Łupek się sypie?

W głośnej sprawie wwiezienia do byłej kopalni piasku we Włodawie miliona ton łupka pojawił się wreszcie głos właściciela działki. Przeciwnikom inwestycji zarzucił budowanie kapitału politycznego na sztucznie wywołanej fobii przed łupkiem i w tej sytuacji proponuje, że z powrotem odsprzeda samorządowcom wyrobisko. Propozycja padła chwilę przed tym, gdy na policję doniosło lubelskie Towarzystwo dla Natury i Człowieka, a w imieniu mieszkańców złożono odwołanie do sądu o zakaz rekultywacji wyrobiska łupkiem.

W końcu stycznia przed Samorządowym Kolegium Odwoławczym Józef Majewski, właściciel wyrobiska po kopalni piasku, wygrał trwający lata spór z powiatem konsekwentnie odmawiającym wydania zgody na rekultywację terenu łupkiem. Decyzja SKO nie była jednak prawomocna. Mogła ją podważyć jeszcze tzw. strona społeczna, która została dopuszczona do udziału w postępowaniu. I – jak można było się spodziewać – zrobiła to.
– Sprawa łupka od wielu już lat bulwersuje mieszkańców Włodawy – mówi Katarzyna Wojtal, jedna z założycielek Społecznego Komitetu „Stop dla Łupka”, który powstał w 2016 r. na fali protestu przeciwko pomysłowi wwiezienia miliona ton odpadu powęglowego z kopalni Lubelski Węgiel Bogdanka SA do niecki po byłej kopalni piasku. – Prywatny inwestor próbuje przywieźć nam ponad milion ton tego odpadu (według projektu dokładnie 1 026 300 ton – przyp. red.). Włodawianie stanowczo nie zgadzają się na tego typu eksperymenty, które nie tylko zniszczą drogę do Lublina (do przewiezienia takiej ilości materiału potrzeba ok. 50 tys. ciężarówek), to przede wszystkim mogą mieć niekorzystny wpływ na wody gruntowe. Z mapy hydrologicznej jasno wynika, że przenikające przez kopaliny opady, będą płynąć w kierunku ujęć wody, a co za tym idzie, mogą je skazić różnymi, niebezpiecznymi pierwiastkami. A nikt nam nie da gwarancji, że materiały tam złożone – o tak bogatym składzie chemicznym i w takiej ilości – nie dostaną się do wód podziemnych i nie dojdzie do skażenia. Na pewno łupek nam we Włodawie jest niepotrzebny. Jako strona społeczna wyraziliśmy swój sprzeciw, zaskarżając decyzję SKO – mówi Wojtal.
W sprawę zaangażowało się też lubelskie Towarzystwo dla Natury i Człowieka, które nie tylko pomagało zbierać podpisy przeciwko temu przedsięwzięciu (a tych zebrano ponad tysiąc), ale też – gdy tylko dowiedziało się, że buldożery i koparki zasypały w ostatnich dniach mokradła i zbiornik wodny w wyrobisku po dawnej kopalni – zgłosiło sprawę na policję.
– Do komendy wpłynęło pismo dotyczące prowadzenia prac bez wymaganego zezwolenia na terenie wyrobiska po byłej kopalni piasku we Włodawie – informuje sierż. Elwira Tadyniewicz, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji we Włodawie. – Z treści pisma wynikało, że zagrożone są rośliny i zwierzęta pozostające pod ochroną. We wskazanym miejscu przeprowadziliśmy czynności procesowe, teraz prowadzimy postępowanie pod nadzorem prokuratury w sprawie uszkodzenia lub niszczenia roślin lub zwierząt będących pod ochroną.
W przesłanym do redakcji oświadczeniu ekolodzy z Lublina piszą o występowaniu tam około 30 gatunków chronionych roślin i zwierząt.
Odnosząc się do zarzutu lubelskich ekologów, właściciel gruntów pyta: – Skoro tak bardzo zależy im na ochronie środowiska, to dlaczego przez ostatnie lata nie interesowali się tym terenem? Dlaczego nie reagowali, gdy ludzie przywozili tam śmieci: stare pralki, telewizory i zużyte prezerwatywy, które my stamtąd usuwaliśmy? Dlaczego nie interweniowali, gdy mieszkańcy przyjeżdżali w to ustronne miejsce opalać miedziane kable? Dlaczego nie znalazła się ani jedna osoba, która by się tym wcześniej zainteresowała? – wylicza.

Inwestor: „To irracjonalna fobia przed łupkiem”

Właściciel gruntów po byłej kopalni piasku zdecydował się na odniesienie się do sprawy zaledwie kilka dni temu. Dlaczego dopiero teraz, gdy protesty przeciwko zwózce powęglowego opadu narosły do niespotykanego wcześniej we Włodawie rozmiaru?
– Być może trzeba powiedzieć wreszcie stop panom, którzy nakręcili tę całą sytuację? Cały czas wierzyłem, że sprawę wyjaśnią odpowiednie do tego organy. Przez ostatnich pięć lat wszystkie odwołania rozstrzygnięto na moją korzyść. Dziś wreszcie mam zgodę na rozpoczęcie rekultywacji – komentuje Józef Majewski, właściciel Trans-Maj. Inwestor, powołując się na fachową ekspertyzę, przekonuje o braku szkodliwego wpływu łupka na środowisko.
– Wywołana przez Urząd Miasta opinia dr inż. Renaty Patyńskiej, biegłego sądowego z zakresu: górnictwa, geologii, hydrogeologii, sejsmologii oraz ochrony środowiska, która sprawdzała czy i w jaki sposób złożenie łupka w ilości około miliona ton w wyrobisku byłej kopalni piasku wpłynie na środowisko gleby i wody, nie zostawiła suchej nitki nad wątpliwościami samorządców. Tam jest jasne i rzeczowe wyjaśnienie w sprawie – mówi i pokazuje nam ekspertyzę, w której czytamy: „nie ma twardych argumentów, na podstawie których można potwierdzić tezę prezentowaną przez stronę społeczną, że odpady wydobywcze pochodzące z kopalni LW Bogdanka są materiałem niebezpiecznym. (…) Z punktu widzenia prawa, obowiązujących przepisów, dobrej praktyki inżynierskiej, a także bardzo szeroko rozumianego interesu społecznego, rekultywacja zaproponowana przez właściciela terenu jest jak najbardziej celowa i uzasadniona.”
– Należałoby zapytać w tym miejscu, dlaczego burmistrz schował głęboko do szuflady ten dokument? Dlaczego nie zapoznał z wynikami tej ekspertyzy radnych i komitetu społecznego „stop dla Łupka?” – pyta Majewski. – Taka sytuacja i postawa rządzących może, według mnie, świadczyć o walce politycznej i traktowaniu łupka jako chwytliwego tematu zastępczego do zdobywania elektoratu w kolejnych wyborach i pobudzaniu wśród ludzi irracjonalnej fobii przed łupkiem – kwituje.
Burmistrz Włodawy Wiesław Muszyński te zarzuty komentuje krótko: – Jako burmistrz, po stanowisku SKO i ekspertyzie biegłego sądowego, byłem zmuszony wydać pozytywną opinię. Ale jako mieszkaniec Włodawy wciąż jestem przeciwny tej inwestycji – mówi.
Swoje obiekcje podtrzymuje także starosta. – Nie przekują mnie pojedyncze ekspertyzy. W poszczególnych etapach procedowania nad tą sprawą dawałem temu wyraz. Na dobrą sprawę nikt nie wie, jakie skutki może spowodować złożenie na obrzeżach miasta tak dużej ilości łupka – mówi Andrzej Romańczuk, włodawski starosta.
Przypomnijmy, że właściciel firmy Trans-Maj za dawną kopalnię piasku w 2011 roku zapłacił pół miliona zł. Nigdy nie ukrywał, po co ją kupuje. Od 25 lat rekultywuje zdegradowane tereny i to samo planował tutaj. Józef Majewski w rozmowie z „Nowym Tygodniem” przyznaje wprost, że czuje się oszukany.
– Czy w świetle zdarzeń, które nastąpiły w ciągu ostatnich pięciu lat z udziałem władz miasta Włodawy i powiatu włodawskiego, nie należy sądzić, że zostałem umyślnie wprowadzony w błąd co do rzeczywistych intencji, z jakimi była mi sprzedawana ta kopalnia? Zmieniają się osoby piastujące stanowiska, ale ciągłość urzędu i jego odpowiedzialność trwa. Współpracując z wieloma starostwami – od Chełma przez Świdnik, Łęczną, Lublin do Lubartowa – spotykałem się z wielką życzliwością i chęcią pomocy w rozwiązywaniu nawet najtrudniejszych spraw. Nigdy i nigdzie nie spotkałem nawet namiastki tego, co spotkało mnie we Włodawie – obrusza się Majewski. Mimo wszystko składa samorządowcom propozycję: – Chciałbym uniknąć wszelkich konfliktów i podziałów społeczeństwa. Ja nie muszę za wszelką cenę rekultywować tego wyrobiska. Proponuję odkupienie ode mnie tej nieruchomości na potrzeby szumnie deklarowanej chęci ochrony wód, zdrowia, życia i wypoczynku mieszkańców – mówi.
Burmistrz Muszyński niczego nie deklaruje w kwestii ewentualnego nabycia działek. Twierdzi, że tę kwestię musiałby skonsultować z mieszkańcami.
Do sprawy wrócimy. (mg)

News will be here