. System identyfikacji wizualnej określa zasady konstrukcji znaku promocyjnego (loga), jego dopuszczalne formy i warianty. Aktualnie nie trwają prace nad System Informacji Miejskiej jako komponentu Systemu Identyfikacji Wizualnej – potwierdza Joanna Stryczewska z lubelskiego Magistratu.

Drogowe tandety

Bardzo kiepsko prezentują się także estetyczne efekty pracy lubelskich drogowców. To efekt sposobu realizacji zadań inwestycyjnych i remontowych przez miejski Zarząd Dróg i Mostów w Lublinie, na co uwagę co raz częściej zaczynają zwracać sami mieszkańcy.

– Jeżdżę zarówno po Polsce, jak i po świecie i przeraża mnie to co wyprawia lubelski ZDiM. Miasto w ostatnich latach odnowiło lub zbudowało sporo dróg wydając na to niemałe pieniądze, a w efekcie Lublin wygląda coraz gorzej i bardziej tandetnie – napisał w liście do naszej redakcji pan Tomasz.

Niestety, w tym temacie należy oddać rację naszemu Czytelnikowi. Rewitalizacja dróg w mieście pozostawia bowiem sporo do życzenia i nic nie wskazuje na rychłą poprawę w tej materii. Jedną z większych bolączek Lublina jest „zalewanie” chodników przez brzydką i niewygodną dla pieszych betonową kostkę brukową. Nawierzchnia, którą pod wpływem rozwoju prywatnych przedsiębiorców na początku lat 90-tych ub. wieku „zachłysnęła” się cała Polska coraz częściej odchodzi do lamusa. Renesans przeżywają za to duże płyty chodnikowe, które układa czy naprawia się podobnie szybko jak popularny „polbruk”, za to wyglądają dużo ładniej i są zwyczajnie wygodniejsze dla pieszych. Takie nawierzchnie są także bezpieczniejsze zimą, bowiem przez mniejszą ilość szczelin istnieje mniejsza szansa na wystąpienie na nich lodowej „szklanki”. Warszawa czy Łódź nie stosują kostki w miejskich inwestycjach już od kilku lat, od niedawna podobny trend widać np. w niedalekim Zamościu. Tymczasem w Lublinie na większość trotuarów dalej trafia kostka, a urzędnicy wydają się nie dostrzegać w tym nic złego.

– Duże płyty są i będą stosowane. Dotyczy to głównie centrum miasta i zabytkowych obszarów (np. ul. Lubartowskiej, czy al. Tysiąclecia). Kostka brukowa również będzie nadal stosowna. Miasto stosuje zapisy standardów pieszych, równolegle stosując płyty i kostkę. Zróżnicowanie wynika z kwestii cen tego rodzaju materiałów i kosztów eksploatacji, technicznych możliwości i konieczności zastosowania konkretnych rozwiązań, jak również dostępności dla osób z niepełnosprawnościami – tłumaczy Justyna Góźdź z Biura Prasowego Urzędu Miasta Lublin.

W praktyce, gdy porównamy cenniki firm produkujących tzw. galanterię betonową okazuje się, że materiał do wykonania nawierzchni z masowo stosowanej w Lublinie kostki brukowej typu „Holland” jest średnio o 1/3 droższy od klasycznych płyt o wymiarach 50x50x7 cm. Od strony technicznej ułożenie tych nawierzchni jest zaś bardzo podobne i właściwie jednakowo wyceniane przez firmy wykonawcze. Lublin stosując więc droższą nawierzchnię, dzięki której rocznie jest w stanie odnowić mniej odcinków ciągów pieszych, daje przechodniom brzydsze i mniej wygodne nawierzchnie. Do tego tam, gdzie urzędnicy zdecydują się już na ułożenie płyt, jak przy wspomnianych wyżej ul. Lubartowskiej czy al. Tysiąclecia to zlecają ich ułożenie… w kolorze żółtym nijak nie pasującym do stylowej zabudowy centrum miasta. Można by powiedzieć, że jest to śmieszne, gdyby nie fakt że wszyscy za to płacimy.

Czy jednak sam wygląd chodników jest największą bolączką pieszych? Zdecydowanie nie. Podstawowe problemy to z pewnością brak wystarczających środków finansowych na remonty większej ilości nawierzchni, notoryczne zastawianie alejek przez auta, a także brak miejsc odpoczynku. Wydaje się, że przy okazji przebudowy drogi za kilka milionów złotych koszt kilku ławek nie wpłynąłby znacząco na wzrost kosztów inwestycji. Byłaby to za to diametralna zmiana dla osób starszych czy niepełnosprawnych. Urzędnicy przekonują jednak, że ławki potrzebne są… z dala od ulic i to tam je stawiają.

– Tam, gdzie jest taka możliwość i potrzeba, uwzględniamy elementy małej architektury. W ramach budowy węzła przesiadkowego przy ul. Żeglarskiej, zrealizowano dojście w kierunku Zalewu Zemborzyckiego z ustawieniem ławek oraz koszy na śmieci. Ponadto w ramach Budżetu Obywatelskiego w rejonie szkoły podstawowej przy ul. Krasińskiego ustawiono ławki i kosze na śmieci. Na terenach miasta poza pasami drogowymi, montażem oraz opróżnianiem koszy zajmuje się Wydział Zieleni i Gospodarki Komunalnej UM i tam najczęściej umieszcza się tego typu elementy – tłumaczy Justyna Góźdź.

Szkoda, że fachowcy ze ZDiM nie dostrzegli takiej potrzeby choćby przy okazji przebudowy Al. Racławickich czy ul. Kalinowszczyzna, gdzie choć miejsca jest pod dostatkiem zmęczony pieszy może usiąść jedynie na przystankach komunikacji miejskiej.

Wracając zaś do samej estetyki dróg to niewątpliwie rzeczą mocno rzucającą się w oczy w Lublinie jest też wszechobecna rdza. Na potęgę korodują barierki wygrodzeniowe, słupki blokujące czy uliczne latarnie. Jeszcze kilkanaście lat temu były one regularnie konserwowane i malowane, w ostatnich latach miasto odeszło jednak od tej praktyki. Dziś takie prace są zlecane tylko przy okazji większych remontów.

– Zwyczajowo słupki są odnawiane przy okazji prowadzonych remontów, jak to miało miejsce w czasie prac na ul. Krakowskie Przedmieście. Nie przewidujemy osobnego zlecenia w tym zakresie w najbliższym czasie. Z kolei bieżące utrzymanie oświetlenia drogowego jest wykonywane w oparciu o obowiązującą umowę, zawartą pomiędzy Gminą Lublin i PGE Dystrybucja S.A. Oddział Lublin, regulującą wzajemne obowiązki i prawa oraz zgodnie z obowiązującymi przepisami i normami technicznymi. Powyższe uregulowania nie przewidują dodatkowych ustaleń odnośnie np. stanu słupów spółki PGE. – dodaje Justyna Góźdż z UM Lublin.

Takie działanie nie zbawi miejskiego budżetu, za to bardzo negatywnie wpływa na wizerunek Koziego Grodu. Bez komentarza wypada za to pozostawić stwierdzenie przedstawicielki Miasta dotyczące przeżartych rdzą latarni. Lubelscy urzędnicy postanowili zastosować bowiem taktykę „na alibi”, gdzie zasłaniają się brakiem własności tej infrastruktury. Podobny problem udało się kilka lat temu rozwiązać w Łodzi, gdzie urzędnicy przekonali lokalny oddział PGE do zainwestowania w remont słupów oświetleniowych. Tam jednak komuś wyraźnie zależało na wyglądzie miasta i działał, mimo że nie musiał. Lublin wita za to wjeżdżających choćby od strony Świdnika „aleją rdzy” i… nie ma z tym problemu.

Marek Kościuk

 

 

News will be here