Uczeń chciał wyskoczyć z okna

Jak fatalnie musi się dziać w szkole, że dziecko posuwa się do takich kroków? Dyrektor placówki mówi o „przykrej sytuacji”, „działaniach profilaktycznych” i „wyjaśnionej już sprawie”. Tymczasem sprawa okazuje się na tyle poważna, że zajmuje się nią policja i sąd rodzinny. Rodzice boją się o bezpieczeństwo swoich dzieci i pytają wprost: jak długo jeszcze pastwiący się nad kolegami z klasy młodociani bandyci pozostaną bezkarni?

Ta „przykra sytuacja”, jak nazywa próbę samobójczą dyrektor Szkoły Podstawowej nr 4 w Chełmie, Barbara Anchimowicz, miała miejsce w piątek (22 marca). 13-letni uczeń szkoły miał wejść na parapet okna na drugim piętrze budynku. Zamierzał skoczyć, ale w porę zauważyły go koleżanki. Dziewczyny podniosły larum, zwołując do pomocy silniejszych, by tamci ściągnęli z parapetu desperata.

– Chłopiec nie wymagał pomocy medycznej – informuje podkom. Ewa Czyż, rzecznik prasowy Komendy Miejskiej Policji w Chełmie.

Jak mówi na podstawie ustaleń mundurowych, wysłanych na interwencję w podstawówce, powodem tego strasznego kroku miało być to, że 13-latek jest zastraszany przez kolegów z klasy. Dlatego na miejscu obecni byli zarówno jego rodzice, jak i tych, którzy go nękają. Z uwagi na okoliczności piątkowego wydarzenia, które mogło się zakończyć samobójstwem ucznia, sprawą ma się zająć wydział rodzinny Sądu Rejonowego w Chełmie.

– Sprawa została na bieżąco wyjaśniona z uczniami i ich rodzicami. W poniedziałek przeprowadzone zostało spotkanie z pracownikami poradni, by z pomocą psychologiczną i policji uzmysłowić dzieciom, co jest dozwolone, a co narusza dobra innego człowieka. Każdy ma jakiś próg wrażliwości – mówi B. Anchimowicz, przy czym dodaje, że 13-latek – jak sam miał przyznać – wcale nie miał zamiaru skoczyć, tylko tak zadeklarował.

Dyrektor szkoły wyjawia, że akurat ta klasa była już objęta „działaniami profilaktycznymi” z uwagi na „zatargi między uczniami”, zaś o wydarzeniach z 22 marca poinformowane zostały kuratorium oświaty i urząd miasta.

Dla rodziców pozostałych uczniów podstawówki piątkowe wydarzenia to zbyt wiele. Lękają się o bezpieczeństwo swoich dzieci, bo – jak mówią – miarka się przebrała.

– Już trzech uczniów, którzy byli gnębieni przez nich, odeszło ze szkoły – mówi jeden z rodziców. – W klasie jest grono liderów, którzy robią, co chcą, a wychowawczyni zamiata wszystko pod dywan. Na początku września, w szatni przed w-fem, na oczach pani dyrektor, został pobity jeden uczeń. Dyrektorka kazała im wtedy podać sobie ręce na zgodę. Tydzień później trzech pobiło innego ucznia. Najpierw jeden rzucił w niego butelką, gdy tamten jechał rowerem, potem wszyscy go tłukli i kopali.

Sprawa została zgłoszona policji i jest już na wokandzie. A przed feriami było kolejne pobicie – w klasie, tuż po lekcji, przy nauczycielu. To nauczyciel stwierdził, że wychodził już z sali, gdy to się stało, i nic nie widział! Teraz ci sami omal nie doprowadzili do śmierci chłopaka, z którego szydzą, bo ma orzeczenie z poradni psychologiczno-pedagogicznej. Kiedy wreszcie ktoś zrobi z tym porządek? – pyta oburzony.

Jak mówi mężczyzna, problem z agresją i nękaniem pozostałych przez grupkę chuliganów trwa od lat, bo nikt z tym nic nie robi. Opowiada, jak dwa lata temu jeden z nich miał rzucić szpilką w oko kolegi, uszkadzając mu rogówkę. Wychowawczyni miała uznać, że to „incydentalny przypadek”.

Za wydarzenia z 22 marca młodych bandziorów z klasy czekają, jak wymienia dyrektor Anchimowicz, zgodne ze statutem kary, czyli upomnienie, uwaga lub obniżona ocena z zachowania. (pc)

 

News will be here