Bezdomni żyją tuż obok

Młoda, dwudziestoczteroletnia kobieta. Stary, schorowany chełmianin. Francuz po pięćdziesiątce. Do schronisk dla bezdomnych w Chełmie trafiają ludzie z bardzo różną przeszłością.

Piątek, 30 listopada. Dyżurny chełmskiej Straży Miejskiej dostaje telefon od pracownika ochrony dworca PKP, że od kilku dni w samochodzie zaparkowanym nieopodal śpi człowiek. W dzień przychodzi ogrzać się do budynku. Nie mówi po polsku. Na miejscu funkcjonariusze bez trudu odnajdują mężczyznę. To 54-letni obywatel Francji. Z wykształcenia kucharz. Ponoć jeszcze niedawno pracował w jednej z chełmskich restauracji. Teraz został bez środków do życia.

W samochodzie, w którym koczuje, nie ma paliwa. Prosi o pomoc.
Strażnicy kontaktują się z Anną Adwent, kierownikiem Schroniska dla osób bezdomnych MARKOT w Chełmie, działającego pod szyldem Stowarzyszenia MONAR. I chociaż ona wie, że szanse na to, że uda się sfinansować pobyt mężczyzny w schronisku są niewielkie, bez wahania mówi: – Przywoźcie go.

Jest 19, będzie 23 zł

Strażnicy miejscy zorganizowali tłumaczkę języka francuskiego, która zgodziła się pomóc przy formalnościach. Francuzowi przekazano główne zasady pobytu w schronisku. W poniedziałek została wszczęta w jego sprawie procedura w Miejskim Ośrodku Pomocy Rodzinie w Chełmie. Wciąż jest w toku.

– Najczęściej to ośrodki pomocy społecznej finansują pobyt osób bezdomnych w naszych placówkach. Dochody większości z nich są mniejsze niż 701 zł, a tyle wynosi próg dochodowy uprawniający do pomocy społecznej. Sytuacje, gdy pobyt opłacają sami, należą do rzadkości – mówi nam A. Adwent.

Ile MOPR płaci za pobyt bezdomnych w przytułku? – Stawki różnią się w poszczególnych schroniskach. Nasza do tej pory była bardzo niska. To 19 zł za dobę. Kwota obejmuje pobyt w placówce, jedzenie, ubrania odpowiednie do pory roku, środki higieny osobistej, pomoc psychologa i pracownika socjalnego – wylicza kierownik.

Dodaje, że ze względu na wszechobecne podwyżki zostanie ona podniesiona do 23 zł. – To wciąż mniej niż w wielu innych schroniskach dla osób bezdomnych prowadzonych przez Stowarzyszenie MONAR w Polsce – zapewnia.

Jakie zasady?

Francuz, jak każdy, kto trafia do przytułku, musiał opowiedzieć o swojej przeszłości. Są to bardzo różne historie samotnych i przez to cierpiących ludzi. Przewija się w nich jednak zawsze ten sam element – alkohol.

– Od trzech lat pracuję w schronisku i na ok. 300 osób, które się w tym czasie przewinęły, tylko jedna nie miała problemu alkoholowego. To był biedny mężczyzna, który po wielu powikłaniach chorobowych zdecydował, że nie chce być ciężarem dla rodziny. Wtedy był jeszcze sprawny fizycznie, bo tylko takie osoby przyjmujemy. Muszą się sami ubrać, umyć, nie świadczymy usług opiekuńczych. A w pozostałych przypadkach scenariusz często się powtarza. Najpierw alkohol, czasem równocześnie przemoc, odrzucenie rodziny, eksmisja, zdarza się, że w grę wchodzi zakład karny. I nagle człowiek zdaje sobie sprawę, że stracił w życiu wszystko – mówi A. Adwent.

Dlatego podstawową zasadą w schronisku jest trzeźwość. Kontrole alkomatem są częste i w różnych godzinach. Nawet śladowe ilości alkoholu są podstawą do natychmiastowego wyrzucenia. I nie ma przebacz.

Wylecieć można też za miganie się z obowiązków. – Osoby, które przebywają u nas, wykonują prace społeczne na rzecz schroniska. To np. dyżury sprzątające, nawiezienie drzewa do kotłowni, przygotowanie posiłków, pranie, pilnowanie ośrodkowego psa. Zawsze jest to dostosowane do stanu zdrowia – zaznacza kierownik.

Plagą jest też „zbieractwo”, a tego też zabrania regulamin. Oczywiście każdy może mieć jakieś swoje prywatne rzeczy, ale w tych środowiskach zdarza się, że ludzie chcą znosić do przytułku graty ze śmietnika. Nikomu nie trzeba tłumaczyć, czym grozi znoszenie takich rzeczy.

Nie ma stałej gwardii

Teoretycznie maksymalny czas pobytu w schronisku to rok. Ale teoria ma tu się niewiele do praktyki, bo większość nie osiada na stałe. Zazwyczaj ludzie spędzają tu kilka tygodni, potem znikają, aby potem wrócić, często przywożeni z interwencji policji lub straży miejskiej. Pracownicy schroniska pomagają w formalnościach: najczęściej trafiające tam osoby nie posiadają ubezpieczenia zdrowotnego, więc pomagają zarejestrować ich w Urzędzie Pracy, mówią gdzie zapisać się do lekarza (wielu z nich ma kiepski stan zdrowia), kierują na terapię dla alkoholików. Próbują postawić na nogi. Z różnym skutkiem.

Przeraża to, że bezdomność dotyka coraz to młodsze osoby. Trzydziestolatkowie nikogo już nie dziwią. Trafia coraz więcej dwudziestolatków. Więcej kobiet.

Co dwa lata odbywa się ogólnopolska akcja liczenia bezdomnych przeprowadzana z inicjatywy Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Według ostatniego badania z lutego ub.r. w Chełmie żyło 140 bezdomnych (kobiety: 4 w wieku 18-40 l., 4 w wieku 41-60 l., 1 powyżej 60 l., mężczyźni: 31 w wieku 18-40 l., 49 w wieku 41-60 l. i 51 powyżej 60 l.). To nieco więcej niż w poprzednich latach, ale liczba ta cały czas jest zbliżona.

Ponad limit

Zawsze, gdy zbliża się zima i spada temperatura, w przytułkach przybywa bezdomnych. W schronisku przy ul. Kąpieliskowej w Chełmie jest 50 miejsc. Obecnie przybywa tam już 60 osób. Rozkładane są nowe łóżka. Nie inaczej jest w schronisku dla osób bezdomnych im. Świętego Alberta w Chełmie. Tam również jest 50 miejsc, a mieszkańców obecnie 63.

– Nikt nie przychodzi tu mieszkać w nagrodę. Przyjmujemy wszystkich, którzy potrzebują pomocy. Najważniejszy jest człowiek – mówi nam Marta Przebierawska, prezes chełmskiego Koła Towarzystwa im. Świętego Brata Alberta. (mg)

News will be here