Fabryka wspomnień

Gdy pracownicy Chełmskich Zakładów Obuwia kończyli zmianę, ten plac był najbardziej zatłoczonym miejscem w mieście

Ogromny plac, który punktualnie o godzinie 14 wypełniał tłum ludzi. Wielka portiernia, w której każdego dnia pracownik pokazywał portierowi przepustkę. Przepastne hale szwalni oraz montażu z taśmami i rzędami maszyn. Te obrazy pozostają w pamięci tysięcy osób, które kiedyś pracowały w Chełmskich Zakładach Obuwia. Była to jedna z największych fabryk w dziejach miasta i regionu. Wkrótce to miejsce może całkowicie i na zawsze odmienić się.

Na ostatniej sesji Rady Miasta Chełm podejmowano uchwały w sprawie przystąpienia do zmiany studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego, a także miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego miasta Chełm, które umożliwić mają powstanie galerii handlowej w części budynku po byłych zakładach obuwia. Uchwały przegłosowano, sprawie nadano bieg. Temat ten jednak wywołał wspomnienia u wielu naszych Czytelników, którzy w Chełmskich Zakładach Obuwia pracowali. W latach 70. i 80. ubiegłego wieku mnóstwo chełmskich rodzin utrzymywało się z pracy w ChZO. Ogromny, zatrudniający kilka tysięcy osób zakład z siedzibą przy ul. Wojsławickiej, od dawna jest już przeszłością.

W notatce chełmskiego oddziału Archiwum Państwowego w Lublinie czytamy, że Chełmskie Zakłady Obuwia powstały

1 stycznia 1969 r. na mocy decyzji ministra przemysłu lekkiego z 30 grudnia 1968 r. początkowo jako „Zakłady Obuwia w budowie”. 1 stycznia 1973 r. przedsiębiorstwo przeszło „w fazę eksploatacji na podstawie zarządzenia ministra przemysłu lekkiego z 19 grudnia 1972 r.”.

W informacji Archiwum Państwowego czytamy też, że „ostateczny odbiór zakładów po zakończeniu inwestycji nastąpił 29 czerwca 1973 r.”. Wkrótce fabryka miała już pełną moc produkcyjną. Od uruchomienia produkcji obuwia do chwili jej likwidacji, dwadzieścia lat później, zakłady wyprodukowały kilkadziesiąt milionów par butów. Było to obuwie skórzane, ale też tekstylne, z tworzyw sztucznych. Buty męskie, damskie, dziecięce, letnie, zimowe… Obuwie z ChZO zasilało głównie rynek krajowy, ale było też eksportowane, m.in. do ZSRR, NRD, Rumunii i Węgier.

W swoich najlepszych czasach zakłady zatrudniały nawet 4,5 tysiąca pracowników (większość kobiet) – fachowców w swojej dziedzinie. Wielu z nich nauczyło się fachu w szkole w Radomiu, w której kształcono szwaczki i obuwników. Niewykwalifikowani, ale też chętni do pracy w ChZO uczyli się rzemiosła w przyzakładowej szkole. Z powodu pracy w „Obuwiu” wiele osób z pobliskich wiosek, ale i całego regionu, przeprowadziło się do Chełma.

Zatrudnieni, mieszkający kilkadziesiąt kilometrów dalej, z dojazdem do fabryki też problemu nie mieli. Zakłady gwarantowały im dowóz autobusami z miejsca zamieszkania. Pracowano na dwie zmiany: pierwsza w godz. 6.00-14.00, druga – 14.00-22.00. Każdego ranka przed 6 rano pod „Obuwie” podjeżdżało wiele autobusów, które przywoziły pracowników z całej okolicy. Ci, którzy kiedyś byli tam zatrudnieni, to obecnie przeważnie już emeryci. Wielu z nich utrzymuje ze sobą kontakty, a gdy spotykają się na ulicy, wspomnieniom nie ma końca. Dzieci szwaczek, dziś już 40-letni dorośli, często do dziś nazywają ich koleżanki z „Obuwia” ciociami, wspominając wspólne spotkania i imprezy.

– Przepracowałam w „Obuwiu” szesnaście lat i czasy te – mojej młodości – wspominam z ogromnym sentymentem – mówi chełmianka, która dziś pracuje w instytucji zajmującej się kulturą. – Byłam zatrudniona na „manipulacji” – byli pracownicy Obuwia będą wiedzieli, jaki to rodzaj pracy. Stało się przy skórach po osiem godzin dziennie, pracowało także na akord. Jednocześnie uczyłam się w szkole średniej w soboty i niedziele. Aby móc kontynuować naukę i dostać wolne na weekend, często pracowałam i w nocy. Łatwo nie było, ale ludzie byli dla siebie życzliwi. Zżyliśmy się, w pracy miało się wielu przyjaciół, po niej spotykaliśmy się. Gdy ktoś miał imieniny, dostawał tyle goździków i czekolad, że z trudem dźwigał te podarki do domu. Niesamowita atmosfera. Wspominam swojego kierownika, już nieżyjącego, jak wspaniałą był osobą. Na samą myśl o ChZO uśmiecham się. W szkole średniej nawet napisałam pracę zaliczeniową na temat tej fabryki.

Kolejna nasza rozmówczyni pracę w ChZO rozpoczęła jesienią 1973 r., czyli wkrótce po otwarciu fabryki, gdy produkcja nabierała tam tempa.

– Gdy pierwsza zmiana kończyła pracę o godzinie czternastej, plac przed „Obuwiem” wypełniał się po brzegi – wspomina chełmianka. – Morze ludzi. Jedni kończyli robotę, drudzy ją rozpoczynali. Aby rozładować te tłumy i aby dwie „zmiany” mijały się bez takiego ścisku, potem o kwadrans przesunięto godzinę rozpoczęcia pracy. Trudno zapomnieć ten wypełniony ludźmi plac przed „Obuwiem”, te ogromne hale produkcyjne, gdy pracowało się tam dwie dekady. Młode kobiety, które zatrudniała fabryka, zachodziły w ciążę, bo taka była kolej rzeczy. Nie musiały się martwić, czy będą miały gdzie wracać, bo praca na nie czekała. Często też, gdy zmiany kolidowały z obowiązkami domowymi, opieką nad dziećmi, a mąż też pracował w systemie zmianowym lub gdy chodziło o samotną matkę, kadry szły na rękę. Młoda matka mogła na przykład pracować na jedną zmianę. Dzięki „Obuwiu” wiele kobiet „wypracowało” potrzebne lata i mogło potem odejść na emeryturę czy świadczenie przedemerytalne.

Na kuroniówkę

W zamieszczonej na stronie internetowej informacji Archiwum Państwowego czytamy: „Dnia 19 sierpnia 1994 r. Sąd Rejonowy w Chełmie V Wydział Gospodarczy ogłosił postanowienie o upadłości Chełmskich Zakładów Obuwia w Chełmie, wyznaczając równocześnie syndyka masy upadłościowej…”.

– To był dramat wielu rodzin, bo w niektórych przypadkach i mąż, i żona pracowali w Obuwiu – mówi nasza rozmówczyni. – Po upadku „Obuwia” niektórym trudno było wiązać koniec z końcem. Trzeba było odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Tych, których znaliśmy z hal produkcyjnych zakładów, spotykaliśmy w kolejce w urzędzie pracy, gdzie rejestrowaliśmy się jako bezrobotni. Dzięki „kuroniówce”, jak wtedy mówiło się na zasiłek dla bezrobotnych, wiele rodzin przetrwało najtrudniejszy okres.

Nie cała wykwalifikowana kadra „Obuwia” poszła „na bezrobotne” i „kuroniówkę”. Gdy ChZO rozpadły się, na ich bazie powstało kilka mniejszych firm obuwniczych, które zatrudniały dawną załogę wielkiej fabryki. Była połowa lat dziewięćdziesiątych. Powstawały pierwsze prywatne przedsiębiorstwa w mieście, z których część przetrwała do dziś. Niektóre swoje upadłości ogłaszały w ostatnich latach. Tak czy inaczej upadek ChZO przyczynił się do tego, że Chełm zalała fala bezrobocia, czyli zjawisko, którego wcześniej mieszkańcy nie zaznali, a z którym borykają się do tej pory. Stopa bezrobocia wciąż jest dwucyfrowa, choć tuż przed epidemią była bliska poziomu jednocyfrowego. (mo)

Zdjęcie ze zbiorów Narodowego
Archiwum Cyfrowego w Warszawie,
fot. arch. G. Rutowska

News will be here