Dla znajomych „Józek” albo „Kate”. Absolwentka SP nr 3 i II LO w Chełmie, studiów z zakresu andragogiki i doradztwa zawodowego; od kilku lat „dobry duch” działu promocji Państwowej Akademii Nauk Stosowanych w Chełmie, ale przede wszystkim serdeczny, wrażliwy i pełen ciepła człowiek. Chełmianka Katarzyna Józefacka, bo o niej mowa, wydała właśnie debiutancka książkę. „Przy kafce w małym mieście” to zbiór obserwacji, refleksji i wspomnień, w których każdy mieszkaniec naszego miasta i okolic odnajdzie cząstkę siebie.
Od bloga do książki
Zaczęło się niewinnie, kilkanaście lat temu od wpisów w internecie, w których opowiadała o sytuacjach z pracy, rodzinnego domu, o zdarzeniach podpatrzonych na ulicy czy w sklepie. Czasem było śmieszne, czasem z nutą ironii, innym razem refleksyjnie i poważnie. Jej lekkie pióro docenił portal echelm.pl, publikując te codzienne wpisy. Pojawiały się one także na blogu „PrzyKafce”, który Katarzyna Józefacka prowadzi do dziś.
– Dzięki współpracy z portalem echelm.pl miałam dostęp do liczby odsłon „kafki’ w Google Analytics. Zafascynowało mnie, że najwięcej komentarzy, takich pełnych wzruszeń i pewnej tęsknoty za Chełmem, miałam od ludzi, którzy z niego wyjechali. Dostawałam zachęty, by pisać więcej. Z czasem z tego grona czytelników zrobiła się mała społeczność. Moi odbiorcy motywowali mnie, abym zrobiła z tego książkę. Nie tylko dla moich czytelników, a i dla siebie. By kiedyś czytając tę książkę, opowiadać dzieciom i wnukom, że był kiedyś „Kulisz”, „Obuwie”, „WDK” czy przystanek „przy pomniku”. Może za kilka lat nie będzie już autobusów i postojów taksówek, o których piszę? Życie pędzi okrutnie i wiele z naszego małego świata zniknie lub zmieni formę. Na początku nie wiedziałam, jak okiełznać ten cały „bałagan”. Pisałam przecież i o zmarłej przyjaciółce, o swojej operacji głowy, o 7-latce z nowotworem, pokonanej przez chorobę, o rozmowach ze staruszkami, ale i o brudnym siedzeniu w autobusie. Jak to połączyć? Miałam wątpliwości, czy to jest materiał na książkę, ale dziś widzę, że było warto – opowiada Kasia Józefacka.
„Przy kafce w małym mieście” to zbiór opowiadań, anegdot i refleksji o Chełmie i jego mieszkańcach; zapis kadrów i wspomnień, utrwalonych przez wrażliwego, uważnego i bystrego obserwatora.
– Swoją wrażliwość uważam za dar, choć płaci się za niego sporą cenę. Nie spodziewałam się, że opisując np. małe gesty ludzkiej życzliwości, spotkam się z tak pozytywnym odbiorem. Czasem też ze strony osób, których bym nigdy o to nie podejrzewała… Ktoś mnie kiedyś zapytał, czy czytam komentarze pod wpisami i jak radzę sobie z hejtem. Oczywiście czytam je, ale nigdy nie spotkałam się z hejtem czy z opiniami, że to jest to nudne lub nijakie. Być może ludziom niezręcznie jest tak napisać, a może po prostu ci odbiorcy także są wrażliwi – mówi Kasia i dodaje, że szczególnie bliskie jej sercu jest opowiadanie poświęcone nieżyjącym dziadkom.
Wszystkie historie, które znalazły się w książce są prawdziwe lub powstały na kanwie prawdziwych zdarzeń, ale jak zastrzega autorka, zawsze dbała o to, aby nikt się w nich „nie odnalazł”, chyba, że w pozytywnym kontekście.
– Jest jednak spore grono ludzi, którzy odnaleźli się w tych dobrych, pozytywnych tekstach, domyślili się, że to o nich. Na ogół byli zaskoczeni tym, że ktoś to dostrzegł, zapamiętał, docenił. Choćby dlatego warto było zebrać i wydać te opowieści – dodaje autorka.
Miłośniczka słowa
Sama o sobie mówi, że jest pasjonatką słowa. Pisze już od najmłodszych lat. Tę miłość zaszczepili w niej nauczyciele, m.in. p. Maria Ryczywolska, polonistka w SP nr 3, którą Kasia ciepło wspomina do dziś.
– Zawsze dużo mówiłam i dobrze pisałam, mama nazywała mnie swoją polonistką, ale to nie jest tak, że urodziłam się z tym darem. Jeździłam na warsztaty z pisania, bo mnie to kręciło. Na ogół spotykam się z opiniami, że mam lekkie pióro, ale to, co lekko się czyta często nielekko się pisze. Cyzeluję słowa, szukam takich, które zabrzmią najlepiej. Absolutnie nie chcę powiedzieć, że jestem pisarką, bo też nigdy się za nią nie uważałam, ale czuję słowa i kocham je. Czasem jest tak, że czytasz dialog i czujesz, że to nie jest prawdziwe, że ludzie tak nie mówią, że coś nie gra. Dlatego w swojej książce używam języka ulicy, języka przystanku autobusowego, ryneczku. Mam nadzieję, że udało mi się oddać ten klimat i lektura „Przy kafce…” przyniesie czytającym uśmiech, ciepło, wzruszenie i refleksje, a jeśli kogoś niechcący dotknie krytyka naszego Chełma, to wierzcie, że płynie z troski i miłości do tego miejsca – mówi Kasia.
Widownia pełna po brzegi
7 grudnia w Chełmskiej Bibliotece Publicznej odbyło się spotkanie z autorką. Goście wypełnili salę po brzegi. To był pełen wzruszeń i dobrych emocji wieczór. Nie mogło zabraknąć „kafki”, herbaty i domowych ciast, w których upieczeniu dzielnie pomogli przyjaciele.
– Wymarzyłam sobie, że to będzie czas, w którym ludzie na chwilę zatrzymają się i będą ze sobą. Wzruszyłam się widząc tylu moich znajomych. Jestem przeogromnie wdzięczna wszystkim, którzy byli ze mną tego wieczora, i którzy pomogli w jego organizacji, a także tym, którzy motywowali mnie do napisania książki i wspierali jej wydanie. Dziękuje! – kończy Kasia. (w, fot. Edyta Tarnowska)