Luksus i moc, czyli dwie premiery Hyundaia

W środę (10 stycznia) w podwarszawskim hotelu Narvil Hyundai zaprezentował dwie gorące nowości. Mowa o modelu Santa Fe oraz Ioniq 5 w wersji N, którą motoryzacyjni dziennikarze od razu okrzyknęli mianem “najtańszych 650 koni na rynku”.

Hyundai to marka, która nie boi się eksperymentów i bardzo odważnych zabiegów stylistycznych. Piąta generacja modelu Santa Fe może nie zaskoczyła rozwiązaniami technicznymi, ale wyglądem już tak. Ten duży SUV ma 483 cm długości i wielki rozstaw osi. Dzięki temu udało się w środku wygospodarować miejsce dla aż siedmiu osób, przy czym te ostatnie mają być wygodne nawet dla dorosłych pasażerów. Model będzie dostępny w wersji pięcio, sześcio i właśnie siedmioosobowej.

Odmianę z sześcioma miejscami można zamówić w najwyższej wersji wyposażenia: Calligraphy. Wyróżnia się ona fotelami kapitańskimi i pięknymi, czarnymi dodatkami nadwozia, w tym czarnymi felgami 21 cali o wzorze zarezerwowanymi tylko dla tej odmiany. Model prezentuje zupełnie nowy design zarówno nadwozia, jak i kabiny. Elementami rozpoznawalnymi tego SUV-a są kanciasty, pudełkowaty kształt oraz reflektory z motywem litery H. W środku znajdziemy duży, zakrzywiony ekran i nowoczesną konsolę środkową.

W trosce o ergonomię, postawiono na tradycyjne pokrętła reuglacji temperatury w kabinie. Auto wyposażone jest w indukcyjną ładowarkę mieszczącą dwa telefony, a w górnej części schowka umieszczono tackę do bakteriobójczej sterylizacji UV-C. Nowością jest także relaksacyjny fotel z podnóżkiem. Santa Fe wyposażony jest w liczne systemy bezpieczeństwa, w tym układ monitorowania zachowań kierowcy, funkcję ostrzegającą i zabobiegającą zderzeniom czołowym i najechaniu na inny pojazd, a także system zapobiegający niezamierzonemu opuszczenia pasa.

Do napędu tego modelu służą układy hybrydowe: HEV i PHEV. Każdy z nich wykorzystuje czterocylindrowy silnik turbodoładowany o pojemności 1,6 litra wspierany przez silnik elektryczny. Układy hybrydowe są łączone z sześciostopniową automatyczną skrzynią biegów. Odmiany AWD mają mechanicznie dołączany napęd tylnej osi. Model ma się pojawić w polskich salonach pod koniec pierwszej połowy tego roku. Cena nie jest jeszcze znana, ale spekuluje się, że konfiguratory otworzy kwota nieco powyżej 200 tys. zł.

Na tej samej konferencji PR-wcy Hyundaia zaprezentowali najszybsze auto wyprodukowane przez ten koncern. Mowa oczywiście o modelu Ioniq 5 w wersji N. Do tej pory żaden seryjny Hyundai nie mógł się pochwalić przyspieszeniem do setki na poziomie 3,4 s. Jego silniki elektryczne mogą osiągać do 21 000 obr./min, zapewniając moc 650 KM w trybie N Grin Boost. To zasługa dwustopniowego falownika o zwiększonej efektywności energetycznej, który zapewnia większą moc wyjściową z nowego akumulatora o pojemności 84 kWh zbudowanego w standardzie 800 V.

Ten samochód ma pokonywać zakręty z zabójczą prędkością, a konstruktorom udało się sprawić, że auto bardzo angażuje kierowcę i dostarcza mu mnóstwa adrenaliny. Elektryczna N-ka ma sztywny, responsywny układ kierowniczy, błyskawicznie reagujący na polecenia kierowcy. Elektroniczne zarządzanie momentem obortowym pomaga lepiej wykorzystać setki niutonometrów generowane przez silniki napędzające obie osie. Układ AWD ma preferencję tyłu. Mało? Jest także drift mode, po którego aktywacji na torze Hyundai zawstydza wiele aut spalinowych. Dobrym pokazem możliwości IONIQ 5 N był przejazd na Goodwood Speed Festival.

Samochód umie imitować pracę ośmiostopniowej, dwusprzęgłowej skrzyni biegów. Gdy połączymy to z dźwiękiem silnika (kilka trybów do wybory) – daje to kierowcy lepsze poczucie prędkości i granic, których nawet na torze lepiej nie przekraczać. Prędkość maksymalna to 260 km/h. Akumulator 800 V pozwala się błyskawicznie ładować na najszybszych ładowarkach i dzielnie broni się przed obciążeniami termicznymi, jakie funduje mu ekstremalna jazda sportowa. Wizualnie samochód mocno różni się od „cywilnej” odmiany IONIQ 5.

Po pierwsza ma nieco niższy prześwit podwozia, unikalne barwy lakieru i specjalne wzory felg. Spojlery, sportowe detale nadwozia i kabiny, głęboko wyprofilowane fotele – lista sportowych modyfikacji jest naprawdę imponująca. Auto trafi do Polski w pierwszej połowie 2024. Ma być to najtańszy sześćsetkonny samochód na rynku z ceną znacznie niższą niż 400 000 zł.

News will be here