Przypomnijmy. Jan Maciążek i jego córka Grażyna mieszkają w trzynastometrowym pokoju, bez kuchni przy ulicy Puchacza 6. Do tego lokalu zostali przekwaterowani w 2005 roku.
– To miało być tylko tymczasowo, ale tak zostało, bo nie chcieli przydzielić nam innego lokalu zastępczego. Mieszkamy w smrodzie i ciasnocie. Ja od 1994 prosiłam o lokal socjalny, a dziś mieszkamy w zastępczym, bez kuchni i w urągających godności warunkach – mówi pani Grażyna.
Niestety, jak się okazało Maciążkowe nie mają szans na lokal socjalny, ponieważ w lipcu 2010 roku Grażyna Maciążek wykupiła to mieszkanie.
270 zł miesięcznie za 16 mkw.
– Nie wiedziałam o co chodzi. Mówili, że musimy wykupić, bo to jest wspólnota mieszkaniowa. Wycenili tę klitkę na 8 tys. zł. Co było robić? Miałam jakieś oszczędność i wykupiłam ten lokal w hotelu robotniczym. Dziś płacimy za te 16 metrów 270 złotych czynszu plus opłaty za prąd. Na leki, bo tata jest po zawale, zostaje niewiele– mówi pani Grażyna.
Jak wyjaśnia Joanna Bobowska z biura prasowego prezydenta Lublina, Grażyna Maciążek jest właścicielką lokalu przy ul. Puchacza 6 i może dokonać zamiany wzajemnej czyli kontrahenckiej, przenosząc własność mieszkania aktem notarialnym na rzecz kontrahenta. Dotychczasowa oferta zamiany kontrahenckiej złożona w Wydziale Spraw Mieszkaniowych została udostępniona za zgodą pani Maciążek osobom zainteresowanym zamianą poprzez umieszczenie na tablicy ogłoszeń w siedzibie Wydziału.
Zapytaliśmy radnych z Komisji Zdrowia i Pomocy Społecznej czy jest jakaś szansa na interwencję i pomoc. Sprawą zainteresowała się jedynie Monika Lipińska, zastępca prezydenta do spraw społecznych.
Głównym problemem warunki mieszkaniowe
– W tym przypadku nie mamy możliwości pomocy finansowej, oferowaliśmy wiele innych form pomocy. Usługi opiekuńcze w miejscu zamieszkania, wyżywienie, pobyt pana Maciążka w ośrodkach dziennych. Wskazywaliśmy wiele alternatywnych form pomocy, z których ci państwo mogliby skorzystać. Ale tu głównym problemem jest kwestia mieszkaniowa, której nie jesteśmy w stanie rozwiązać. Oferowaliśmy pomoc, ale nie możemy działać wbrew ich woli – tłumaczy, w imieniu biura prezydenta, Magdalena Suduł, rzecznik prasowy Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Lublinie.
Grażyna Maciążek nie ukrywa, że nie chciała skorzystać z pomocy.
– Nie chcemy pomocy dopóki będziemy mieszkać w więziennych warunkach. Nie czekamy na MOPR, ale na władze miasta, bo to one są winne naszej sytuacji – mówi Grażyna Maciążek.
MJ