Wilk straszy nie tylko w bajkach

Myśliwi, rolnicy, hodowcy, leśnicy a nawet Komisja Europejska domagają się poluzowania przepisów o ochronie wilków. Wszystko przez to, że populacja tego gatunku znacznie się rozrosła. W naszym regionie tych drapieżników jest bardzo dużo: według danych za 2022 rok na Lubelszczyźnie żyło ponad 400 wilków. Dzisiaj nie boją się one nawet myśliwych.

W ostatnich miesiącach na terenie powiatów chełmskiego, krasnostawskiego i włodawskiego doszło do przynajmniej kilku potwierdzonych ataków wilków na zwierzęta hodowlane i psy. W Żłobku (gm. Włodawa) zagryzły kilka owiec w przydomowej zagrodzie, w Starym Stulnie (gm. Wola Uhruska) atakowały owce i daniele, podobnie jak w Osowie (gm. Hańsk). Drapieżniki te wchodziły na podwórka w Bytyniu (gm. Wola Uhruska) i ganiały sarny po Woli Uhruskiej. Wataha zabiła dwa psy myśliwskie w gminie Dubienka, co było o tyle niepokojące, że miało to miejsce w trakcie polowania. Przypadki rozszarpania psów i dzikiej zwierzyny przez wilki zdarzały się rówież w powiecie włodawskim.

– Stało się to, przed czym ostrzegamy od kilku już lat – mówi jeden z myśliwych. – Niekontrolowany wzrost populacji tego gatunku sprawił, że w poszukiwaniu pożywienia wilki podchodzą do zabudowań, a brak polowań na nie pozbawił je naturalnego lęku przed człowiekiem. Wilk, jak każdy drapieżnik, wybiera pokarm łatwiejszy do zdobycia, za którym nie trzeba biegać po lesie. Dlatego jego łupem padają psy, koty oraz zamknięte w zagrodach zwierzęta gospodarskie. Bardzo często zdarza się tak, że wyrzynane zostaje wiele sztuk np. owiec, bo wilki zabijają również dla zabawy czy podniesienia umiejętności polowania u młodych osobników, stąd zazwyczaj straty u hodowców nie ograniczają się do jednej czy dwóch owiec – dodaje nasz rozmówca.

Ostatni przykład takiej masakry to wieś Sęków w gminie Urszulin, w której w czwartek (1 lutego) wataha zabiła 14 owiec. Ich właściciele do dziś zachodzą w głowę, którędy drapieżniki dostały się do zamkniętej zagrody.

– Pastwisko znajduje się ok. 70 metrów od naszego domu – opowiada pani Małgorzata, która wspólnie z mężem prowadzi niewielkie gospodarstwo w Sękowie. – Cały teren jest ogrodzony metalową siatką, a na noc wszystkie zwierzęta są zamykane w drewnianej zagrodzie. Niestety, takie zabezpieczenie na niewiele się zdało, bo jednej nocy wilki zabiły czternaście owiec: dwie dorosłe i 12 jagniąt, z czego w ogrodzeniu zostały truchła dorosłych i tylko trzech młodych. Reszta zniknęła wraz z wilkami. Wszystkie pozostawione w zagrodzie zagryzione owce nosiły ślady żerowania. Po tej tragedii pracownik pobliskiego Poleskiego Parku Narodowego pobrał ze zwłok materiał genetyczny, by ustalić z całą pewnością, że masakry dokonały wilki. Sprawę zgłosiliśmy do RDOŚ i Powiatowej Inspektora Weterynarii i teraz czekamy na wiadomość w sprawie odszkodowania. W takiej sytuacji jesteśmy zmuszeni zlikwidować pozostałą część stada, bo przez kolejne noce pod zagrodę podchodziły wilki i boimy się, że dokończą dzieła. Gdy któregoś wieczoru usłyszeliśmy głośne ujadanie psów, mąż wsiadł w samochód i ruszył na pastwisko, a gdy wysiadł, ujrzał w blasku reflektorów kilkanaście par wilczych oczu. Zwierzęta stały nieruchomo i dopiero gdy zaczął krzyczeć i machać rękami, to skryły się w ciemności – opowiada pani Małgorzata.

Ochrona ponad wszystko

Polska jest jednym z niewielu krajów w Europie, gdzie obowiązuje całkowity zakaz polowania na wilki. Wprowadzono go pod koniec lat 90. XX w., by chronić zagrożoną populację tego drapieżnika, którego obecność w środowisku jest bardzo potrzebna i pożyteczna. Gdy przepisy wchodziły w życie, na terenie całego kraju żyło ledwie kilkaset tych zwierząt. Dzisiaj na samej Lubelszczyźnie jest ich więcej, niż liczyła cała populacja krajowa w 1998 roku.

– Według danych za 2022 rok jest ich na Lubelszczyźnie ok. 413 sztuk – mówi Cezary Wierzchoń z Regionalnego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Lublinie. Aktualnie statystyki dotyczące liczebności wilków za rok 2023 są w trakcie opracowywania, ale wszystko wskazuje na to, że liczba ta będzie większa niż przed rokiem. Choć myśliwi i leśnicy apelują, że najwyższy czas częściowo zdjąć parasol ochronny rozciągnięty nad tym gatunkiem ponad ćwierć wieku temu i pozwolić na redukcyjny odstrzał, to obecnie przepisy tego zabraniają. Tylko w wyjątkowych przypadkach można uzyskać zgodę na eliminację niektórych osobników tego gatunku.

– Na podstawie rozporządzenia z dnia 16 grudnia 2016 r. w sprawie ochrony gatunkowej zwierząt wilk jest gatunkiem objętym ochroną ścisłą oraz wymagającym ochrony czynnej – przypomina Wierzchoń. – Według art. 52 ustawy o ochronie przyrody obowiązują zakazy związane z objętymi ochroną gatunkami zwierząt. Zalicza się do nich między innymi zakaz umyślnego zabijania.  Dlatego, aby dokonać odstrzału określonej liczby wilków, niezbędne jest uzyskanie stosownego zezwolenia Generalnego Dyrektora Ochrony Środowiska. Kwestię tę reguluje Ustawa o ochronie przyrody, zgodnie z którą Generalny Dyrektor Ochrony Środowiska może zezwolić w stosunku do gatunków objętych ochroną ścisłą na czynności podlegające zakazom, do której zalicza się również umyślne zabijanie. Zgodnie z art. 56 ust. 4 tej ustawy zezwolenia te mogą być wydawane w przypadku braku rozwiązań alternatywnych, jeżeli nie są szkodliwe dla zachowania we właściwym stanie ochrony dziko występujących populacji chronionych gatunków zwierząt – dodaje rzecznik.

Tymczasem myśliwi, leśnicy, rolnicy czy hodowcy chcą iść dalej i żądają liberalizacji przepisów chroniących ten gatunek, głównie ze względu na zbyt dużą jego populację, która stanowi potencjalne zagrożenie nie tylko dla zwierząt, ale również dla ludzi. Jako przykład podają tu Szwecję, kraj większy od Polski i o wiele rzadziej zaludniony, a na terenie którego dzięki polowaniom utrzymuje się stałą populację wilka wynoszącą ok. 500 osobników. Polowania na te zwierzęta są dozwolone również m.in. w Norwegii czy Finlandii, a więc w krajach, w których świadomość ekologiczna wydaje się być na wyższym poziomie niż u nas. Problem z niekontrolowanym rozrostem populacji wilka dostrzegła również Komisja Europejska. Wprawdzie decyzja w sprawie poluzowania przepisów jeszcze nie została podjęta, to organ nalega , aby władze lokalne wykorzystały w pełni wszelkie odstępstwa i wprowadzały elastyczność w świetle ewolucji tego gatunku.

Najlepiej problem znają jednak myśliwi, którzy praktycznie na każdym kroku natykają się na wilki lub ślady ich bytowania.

– Pewne jest, że populacja tego gatunku ma się bardzo dobrze – mówi Mirosław Sawicki, łowczy Okręgu PZŁ w Chełmie. – Wilki spotykamy w czasie polowań, spacerów po lesie czy w trakcie prac terenowych. Praktycznie nie ma tygodnia, byśmy z któregoś koła nie otrzymali informacji o kontakcie z tym drapieżnikiem. Polski Związek Łowiecki prowadzi specjalny monitoring, więc każdy może w odpowiedniej zakładce na stronie internetowej zgłosić i opisać rodzaj obserwacji tego gatunku. Rozrost jego populacji w którymś momencie musiał spowodować konflikt z człowiekiem, co też u nas stało się już dawno. Skoro Unia Europejska dostrzegła problem, my, jako myśliwi, tym bardziej jesteśmy zobligowani, by głośno o nim mówić, bo trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że któreś spotkanie człowieka z wilkiem może się skończyć niekoniecznie szczęśliwie dla tego pierwszego – tłumaczy łowczy, choć naukowcy i ekolodzy twierdzą, że wilki są dosyć płochliwymi zwierzętami i starają się unikać bliskich spotkań z ludźmi. – Jednak gdy poczują się zagrożone, ich zachowanie może być nieprzewidywalne, dlatego gdy będąc w lesie napotkamy na swojej drodze wilka, który nie ucieka, unieśmy ręce i nimi machajmy. Można też pokrzykiwać lub gwizdać, by wilk wiedział, że nie ma do czynienia z potencjalną ofiarą a z człowiekiem. Kiedy to nie zadziała i zwierzę zacznie warczeć, szczerzyć zęby i skradać się w naszą stronę, rzucajmy w niego np. grudami ziemi czy kawałkami gałęzi jednocześnie powoli i spokojnie się wycofując – tłumaczy Cezary Wierzchoń. (bm)