Ktokolwiek widział Agnieszkę…

Niedawno minęło 6 lat od zaginięcia 35-letniej Agnieszki Iwko z Pławanic. O okolicznościach jej zaginięcia bliscy i mieszkańcy gminy Kamień mówili w programie telewizyjnym „Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie”. Wypowiedzi były kontrowersyjne, pełne wzajemnych oskarżeń.


Agnieszka Iwko nie pracowała zawodowo. Na co dzień zajmowała się domem i opiekowała dwoma nastoletnimi, niepełnosprawnymi synami. Zaginęła 24 stycznia 2015 roku w Pławanicach (gmina Kamień). Tego dnia złożyła wizytę znajomym. Wyszła od nich około godz. 22, ale nie dotarła do domu. Wkrótce po godzinie 22 mąż zauważył nieodebrane połączenie. Kiedy oddzwonił, telefon żony był już wyłączony. Zawiadomił policję, ale poszukiwania nie przyniosły rezultatu.

27 lutego br. wyemitowano program „Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie”, apelując do osób, które mają jakiekolwiek informacje w sprawie zaginięcia 35-latki o kontakt i pomoc w poszukiwaniach. Z reportażu jasno wynika, że po 6 latach od zaginięcia mieszkanki Pławanic temat wciąż wzbudza w okolicy ogromne kontrowersje. Już na początku jedna z rozmówczyń oświadcza, że jest przekonana, iż Agnieszce ktoś coś zrobił. Potem okoliczności zaginięcia Agnieszki przypominał jej mąż.

– Było około siedemnastej, gdy wyszła do koleżanki i od tamtej pory już jej nie widziałem – mówił w reportażu mąż zaginionej. – Wiedziałem, że wróci późno. Z chłopakami byłem cały czas w domu. W pewnym momencie, to było koło 22, zauważyłem nieodebrane połączenie na telefonie. Próbowałem oddzwonić, ale abonent był już niedostępny. Była taka sytuacja tydzień wcześniej akurat – była ze swoją siostrą i też nie wróciła na noc. Okazało się na drugi dzień, że jest u mamy w Wojsławicach. W niedzielę mocno w panikę jeszcze nie wpadałem. Dopiero w poniedziałek matka zadzwoniła, że telefon jest wyłączony, a ja właśnie się wybierałem na policję…

Kom. Ewa Czyż, rzecznik prasowy KMP w Chełmie, stwierdziła w reportażu, że informację o zaginięciu 35-letniej mieszkanki Pławanic dyżurny otrzymał 28 stycznia 2015 roku, a o fakcie tym poinformował mąż zaginionej.

– Z relacji mężczyzny wynika, że ostatni raz widział żonę 24 stycznia, gdy w godzinach popołudniowych wyszła z miejsca zamieszkania, udając się do swojej sąsiadki. U sąsiadów spędziła kilka godzin, po czym późnym wieczorem, już po godzinie 22 wyszła od nich i udała się w nieustalonym dotychczas kierunku.

Mąż mówił, że do pokonania Agnieszka miała niecałe dwieście metrów, a o tej porze nie ma tam ruchu.

– Autostrada to to nie jest i trochę mnie to dziwi, że tak szybko telefon był wyłączony – stwierdził mąż Agnieszki, który mówił też, że rozmawiał ze znajomymi, u których była Agnieszka przed swoim zaginięciem i miała ona od nich wyjść z pewnym chłopakiem, który „mieszka w przeciwnym kierunku”, więc za furtką już się rozeszli. Bratowa zaginionej stwierdziła jednak, że „oni ustalili jedną wersję, że razem wyszli”.

– Tego nie wiemy czy wyszła, czy nie, oni tak powiedzieli i tak to policja zanotowała, ale ja jestem przekonana, że tam się coś stało. Moje wrażenie jest takie, że ona stamtąd nie wyszła – stwierdziła w reportażu bratowa zaginionej, mówiąc też, że nie wierzy, iż to mąż coś zrobił Agnieszce, bo i takie opinie były.

Mąż też uważa, że „coś się tam musiało wydarzyć”, ale on nie chce nikogo oskarżać. Sąsiedzi, u których przed zaginięciem spędzała czas Agnieszka, zapewniają, że nie wiedzą, co się z nią stało.

– Nie można nikogo osądzać, bo nikt nie wie, co się stało, a może ona wyjechała i żyje – mówiła przyjaciółka zaginionej. – Rozmaicie mówią, że my mogliśmy ją załatwić. To, że od nas wyszła nie znaczy, że ja miałam ją zabić. Czy ja na mordercę wyglądam? Albo mój mąż? Byłam zaskoczona, że jej mąż dopiero po czterech dniach przyjechał Agnieszki szukać.

Mężczyzna twierdzi, że nie ma sobie nic do zarzucenia.

– Nie będę się z tego tłumaczył, bo wiem, że nic nie zrobiłem, nie mam sobie nic do zarzucenia – mówił mąż Agnieszki. – Nie najlepiej nam się układało i to jest fakt. Każdy by chciał, żeby to się jakoś wyjaśniło. Wtedy miałbym te oskarżenia z głowy.

Kom. Czyż opowiedziała o prowadzonych poszukiwaniach.

– Policjanci rozpoczęli poszukiwania, sprawdzone zostało miejsce zamieszkania zaginionej, teren przyległy, miejsca zamieszkania członków rodziny, znajomych, praktycznie cała miejscowość została przez policjantów sprawdzona: wszelkie pustostany, tereny podmokłe, rolnicze, zakrzaczone, miejsca bagniste, trudnodostępne – wyliczała kom. Czyż. – Poszukiwania prowadzono i na lądzie, pieszo i z powietrza. Wykorzystany był pies wyszkolony do poszukiwania zwłok ludzkich.

Sprawdzono szpitale, hotele, miejsca grupowania się osób. Sprawdzaliśmy też lokalnych przewoźników, korporacje taksówkarskie, czy świadczyli może kursy, w których by się przemieszczała. Niestety, nikt tej pani nie widział. Wiemy, że nie przekraczała granicy wschodniej, bo jesteśmy w kontakcie ze strażą graniczną. Bierzemy taką ewentualność pod uwagę, że być może świadomie chciała zerwać z rodziną. Nie wykluczamy też śmierci osoby zaginionej. Rozpatrujemy również to, czy nie stała się ofiarą przestępstwa. (mo)

News will be here