Pożar w domu Drzewińskich

Od końca lat 80. stoi pusty. Właściciele domu przy ul. Waśniewskiego wyprowadzili się z myślą o nowym życiu w odziedziczonej po stryju willi w podwarszawskim Milanówku. Oboje zaginęli w tajemniczych okolicznościach, a ich ciał do dziś nie odnaleziono. Pozostały po małżeństwie dom w Chełmie niszczeje i straszy. W ubiegłym tygodniu wybuchł tam pożar.

Rodzina Drzewińskich przed wojną miała piętrową willę w Milanówku pod Warszawą, a gdy wyemigrowała do USA, obiekt przejęło w administrowanie państwo. Dom nie został uwłaszczony, a pod koniec lat 70. państwo uznało, że willa „Chimera” należy się zamieszkałym w Chełmie potomkom dawnych właścicieli.

W 1987 roku Wiesław i Elżbieta Drzewińscy wyprowadzili się z okazałego domu przy ul. Waśniewskiego w Chełmie i wyruszyli w drogę po nowe życie. Kłopot w tym, że willa w Milanówku, którą otrzymali w spadku po stryju z Ameryki, była już zasiedlona. Osiem lat wcześniej prawo do zamieszkania z rodziną w willi „Chimera” otrzymał Piotr B. Lokator nie był zadowolony z pojawienia się nowych właścicieli, chciał przejąć cały budynek. Bronił się przed wyrzuceniem z willi decyzjami urzędniczymi, sam też wyganiał Wiesława z Milanówka. Sprawa trafiła do sądu powszechnego i kolegium odwoławczego. Zapadła decyzja pozwalająca B. na pozostanie w willi. Drzewińscy zamieszkali w wynajmowanym lokalu w stolicy.

W 1994 r. Milanówkiem wstrząsnęła wieść o zabójstwie małżeństwa Krawczyków, którzy mieszkali po sąsiedzku i chcieli odkupić „Chimerę”, a z którymi Piotr B. miał na pieńku. Mordercy nigdy nie znaleziono, a sprawa została umorzona.

W 2005 r. małżeństwo Drzewińskich musiało wyprowadzić się z mieszkania w stolicy. Mieli do wyboru: powrót do Chełma z synami lub życie w Milanówku z uciążliwym lokatorem. Na swoje nieszczęście wybrali to drugie.

Drzewińscy ulokowali się na piętrze willi, gdzie Piotr B. odciął wodę, w wyniku czego małżeństwo nosiło ją wiadrami od sąsiadów. Już następnego dnia zaatakował ich syna, a potem Elżbietę. Kobieta trafiła na krótko do szpitala, ale sprawca nie został ukarany. Piotr B. uprzykrzał im życie, jak tylko mógł. Potrafił bladym świtem wzywać straż miejską w zimie, że Wiesław nie odśnieża posesji, a gdy Drzewiński wyszedł z łopatą, ten nasypał mu śniegu na głowę. Właściciele „Chimery” wystąpili do sądu o eksmisję uciążliwego i agresywnego lokatora.

W niedzielę, 8 października 2006 roku, Elżbieta Drzewińska wyszła do kościoła oddalonego od domu o kilkaset metrów. Zaraz potem świadkowie widzieli, jak ktoś bije i wciąga kobietę do samochodu. Ślad po niej zaginął. Piotr B. znalazł się na liście podejrzanych o porwanie, ale miał alibi. Wiesław Drzewiński kilka tygodni po zniknięciu żony przyniósł na policję znalezioną w książce telefonicznej kartkę z odręcznie napisaną przez kobietę notatką: „Jeśli umrę lub zginę w ciągu roku od tej chwili, czyli 26 września, to sprawcą mojej śmieci jest Piotr B”. 370 dni po zaginięciu żony sam zniknął. Zostawił na stole w kuchni przybory do golenia, a nigdy tego nie robił.

Początkowo sądzono, że małżeństwo uciekło z Milanówka, wyjechało za granicę lub wróciło do Chełma. Policjanci sprawdzali ich okazałą posiadłość przy ul. Waśniewskiego, ale nie znaleźli żadnych śladów obecności właścicieli. Sprawa została umorzona. O jej ponowne wszczęcie walczyli synowie Drzewińskich i znajomi rodziny.

W 2014 r. do warszawskich organów ścigania zgłosił się Andrzej J., twierdząc że Piotr B. złożył mu propozycję zabicia synów Drzewińskich. Chciał w ten sposób ułatwić sobie drogę do przejęcia „przez zasiedzenie” willi w Milanówku. W ramach akcji o kryptonimie „Chimera” funkcjonariusze z Litwy udawali płatnych morderców i spotkali się z Piotrem B., który faktycznie szukał osób do porwania braci Drzewińskich. W grudniu tego samego roku Sąd Okręgowy w Warszawie uznał B. winnym podżegania do zabójstwa i skazał go na 15 lat pozbawienia wolności. Wyrok uprawomocnił się w 2015 r.

Ciał Wiesława i Elżbiety Drzewińskich nigdy nie odnaleziono. Nikt nie wie, co się z nimi stało. Obie ich nieruchomości – w Milanówku i w Chełmie – od lat stoją i niszczeją, owiane złą sławą i tajemnicą. Synowie zaginionych prawie nie pojawiają się w Chełmie, a dla okolicznych mieszkańców zapuszczona willa przy Waśniewskiego to przede wszystkim kłopoty z pijakami i kloszardami, którzy koczują w splądrowanym już dawno pustostanie. Nieraz dochodziło tam do pożaru. Ostatnio w ubiegłym tygodniu (zgłoszenie do straży pożarnej dotarło około godziny 7 w czwartek, 24 lutego). Ogień pojawił się na parterze. Paliła się stera śmieci, którą na szczęście szybko ugasili strażacy. (pc, fot. JRG 1)

News will be here