Nasze tłuste koty

Lokalny akcent na liście „tłustych kotów” opublikowanej przez PSL. Ludowcy zebrali na niej działaczy PiS, którzy zajmują intratne stanowiska w spółkach skarbu państwa. W gronie ponad 350 osób znalazła się była wiceprezydent Chełma i były senator z Krasnegostawu. Ale to tylko rady nadzorcze i zarządy spółek, a przecież intratnych miejsc jest znacznie więcej.

Termin „tłuste koty” chyba na stałe przylgnie do Prawa i Sprawiedliwości i będzie kojarzył się z zatrudnianiem rodziny, znajomych i partyjnych działaczy na bardzo dobrze płatnych posadach w państwowych firmach. Po tym, jak rządząca partia zapowiedziała walkę z nepotyzmem w spółkach Skarbu Państwa, z lukratywnych posad zrezygnowało zaledwie 13 osób. Reakcją opozycji z PSL była publikacja listy z ponad 350 nazwiskami ludzi związanych z PiS, którzy zajmują posady w państwowych firmach.

Wśród nich znaleźli się ludzie z naszego regionu. Chodzi o Agnieszkę Kruk, która najpierw była skarbnikiem w Urzędzie Miasta Chełm a potem przez chwilę zastępcą prezydenta Jakuba Banaszka. Gdy wiadomo było, że odejdzie z magistratu, spekulowano, że trafi do Urzędu Marszałkowskiego. Ale „wylądowała” znacznie lepiej. Została wiceprezesem zarządu ds. finansowych w spółce Enea Wytwarzanie. To jedna ze spółek skarbu państwa wchodzących do grupy Enea, która jest właścicielem np. kopalni w Bogdance.

Na liście „tłustych kotów” znalazł się także Lucjan Cichosz – były działacz PSL, który później związał się z PiS. Był wicestarostą powiatu krasnostawskiego i wójtem Żółkiewki. W 2007 roku został senatorem, kandydując z listy PiS. Już w 2016 Cichosz został przewodniczącym rady nadzorczej Zamojskich Zakładów Zbożowych, członkiem zarządu spółki Małopolska Hodowla Roślin oraz kierownikiem Stada Ogierów w Białce.

W 2019 roku objął mandat poselski, który zwolniła Beata Mazurek, wygrywając wybory do Parlamentu Europejskiego. Rok później został prezesem Stadniny Koni Janów Podlaski oraz członkiem utworzonej przez prezydenta Andrzeja Dudę Rady ds. Rolnictwa i Obszarów Wiejskich. Na listę PSL trafił za sprawą „posadki” w radzie nadzorczej PGE Dystrybucja.

Działacze PiS bagatelizują listę ludowców i zarzucają im, że gdy rządzili, to sami paśli się na państwowych posadach. – Ja w żadnych radach nadzorczych nie zasiadałem, gdy rządził PSL – mówi Piotr Deniszczuk, szef ludowców w powiecie chełmskim i wbija szpilę swoim partyjnym kolegom: – Nie wiem, jakie wtedy decydowały kryteria, ale na pewno nie praca i zasługi dla ruchu ludowego. Jedni ciężko pracowali w terenie, a inni byli w radach nadzorczych.

Według Deniszczuka, podobnie jak i teraz, nie zawsze decydowały względy merytoryczne, wykształcenie i doświadczenie. – Tylko raz zasiadałem w radzie nadzorczej MPGK w Chełmie, gdy miastem rządziła lewica i chociaż nie po drodze mi z tą partią, to działała racjonalnie – mówi. – Proponując mi stanowisko, prezydent stwierdził, że nie chce figuranta z własnej partii.

Lista ludowców to tylko wierzchołek góry lodowej. Zawiera tylko „fuchy” w radach nadzorczych i zarządach spółek, do których można dotrzeć przeglądając strony internetowe. A przecież po zmianie władzy rządzący obsadzili swoimi ludźmi większość kierowniczych stanowisk nie tylko spółkach, ale i w urzędach, samorządach i podległych im jednostkach. W skali kraju daje to grube tysiące „tłustych kotów”. (bf)

News will be here