Powrót szpitalnej Godzilli

Coś w tym jest, że jeśli poprzednia ekipa rządząca, choćby – w ocenie obecnej – najgorsza i najbardziej nieudolna akurat jeden błąd popełniła szczególnie wielki, to właśnie on zostanie odkryty i powielony przez najbardziej nawet krytycznych następców i to do wtóru okrzyków: „Och, cóż za odkrywcza idea, jakiż dziw, że nikt się o nią wcześniej nie rozbił!”. PiSowski Zarząd Województwa zamierza właśnie powtórzyć najmocniej krytykowany i na szczęście najbardziej nieudany projekt koalicji PO-PSL – stworzenie szpitalnej Godzilli z połączenia Szpitala im. Wyszyńskiego i Szpitala Jana Bożego.

Powtórzyć błędy poprzedników

A dokładniej Godzilli i Superpotwora, czyli jednej wielkiej megajednostki dla lubelskich samorządowych szpitali specjalistycznych oraz drugiej dla wszystkich placówek psychiatrycznych w regionie, podporządkowywanych Szpitalowi w Abramowicach. Zapowiedź „tworzenia koncepcji” w tym tyle razy już odrzucanym przez życie, zdrowy rozsądek, rachunek ekonomiczny i środowisko medyczne kierunku – właśnie rozesłano dziennikarzom. I w tym zatem zakresie ekipa marszałka Jarosława Stawiarskiego powiela lekceważący wobec pacjentów i medyków pomysł poprzednich Zarządów, które identyczne eksperymenty też chciały wdrażać bez elementarnego choćby trybu konsultacyjnego. Trudno więc – politycy wszystkich opcji tak już widać mają, że najpierw informują prasę.

Przypomnijmy zatem garść faktów. Od narodzin programu szpitalnej Godzilli mija dokładnie 10 lat. To wtedy właśnie PO-wski członek Zarządu Tomasz Pękalski zafirmował projekt napisany przez swego dyrektora departamentu, Zbigniewa Orła, który wiedział najlepiej jak zreformować każdy szpital w Polsce – za wyjątkiem tych, którymi sam kierował. Próby wdrażania planu – czyli np. stworzenia w trzech ówczesnych szpitalach: na Kraśnickiej, w Janie Bożym oraz w Kolejowym zjednoczonych oddziałów z jednym ordynatorem, przy użyciu magii i mocy kierującym pracami na raz w trzech punktach miasta – nieomal doprowadziły do bezprzykładnej dezorganizacji opieki szpitalnej, dlatego zostały szybko wstrzymane. Jak zwykle natomiast trwałe okazały się półśrodki: bezsensowne zniszczenie Wojewódzkiej Przychodni z ul. Niecałej, czy zwłaszcza zniszczenie Wojewódzkiej Przychodni Skórno-Wenerologicznej tylko po to, by na jej miejscu deweloper postawił apartamentowce – to trwałe rany pozostałe przy poprzednich podejściach do Godzilli.

Straty i koszty dla budżetu – utrudnienia dla pacjentów

Kolejne podejścia do fuzji i MiniGodzilli to lata 2012-2014. Oddziały zamykano, przenoszono, otwierano, niszczono istniejącą infrastrukturę zwłaszcza mniejszych placówek szczególnie Szpitala Jana Bożego (atak na toksykologię i pulmonologię), odtwarzaną dopiero kosztownie, ale nie w pełni i nie ze 100-procentowymi kontraktami na Kraśnickiej itd. Następnie w zasadzie nie wiadomo po co zlikwidowano Okręgowy Szpital Kolejowy – i za każdym razem uzyskiwaliśmy tylko kolejne potwierdzenia, że po połączeniach, przesunięciach, fuzjach i likwidacjach:

– koszty nie maleją, nawet ta administracyjne, bo biurokracja się tylko mnoży, a nigdy redukuje,

– kontrakty relatywnie są mniejsze,

– dostępność dla pacjentów spada, nie orientują się oni w zmianach, nie umieją przemieszczać po relokacji oddziałów, a poza tym zawsze jakoś dziwnym trafem liczba łóżek po reformach jest mniejsza, a czas oczekiwania dłuższy.

A mimo to znowu ktoś wpadł na ten sam genialny pomysł: „Jak zamiast dwóch dyrektorów, na Kraśnickiej i na Biernackiego, będzie jeden dyrektor, zamiast dwóch – to będzie taniej i uratujemy lubelską służbę zdrowia!”. Otóż nie, tak jej się nie uratuje. Oszczędności będą to żadne, tym bardziej, że najpierw trzeba będzie wydać dziesiątki i setki tysięcy monet na opracowania i koncepcje, a potem i tak wyjdzie jak zwykle: drożej, mniej dostępnie, z dłuższymi kolejkami.

Konrad Rękas

News will be here