Interpelacje, w których radni powiatu chełmskiego publicznie i na wizji mogli poruszać nurtujące ich i mieszkańców sprawy, nadal niektórych uwierają. Głosami koalicji odrzucono wniosek radnego Jarosława Wójcickiego o to, aby wróciły do porządku obrad. To, że interpelacje przeszkadzają staroście, to zrozumiałe, ale że radnym, którzy powinni je przecież zgłaszać, to już trochę zaskakujące.
W lipcu br. większość radnych skupiona wokół starosty Piotra Deniszczuka i wicestarosty Jerzego Kwiatkowskiego przegłosowała zmianę statutu powiatu, która wymazywał z porządku obrad sesji punkt z interpelacjami radnych. To w trakcie tego punktu radni zadawali pytania i zgłaszali sprawy, które nurtują mieszkańców. Robili to na żywo, na wizji, więc zainteresowani mogli śledzić ich aktywność i od razu usłyszeć odpowiedzi starosty, albo wskazanych przez niego pracowników powiatu. Po zmianie statutu radnym pozostała możliwość składania interpelacji na piśmie.
Podczas ostatniej sesji (8 października) na chwilę wrócił temat interpelacji. Radny opozycji Jarosław Wójcicki złożył wiosek o rozszerzenie porządku obrad o punkt dotyczący interpelacji i odpowiedzi. Radny mówił, że pytali o to m.in. mieszkańcy kilku miejscowości z gminy Chełm. Wniosek radnego nie zyskał większości. Za głosowało siedmiu, a przeciw dziewięciu z siedemnastu radnych. To, że interpelacje uwierają starostę, to wiadomo nie od dzisiaj. To on jest ich głównym adresatem, a często także powodem, bo to jego decyzje bulwersują radnych i mieszkańców. Ale że radni sami pozbawili się możliwości zabierania głosu, pokazywania swojej aktywności i skuteczności – to jest zaskakujące. Chyba że nie mają zbyt wiele do powiedzenia i zaoferowania swoim wyborcom. Po interpelacjach składanych pisemnie widać, że opozycja często korzysta z tej możliwości. (reb)