Sprawa rekompensaty za poszerzenie granic miasta Chełm budzi coraz większe emocje. Podczas ostatniej sesji prezydent Jakub Banaszek próbował tłumaczyć to „zamieszanie” koniecznością podjęcia uchwał o przyznaniu roszczeń przez rady miasta i gminy. Zaznaczył, że trzeba konkretnie wskazać, na co mają być przeznaczone pieniądze z ewentualnego zadośćuczynienia. Dlaczego ewentualnego? Bo prezydent wyliczył, że miasto sporo dokłada do gminnych zadań i tę kwotę należałoby od roszczeń odliczyć.
Niedawno Rada Gminy Chełm podjęła uchwałę o podjęciu działań zmierzających do zwrotu zajętych przez miasto terenów. Samorządowcy z gminy twierdzą, że prezydent Jakub Banaszek nie wywiązuje się z zapisów porozumienia, które zawarł z wójtem. A chodzi m.in. o brak działań zmierzających do powstania na tych terenach strefy przemysłowej oraz rekompensaty dla gminy, która tracąc tereny, straciła też wpływy z podatków od działających tam firm (głównie chełmskiej cementowni). Wójt Wiesław Kociuba pod koniec 2022 roku zwrócił się do prezydenta o wprowadzenie do budżetu na 2023 roku pieniędzy na rekompensaty. Ale miasto takiej uchwały nie podjęło do dzisiaj. Prezydent Jakub Banaszek odniósł się do sprawy podczas ostatniej sesji Rady Miasta (21 lipca). Tłumaczył – co mogło być zaskakujące dla niektórych – że porozumienie, które zawarł z wójtem nie ma żadnej mocy prawnej, bo do wypłaty rekompensaty potrzebne są jeszcze uchwały Rady Miasta Chełm i Rady Gminy Chełm w tej sprawie. Mało tego – uchwały powinny wskazać, na jaki konkretny cel pieniądze zostaną przeznaczone. Prezydent twierdził, że proponował wójtowi, aby przeznaczyć rekompensatę na komunikację miejską do Okszowa, ale wójt miał się nie zgodzić.
- Banaszek przypomniał całą procedurę przyłączenia terenów oraz to, że na wniosek gminy doszło do niego 12 miesięcy później, niż pierwotnie zakładano, czyli od stycznia 2023 roku.
– Dopiero od tego roku miasto jest większe o kilkaset hektarów – mówił, sugerując, że o ewentualne rekompensaty gmina mogłaby się zwrócić dopiero pod koniec bieżącego roku.
Zarzuty radnych i wójta z gminy chyba trochę prezydenta dotknęły, bo przy okazji wytykał sąsiadom, że „sabotowali” pewne działania. – Poprosiliśmy wójta i radę o zmianę planu zagospodarowania dla dwóch przejętych terenów, tj. północnego i południowego, i ponieśliśmy związane z tym koszty. Udało się zmienić plan dla terenu północnego, ale nie południowego. Nie było życzliwości. Gmina nie pomogła, a wręcz robiła wszystko, żeby nie doszło do zmiany planu. Wydaje mi się, że wynikało to z obaw, że miasto ma enklawę na ich terenie i może kiedyś chcieć się rozszerzyć. Ale nam zależało tylko na tym, żeby poszerzyć się o tereny stricte inwestycyjne.
Banaszek mówił, że gmina kilka razy próbowała wymóc zwrot tych terenów, przy pomocy pism i kancelarii prawnych. A potem wyliczał, ile miasto dokłada, dotując zadania, które należą do gminy, czyli do wody i ścieków dostarczanych przez miejską spółkę, do dzieci z terenu gminy, które są w miejskich żłobkach i szkołach, czy komunikacji miejskiej z poprzednich lat. Miasto na przejęciu terenów od gminy zyska około 2 mln zł z podatków. Prezydent uważa, że aby rozliczyć się uczciwie, trzeba odjąć od tej kwoty to, co miasto wydaje na zadania gminy.
Banaszek tłumaczył się też z zarzutów o marazm na przejętych trenach. Mówił, że miasto zabezpieczyło północny teren w wodociąg, żeby mogli z niego korzystać potencjalni inwestorzy, i że Agencja Rozwoju Przemysłu ogłosi we wrześniu przetarg, na zaprojektowanie i budowę tam hubu logistycznego. Jego słowa potwierdzał prezes ARP, z którym połączono się on-line.
Po dyskusji i pytaniach od radnych radny Marek Sikora poprosił o zamknięcie tego punktu obrad. – Mamy teraz wszyscy ból głowy, jak się zachować, bo to nie jest prosta sprawa – mówił. (bf)