Lublin, Lubelskie – tu spalisz wszystko?

Do spalania śmieci i budowy spalarni przekonywał prof. prof. Grzegorz Wielgosiński z Wydziału Inżynierii Procesowej i Ochrony Środowiska Politechniki Łódzkiej. Zebrani na sali społecznicy i ekolodzy mieli jednak mocne kontrargumenty

Plan budowy spalarni odpadów w Lublinie i regionie był tematem II Kongresu Rad Dzielnic naszego miasta. Tak nazwał to burzliwe forum – odbywające się 8 lutego 2023 w hotelu Ibis – senator Jacek Bury, pomysłodawca przedsięwzięcia. Temat, w kontekście planowanej budowy w regionie co najmniej 10 spalarni, warty jest zdobycia rzetelnej wiedzy, dyskusji i szerokich społecznych konsultacji.

 Jego zdaniem, mieszkańcy są zaniepokojeni wizją budowy spalarni odpadów w Lublinie i województwie. Obawiają się, że Lubelskie zostanie „spalarnią” dla całej Polski. I chcą o tym rozmawiać – tak uzasadniał Jacek Bury. Kongres miał być spotkaniem dwóch opcji: tych, którzy pozytywnie myślą na temat spalarni i tych, którzy wypowiadają się negatywnie.

Senator twierdzi, że według założeń w mieście mają powstać trzy takie zakłady a czwarty w Świdniku. Będzie ich jeszcze więcej w całym województwie, m.in. w Kraśniku, Chełmie, Zamościu. Staniemy się niejako centrum spalarniowym Polski.

O decyzje niezbędne do budowy takiego zakładu na przy granicy dzielnic Felin i Hajdów-Zadębie ubiega się spółka Centrum Nowoczesnych Technologii powiązana z miliarderem Zbigniewem Jakubasem. Podobne zamiary mają firmy Kom-Eko i Megatem, działające w tym samym rejonie miasta.

– Tymczasem, gdy policzyć te inwestycje i ich planowane moce przerobowe, wyjdzie nam, że Lubelszczyzna wytwarza ledwie trzecią część śmieci, których te spalarnie potrzebowałyby do racjonalnej działalności. Po co nam tyle zakładów? – pytał w przeddzień Jacek Bury, gdyż na spotkaniu go zabrakło – tego dnia zachorował…

Zastępowała go Agata Opolska, współorganizatorka. – Nie potrzebujemy tylu spalarni. Nie chcemy żeby powstało tu drugie zagłębie śląskie, by wyziewy truły nam powietrze i były składowane odpady po utylizacji. To przesiąka do wód gruntowych i truje środowisko – stwierdziła we wstępie.

Na obrady przybyli eksperci, radni dzielnicowi, również aktywiści zatroskani o czyste powietrze w Lublinie. Pragną uchronić nasze miasto, by nie stało się „paleniskiem” śmieci dla regionu, hubem w tej materii dla całego kraju. Jednak nie wszyscy zebrani w hotelu Ibis byli przeciwni termicznej utylizacji odpadów.

Spalać śmieci ile wlezie!

…zdawał się przekonywać prof. Grzegorz Wielgosiński z Wydziału Inżynierii Procesowej i Ochrony Środowiska Politechniki Łódzkiej. W jego prezentacji wszystko obracało się wokół korzyści ze spalania odpadów. I to nawet w warunkach, gdy nasz region – w myśl analiz ekspertów – nie miałby szans znaleźć wsadu dla tej liczby spalarni (11 nie licząc działającej już instalacji w Chełmie). Chcąc zatem „nakarmić” te zakłady trzeba by śmieci sprowadzać z innych regionów, bowiem stałyby bezużyteczne. Entuzjazm naukowca-lobbysty dla tej idei  można zawrzeć w zdaniu: „śmieci są najlepszym paliwem”. I profesor uzasadnia to na wiele sposobów. Bo, wg niego, odpady komunalne są szczególnym rodzajem paliwa, które powstaje codziennie w naszych gospodarstwach, a ilość jego rośnie wraz ze wzrostem zamożności społeczeństwa, gdzie zawarta jest energia, która nie powinna być marnowana…

Już w trakcie wykładu łódzkiego badacza słuchacze żywo reagowali na te „rewelacje”, przerywały mu głosy z sali podważające wiarygodność jego wyliczeń i dowodów. Ta  prelekcja wzbudziła tzw. trudne pytania: – A co będzie po latach, jakie odległe skutki chce pan zostawić pokoleniom Polaków w efekcie zbudowania instalacji do spalania śmieci? – pytał Andrzej Filipowicz, społecznik i radny z Czechowa. – Bo 70 lat temu wybitni specjaliści zapewniali, że azbest to najlepszy izolator w budownictwie. I został wdrożony eternit. Po 30 latach, gdy znamy prawdę o nim, trzeba zutylizować w regionie 1 mln 200 tys. ton azbestu. Przez ostatnie 17 lat zutylizowano około 130 tys. ton – nie więcej niż 13% ogółu. Pozbycie się go zajmie służbom budowlanym blisko półtora wieku – wyliczał Filipowicz.

Odpowiada prof. Wielgosiński

Profesor do kwestii azbestu się nie odniósł. Wracając do spalania śmieci krótko wspomniał o postępie technologicznym w spalaniu odpadów, wskazywał na znakomite filtry i kominy zakładów. Przekonywał, iż popioły i żużle ze spalania można traktować, jako budulec pod jezdnie, lub też zakopywać je w starych kopalniach – na wieczność, jak czynią Niemcy. A frakcje lotne ze spalarni według niego można perfekcyjnie oczyszczać według patentu Szwajcarów.

Kłopotliwe dla prelegenta pytania stawiali przedstawiciele rad dzielnic: Krystyna Brodowska, Józef Nowomiński, Krzysztof Wronka i Jacek Skiba: – Jak zwalczać skutki masowego zanieczyszczenia powietrza, które prędzej czy później nastąpi wskutek pracy tylu zakładów utylizacji? Jakie są zagrożenia ze strony dioksyn i furanów uwalnianych w trakcie spalania śmieci?

Prof. Wielgosiński odpowiadał, że w tej sferze obowiązują bardzo rygorystyczne przepisy UE więc nie powinno być problemu, co najwyraźniej nie przekonało, a wręcz wzburzyło społeczników, zaniepokojonych o odległe skutki spalania odpadów.

Polemiczny głos ekologa

Przedstawił go Paweł Głuszyński z Towarzystwa na rzecz Ziemi (TnZ) w Oświęcimiu, który wskazywał, również podpierając się wiedzą i przepisami, że „odpady są surowcem, na pewno nie są do spalenia”. Wykazywał przy tym dogłębną wiedzę o planach instalowania spalarni śmieci w Lublinie i regionie, mówił o tej wizji z nieskrywanym oburzeniem.

– Poprzedni plan w tym zakresie (na lata 2016-22) nie przewidywał potrzeb budowy instalacji do termicznego przekształcania termicznej utylizacji odpadów. I obecnie Cementownia Chełm, jako zakład spalania tychże stosownie do skali ich wytwarzania w Lublinie i regionie wystarczy. Ma nawet rezerwy – przekonywał.

– Zważmy, co mówią dyrektywy UE: najważniejszym celem gospodarki odpadami jest poddanie ich recyklingowi, odzyskanie ich składników, a nie palenie. Docelowo do 2035 roku gminy muszą zapewnić recykling 65% odpadów komunalnych. Rzecz jasna muszą też redukować o 30% wolumen odpadów żywności czy to pochodzących z jej przetwarzania. Na pewno nie wolno nam spalać odpadów zbieranych selektywnie – jedynie pozostałości z ich czyszczenia i recyklingu. To wszystko zmniejszy wolumen odpadów idących do pieca.

Rygorystyczne przepisy UE

Głuszyński przypomniał, że niedawno ukazał się projekt rozporządzenia UE proponujący m.in. by zredukować ilość opakowań o 5% do 2030 r., a później każdy rok ma przynosić 1% ich dalszej eliminacji z rynku. Są też wytyczne produkcji opakowań podatnych na recykling. 25% opakowań ma funkcjonować w formie zwrotnej. Będą musiały zawierać min. 50% surowca pochodzącego z odzysku. Wielu materiałów do pakowania już więc nie zobaczymy. Dojdzie do tego system kaucji na te po napojach oraz przepisy odpowiedzialności producentów za odbiór wielu zużytych produktów (prócz opakowań obejmują także elektronikę, oleje czy opony). Za większość z nich nie będziemy już płacić. Będzie ich coraz mniej. A wszystkim gminom, w myśl powstających obecnie przepisów, winno na maximum recyklingu zależeć. Może więc nie będzie takiego szaleństwa decydentów na punkcie spalania odpadów? – pyta retorycznie ekolog.

Bo skoro przed nami czas poważnych cięć w generowaniu śmieci, to jak na te ograniczenia zareagują entuzjaści spalania odpadów, ich lobby? Czym wtedy będą palić owe zakłady pobudowane na Lubelszczyźnie? Czy ten fakt dociera do ludzi twardogłowych, na śmieciowy biznes tak bardzo gotowych? Te i inne wnioski płyną z ekologicznego spojrzenia TnZ na usilne lobbowanie za spalarniami śmieci.

Komisja Europejska czuwa

Ona nie rekomenduje takich rozwiązań, bowiem spalanie odpadów przynosi poważne szkody pogłębiając efekt cieplarniany – dając iluzoryczny zysk w postaci energii. A już na pewno tego typu inwestycje nie mogą być finansowane z pieniędzy publicznych – przekonywał Głuszyński.

W Polsce przewiduje się budowę przeszło 100 spalarni w różnych częściach kraju. I nie ma w kraju drugiego takiego województwa, które chce wznieść tyle tych zakładów, co Lubelskie. Naiwność, zachłanność czy samobójczy trend w rozwoju regionu stricte turystycznego?

– Jest to kompletny absurd – wzmaga ton ekolog – biorąc pod uwagę ile odpadów powstaje i jakie są prognozy ich wytwarzania. Bo wszystkie dotąd prognozy, co do rosnącej ilości odpadów były i są mocno zawyżone, blisko dwukrotnie.

Piece w Cementowni Chełm mogą pochłonąć roczną ilość śmieci z Lubelskiego realizując lokalne potrzeby, nawet jeśli te wzrosną o 30-40%. A w samym Lublinie planowane 3 spalarnie oferowałyby utylizację 280 tys. ton śmieci rocznie, podczas gdy ich produkcja w mieście wynosi ok.130 tys. ton. – To jest kolejny absurd – zżyma się ekolog. – Bo to oznacza, że planowane zakłady miałyby spalać odpady przywożone z zewnątrz. Wszelkie plany budowy spalarni ponad ich obecną ilość w regionie są chybione i wbrew przepisom prawa. Rolą urzędu marszałkowskiego jest pilnować by tak nie było – zakończył ekspert TnZ.

Wynik dyskusji: głośne Nie!

Uczestnicy forum nie zostawili cienia nadziei, że argumenty profesora Politechniki Łódzkiej znajdą tu uznanie. Ktoś żartobliwy, w trakcie przerwy kawowej, parafrazując stary przebój Golec Orkiestry zanucił: „Tu na razie jest ściernisko, ale będzie pa-le-ni-sko. A tam, gdzie to kretowisko będzie stał mój bank”…

– To od nas zależy czy zostaną wydane stosowne pozwolenia na budowę spalarni. Wiadomo, że skutki klimatyczne ich funkcjonowania obciążą nasze dzieci, wnuki i kolejne pokolenia. Nadajmy więc rozgłos tej sprawie, którą media praktycznie nie podejmują, nie widzą tematu – apeluje po spotkaniu Andrzej Filipowicz. – A przecież bronimy stanu powietrza nad aglomeracją w chwili, w sytuacji, gdy już są wydawane kolejne pozwolenia na budowę obiektów w takich korytarzach wentylujących Lublin jak dolina Bystrzycy i Górki Czechowskie. Tak więc wizja budowy spalarni dla lokalnych decydentów jest tu po drodze.

On i zabierający głos aktywiści traktują argumentację prof. Wielgosińskiego, jako promowanie złych wzorców środowiskowych, z poziomu nauki: – Próba przekonania mieszkańców i członków rad dzielnic tu obecnych do wznoszenia spalarni śmieci w Lublinie i regionie musi spalić na panewce. Mieszkańcy nie dadzą wiary wyliczeniom lobbystów wspierających ten śmieciowy interes. Idea, by pozbyć się odpadów przez wsadzanie ich do pieca przypomina najgorsze praktyki skompromitowane w minionej epoce, i może kojarzyć się z dywersją środowiskową. Zamiast korzyści przyniesie głównie hańbę autorom pomysłu, którzy dziś jeszcze potrafiliby temu zapobiec – wynika z podsumowań konferencji.

Szkoda, że nie uczestniczyli w niej przedstawiciela miasta, regionu, czy inspekcji ochrony środowiska, gdzie będą zapadać decyzje, co do lokowania tych zakładów na Lubelszczyźnie.

Marek Rybołowicz