Zabił chłopca, jest wolny

Dziecko nie żyje, a ten, który je zabił, chodzi wolno. Formalnie nie jest nawet podejrzanym w sprawie. Mijają kolejne tygodnie i miesiące, a policja ma czas.

Dwa miesiące temu zginął 10-letni chłopiec, uczeń chełmskiej podstawówki. Pierwszego dnia wakacji wraz z rodziną pojechał do swoich dziadków pod Hrubieszów, do gminy Uchanie. W czwartek, 20 czerwca, po procesji Bożego Ciała, bawił się z grupką przyjaciół nieopodal domu dziadków.

Tego feralnego momentu byli na poboczu wiejskiej drogi. W pewnej chwili przed zajętymi zabawą dziećmi pojawił się samochód. Za kierownicą audi siedział 44-letni mieszkaniec Warszawy, który przyjechał tu do rodziny. Auto uderzyło 10-latka, a kierowca zobaczył w lusterku chłopca dopiero, gdy ten leżał już nieprzytomny na jezdni.

Na miejsce przyleciał śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, który miał jak najszybciej przetransportować zakrwawione dziecko do szpitala. Niestety, nie było już podstaw. Chłopiec zmarł na jezdni.

Kierowca miał się podobno tłumaczyć, że oślepiło go zachodzące słońce… Był trzeźwy. Został zatrzymany do wyjaśnienia i… zwolniony do domu. Minęły dwa miesiące, a mężczyzna wciąż nie usłyszał zarzutów. Materiały sprawy śmiertelnego potrącenia młodego chełmianina w dalszym ciągu są na policji, nie trafiły jeszcze do prokuratury.

– Sprawa jest w toku, trwa dochodzenie. Trzeba czekać – mówi asp. szt. Edyta Krystkowiak, rzecznik prasowa Komendy Powiatowej Policji w Hrubieszowie, dodając, że w ubiegłym tygodniu przesłuchiwani byli jeszcze świadkowie.

Dlaczego policjanci nie zatrzymali sprawcy tragicznego wypadku prawa jazdy? Zdaniem mundurowych, „nie jest to takie proste” oraz „trzeba czekać na decyzję sądu”. W praktyce wygląda to tak, że jeśli patrol złapie na trasie kierowcę, który przekroczył dopuszczalną prędkość, z marszu zatrzymuje mu się uprawnienia, jako nauczkę za stwarzanie zagrożenia na drodze. Ale gdy już dojdzie do potrącenia, wypadku, ba, nawet śmiertelnego, sprawca może jeździć dalej. (pc)

News will be here