Droga do szczęśliwego pożycia

Korowaj ze skansenu w Stanisławowie (gmina Żmudź) - rodzaj kołacza tradycyjnego, obrzędowego pieczywa pszennego lub żytniego, najczęściej weselnego, przygotowywanego ostatniego dnia przed ślubem kobiety, przy wypieku nie mogli być obecni mężczyźni.

Aby ukochany nie odszedł, dziewczyna dodawała mu do jedzenia własną krew, głównie menstruacyjną, a także swoje włosy, paznokcie. Wyrywała mu też ukradkiem włos, który potem nosiła przy sobie. Oderwanie podczas wesela rąbka sukienki panny młodej wróżyło szybkie zamążpójście.

Przed kościołem starościna dawała młodej radę, że chcąc mieć dzieci „musi gołą d..ą trzasnąć o trówię, aż się wieko zamknie”. Gdy podczas ślubu zgasła jedna ze świec był to znak, że jeden z małżonków umrze. Gdy panna młoda oglądała się, zapowiadało to, że zdradzi. To jedne z wielu niezwykłych przepowiedni, zabiegów i wróżb praktykowanych na dawnej, chełmskiej wsi. W jednym, ciekawym artykule zebrała je Małgorzata Podlewska-Bem z Muzeum Ziemi Chełmskiej, aby pozostały w pamięci kolejnych pokoleń.

Artykuł ten opublikowany jest w najnowszym „Roczniku Chełmskim”. Małgorzata Podlewska-Bem, kustosz Działu Etnografii Muzeum Ziemi Chełmskiej, zatytułowała go „Droga do szczęścia. Zabiegi, wróżby i przepowiednie dotyczące szczęśliwego pożycia małżeńskiego”. Są to materiały etnograficzne opracowane na podstawie literatury i badań terenowych. Artykuł powstał także w oparciu m.in. innymi o rozmowy z mieszkańcami Chełma, a także gmin: Żmudź, Dubienka, Siedliszcze.

M. Podlewskiej-Bem przedstawiła w nim najczęściej spotykane zabiegi, wróżby i przepowiednie tradycyjnej kultury ludowej stosowane przed laty między innymi przez mieszkańców okolic Chełma. Miały one w różnym stopniu wpływać na szczęśliwe pożycie małżeńskie, zabezpieczać od złych mocy. Jedne z nich zadziwiają, inne bawią, niektóre wciąż są praktykowane. M. Podlewska-Bem wspomina w swojej publikacji, że różnorakie zabiegi, o których pisze, odbywały się dawniej, a dziś spotykamy je rzadziej i najczęściej w uproszczonej formie. Z publikacji dowiadujemy się, że cykl wróżb, zabiegów i przepowiedni weselnych rozpoczynał się już w momencie powstania zamiaru zawarcia małżeństwa.

Aby zabezpieczyć się od staropanieństwa panna decydowała się, np. trzymać chłopca do chrztu, zaś kawaler – dziewczynki. Szybkie i szczęśliwe małżeństwo zapewnić miało zostanie chrzestną u tzw. „znojdów” tj. dzieci nieślubnych, bo – jak mówili – „znojdek przynosi wiele szczęścia w miłości”. Istniało też przeświadczenie, że kawaler i panna, którzy razem, dwa razy „kumowali”, pobiorą się, nawet, jeśli nie mieli takiego zamiaru i będą bardzo szczęśliwi. W artykule czytamy, że chcąc szybko wyjść za mąż dziewczyna musiała w wielu sytuacjach wykazać się zręcznością i sprytem. Będąc druhną weselną starała się pierwsza złapać np. ser rzucany przez drużbanta, welon przez pannę młodą po oczepinach lub szybko zająć miejsce, gdzie wcześniej siedziała „młoda”.

Ciekawym, spotykanym w okolicach Chełma sposobem na szybkie zamążpójście miało być oderwanie w czasie wesela dolnego rąbka sukienki panny młodej. Wpływ na to miała też panna młoda, która w czasie ślubu w kościele musiała trzykrotnie odwrócić się i spojrzeć na konkretną dziewczynę lub idąc do ołtarza dotknąć pannę. W Lubelskiem, gdy młoda siadała na wóz, przed wyjazdem do ślubu pod siedzenia wkładano miotłę. Chodziło o to, aby obecne panny szybciej wyszły za mąż, „żeby je wymiotło”.

Mając już upatrzonego kawalera lub w przypadku chłopca – pannę – starano się uczynić wszystko, aby wzmocnić w nich uczucie miłości i szybko zaprowadzić do ołtarza. Niektóre ze stosowanych w tym celu metod dziś mroziłyby krew w żyłach. Jedną z nich było mieszanie afrodyzjaków tj. dodawanie przez dziewczynę do pożywienia ukochanego własnej krwi, głównie menstruacyjnej, włosów, paznokci. Aby narzeczony nie odszedł, dodawano mu także do potraw lubczyku i innych ziół, najlepiej takich, których liście mają sercowaty kształt. Wrzucano też niektóre przedmioty do ognia, aby jak one płonął do niej miłością. W okolicach Chełma dziewczyny ukradkiem wyrywały włos narzeczonemu. Potem nosiły go przy sobie w pudełeczku.

Miało to być zabezpieczenie, aby nie odszedł. Ciekawym zagadnieniem, które w swoim artykule porusza M. Podlewska-Bem były sny, którym do dziś przypisuje się szczególne znaczenie ze względu na ich zagadkowość oraz ukrytą w nich symbolikę. Wesele zapowiadały sny przedstawiające m.in.: płomień, ogień, pożar, filiżanki, ale także welon, pierścionek zaręczynowy, białą bieliznę i pościel, róże, ołtarz. Z kolei według zasady przeciwieństwa, obrazem zapowiadającym wesele jest pogrzeb, kondukt żałobny, czarne kwiaty.

Za pozytywny znak uznawano, gdy chłopak brał za żonę dziewczynę z domu, gdzie gnieździ się bocian lub do takiego domu wprowadza młodą. Z zachowania dziewczyny można było przepowiedzieć wygląd przyszłego męża. Na przykład miał być on łysy, gdy panna trąc mak w donicy miała zwyczaj oblizywania wałka. Źle wróżyło, gdy młodzi pierwszy raz ujrzeli się na cmentarzu.

Wierzono, że gdy wspólnie usłyszą w kościele pierwszą swą zapowiedź będą narażeni na silne bóle głowy, młoda może rozbić sobie głowę albo tłukłyby się jej garnki w nowym gospodarstwie. Jeżeli pierwszą rzeczą ofiarowaną sobie przez młodych było coś do jedzenia lub chusteczka do nosa, krzyżyk to świadczyło, że „przez całe życie będzie się dźwigać krzyż”. Z kolei darowanie świętego obrazka, książki do pacierzy oraz nożyczek, noża wróżyło rychłe rozstanie.

Uchronić się przed złymi mocami

Dawniej ludność chłopska szczególnie obawiała się zła. Wierzyli, że czyha ono na nich na zewnątrz obejścia, domu, wsi. Rozumiano je jako niebezpieczne działanie istot demonicznych, złych duchów, mocy i czarownic. Aby się przed tym chronić narzeczeni nosili przy sobie głównie ziele Valeriana. Przed wyjazdem do ślubu młodemu przypinano święcone ziele do ubrania lub okadzano ziołami dwojga młodych, sypiąc je na żarzące się węgle. Na wsi chełmskiej starościna po zdjęciu młodej welonu wpinała jej we włosy czerwoną różę, a zimą czerwoną wstążkę.

W drodze do kościoła i z powrotem robiono dużo hałasu, krzyczano i bito kijami. Były też sposoby mające zabezpieczyć młodych poprzez zmylenie niebezpiecznych istot. W Strupinie Dużym po oczepinach był zwyczaj nakrywania młodych białym płótnem, tzw. „osłanianie nowożeńców”. Praktykowano też tam zwyczaj wchodzenia panny młodej po drabinie przez stół z zakrytą głową. Jadąc do kościoła wybierano drogę najdłuższą – „by zmylić im ślady”, wracano inną drogą, aby „śmierć drogę zgubiła”. Młody wylewał przy powitaniu wódkę na głowę – „aby złe zaspokoić”.

W Lubelskiem znany był też zwyczaj rozbijania po powrocie z kościoła na progu domu garnka z popiołem w geście odpędzania „złych mocy”. W przeddzień ślubu dokonywano też tzw. poltrowania – tłuczenia większej ilości szkła przed domem weselnym. Warunkiem przyszłej pomyślności nowożeńców miała być gościnność na weselu i okazałość weselnych obrzędów, w myśl przysłowia „jakie wesele takie pożycie”. Na dzień zawarcia związku małżeńskiego wybierano: sobotę, niedzielę, czwartek, środę, dni parzyste oraz te, które wypadały w czasie pełni księżyca lub w nowiu, a także Boże Narodzenie i Wielkanoc.

Prawie nigdy nie pobierano się w poniedziałek i w lutym („zimne małżeństwo”). Nie robiono też tego w maju, gdyż mówiono, że „ślub majowy – to grób gotowy”. Niektóre przepowiednie odczytywane były z napotkanych po drodze do kościoła znaków. Szczęśliwymi była ładna pogoda lub drobny deszcz, pojawienie się tęczy, promyka Słońca, nawet kiedy dzień był pochmurny. Złymi przepowiedniami było spotkanie w drodze pogrzebu, księdza, drugiego orszaku weselnego, zająca, czarnego kota lub też krzyk gawronów, wron.

Źle wróżyło także złamanie dyszla, wywrócenie wozu, stłuczenie szyby w oknie domu, zaprzęgnięcie ciężarnych klaczy czy czarnych koni. Powszechnym zabiegiem było kładzenie butów młodej na parapecie dzień przed ślubem – „by weszło w nie szczęście”. Aby zapewnić sobie większe wpływy w rodzinie kobieta musiała wejść pierwsza do domu, pogrozić mężowi warzechą, a w kościele pierwsza przy klęczeniu lub wchodzeniu na schody ołtarza przyciąć mu rąbek odzieży.

Aby życie było wesołe i słodkie dziewczyna idąc do ślubu musiała się uśmiechać, obtańczyć wszystkie kąty domu i podwórza. Był też zwyczaj rozsypywania cukierków przed kościołem po ślubie przez młodą. Z kolei łzy, szybki rozwód lub śmierć w małżeństwie zapowiadał m.in. kapiący w czasie ślubu wosk ze świec, ozdabianie stroju perłami i złotem, zgaśnięcie jednej ze świec (umrze ten, po której stronie zgasła świeca), oglądanie się młodej do tyłu (niewierność), noszenie obrączki na palcu nieparzystym oraz zniszczenie w czasie ślubu welonu (rozpad rodziny).

Młodzi musieli również, będąc w kościele po ślubie, razem złożyć wiązankę ślubną na ołtarzu. Panna młoda nie mogła „wyrywać się do przodu”, wyprzedzać, bo to zwiastowało, że odejdzie od męża. Symbolem płodności wykorzystywanym często w czasie wesela były ziarna zbóż, które rzucano na młodą, wkładano jej do butów, sypano na włosy, czy wkładano na głowę w postaci wieńca zrobionego z kłosów zbóż. Dla zapewnienia płodności i aby żona nie straciła apetytu będąc w ciąży, wieczorem w dniu ślubu młody dawał jej pół bochenka chleba. W tym samym celu młodzi spożywali też pieczonego koguta lub jabłko przed nocą poślubną.

Praktyką mogącą zapewnić liczne potomstwo, zwłaszcza płci męskiej było sadzanie chłopczyka na kolanach młodej, zwyczaj „zbierania na kołyskę”, rzucanie w czasie oczepin szmacianych lalek. Przed kościołem starościna dawała młodej radę, że chcąc mieć dzieci „musi gołą d..ą trzasnąć o trówię, aż się wieko zamknie”.

Najpopularniejszymi akcesoriami używanymi do wróżb wpływających na zamożność nowożeńców był chleb i pieniądz. W Strupinie Dużym młodym do zjedzenia dawano figurkę koguta (symbol płodności i urodzaju) z korowaja, aby rano wstawali do pracy. (opr. mo, fot. UG Żmudź)

News will be here