Lekarz chciał wymusić szczepionkę?

Dyrektor włodawskiego szpitala nie pozwoliła poza kolejnością zaszczepić przeciw Covid-19 syna jednego z lekarzy, więc medyk w odwecie rozpętał ogólnopolską aferę. Poinformował krajowe media, że we Włodawie akcja szczepień przebiega w sposób nieprawidłowy i wybiórczy, ale o swoim zachowaniu, groźbach i krzykach już nie wspomniał.

Największe krajowe media rozpisywały się o nieprawidłowościach, do których miało dojść w SP ZOZ we Włodawie. Informatorami byli „medycy z włodawskiego szpitala”, którzy zarzucali dyrekcji wybiórcze i nierówne traktowanie osób poddanych szczepieniom przeciw Covid-19.

Ich zdaniem karygodne jest nie tylko zachowanie dyrektor Teresy Szpilewcz, która w pierwszej kolejności poddała się szczepieniu, zamiast ustąpić miejsca pracownikom medycznym, ale też fakt, że pierwsza pula szczepionek trafiła nie tylko do pracowników szpitala, ale też do ich rodzin. Wszystko to prawda. Nikt jednak nie wspomniał o kontekście. – Szczepionki zaczęliśmy podawać 30 grudnia, ale zapisy na nie trwały wcześniej – mówi Szpilewicz.

– Otrzymaliśmy 75 dawek, ale ze względu na bardzo niskie zainteresowanie wśród załogi i według wytycznych Narodowego Funduszu Zdrowia, stworzyliśmy listę rezerwową wśród rodzin osób, które wcześniej były chętne na szczepienie. Chodziło tylko i wyłącznie o to, by nie zmarnować żadnej szczepionki, która ma tylko 4-dniowy okres przydatności. Trzeba też zaznaczyć, że nie każda osoba, która zapisze się na listę, może być zaszczepiona.

O tym decyduje lekarz, który bada i kwalifikuje chętnych. Dlatego osoby z podwyższoną temperaturą, chore, albo które przyjęły w ostatnim czasie inną szczepionkę na Covid-19, zastrzyku przyjąć nie mogę. I z tej pierwszej puli chętnych nagle odpadło nam 11 osób. To m.in. w ich miejsce zaszczepiliśmy rodziny pracowników z listy rezerwowej. Nie złamaliśmy żadnych regulaminów, przeciwnie – dbaliśmy, by szczepionka się nie zmarnowała.

Po wyczerpaniu ubiegłorocznej puli, na początku stycznia zaczęliśmy kolejną turę szczepień. Ze względu na fakt, że zainteresowanie szczepieniem było już o wiele większe, prowadziliśmy szczepienia zgodnie z kolejnością na liście. I wtedy do lekarza kwalifikującego pacjentów do szczepienia przyszedł jeden z lekarzy ze szpitala, nalegając, by ten przyjął poza kolejnością jego syna. Doktor skonsultował to ze mną.

Zapytałam, czy ma odpowiednio wielu chętnych, by zużyć wszystkie dostępne szczepionki, a on stwierdził, że tak. Wobec tego nakazałam, by kontynuował badania zgodnie z planem. To rozwścieczyło lekarza, który chciał uodpornić na koronawirusa swojego syna. Zadzwonił do mnie i krzykiem oraz w niewybrednych słowach oznajmił, że wszyscy pożałujemy tej decyzji. Kolejny telefon, jaki odebrałam, był od dziennikarza Onetu – wyjaśnia Szpilewicz. W związku z donosem, NFZ wszczął kontrolę w szpitalu. Na razie nie znamy jej wyników. (bm)

News will be here