Zakochała się w… glinie

Z wykształcenia jest fizjoterapeutką i architektką wnętrz, ale zawsze bardziej ciągnęło ją do sztuki i artystycznych zajęć. Od dziecka aż do matury uczestniczyła w różnych grupach artystycznych w domu kultury w rodzinnym Hrubieszowie, by po studiach sama prowadzić takie zajęcia w WTZ w Wojsławicach, a później jako dyrektorka Gminnego Centrum Kultury, Sportu i Turystyki w Wojsławicach. Jednak dopiero rozstanie z tym stanowiskiem pozwoliło jej rozwinąć pasję, jaką jest ceramika. Od kilku miesięcy Sylwia Jasiuk prowadzi w Wojsławicach pracownię, gdzie z gliny powstają prawdziwe cuda.

Sylwia Jasiuk pochodzi z Hrubieszowa, ale od prawie 18 lat mieszka w Wojsławicach, rodzinnej miejscowości jej męża. Przez kilka lat z sukcesami kierowała Gminnym Centrum Kultury, Sportu i Turystyki w Wojsławicach, a obecnie zawodowo związana jest z Urzędem Gminy Leśniowice, gdzie zajmuje się pozyskiwaniem funduszy zewnętrznych. Zaś po pracy, kiedy tylko ma na to czas, zaszywa się w piwnicy, by lepić. I to nie byle co. Spod jej rąk wychodzą prawdziwe gliniane cudeńka: doniczki, misy, miski, talerze, kubki i wiele innych, które urzekają swoją prostotą i elegancją. Wspólnie z mężem wykonała również płytki ścienne, które dziś są ozdobą jej kuchni i to właśnie od płytek wszystko się zaczęło…

 

Początki

– Pierwszy kontakt z ceramiką miałam w trakcie jednego z projektów, który realizowaliśmy w Domu Kultury w Wojsławicach – wspomina Sylwia Jasiuk. – Otwieraliśmy wtedy ośrodek Trzech Kultur w Majdanie Ostrowskim. Jest tam kilka pracowni i organizowaliśmy cykle weekendowych szkoleń do każdej z nich, a jedne były poświęcone właśnie ceramice. Mieliśmy rewelacyjnego prowadzącego Roberta Olszewskiego, który przywiózł niesamowicie sensoryczną i plastyczną glinę.

Przyznam, że zakochałam się w tej pracy. Trzeciego dnia kursu byłam w stanie zrobić na kole proste formy, np. kubeczki, dzbanuszki, a instruktor stwierdził, że „mam dar boży do ceramiki i powinnam coś z tym zrobić”. Wtedy obowiązki dyrektora domu kultury nie za bardzo pozwalały na dodatkowe aktywności. Na pasje zwyczajnie brakowało czasu, choć z dumą mogę przyznać, że działalność domu kultury wtedy rozkwitła. Mieliśmy bardzo dobry kontakt ze społecznością. Mieszkańcy sami przychodzili do nas i proponowali różne przedsięwzięcia. To oczywiście było miłe i motywujące, ale wiązało się z dodatkowymi obowiązkami. Kosztowało mnie to wiele wyrzeczeń kosztem rodziny, wolnego czasu i zdrowia, ale absolutnie nie żałuję. To było cudownych 5 lat.

Po odejściu z GCKSiT Sylwia Jasiuk znalazła pracę „po sąsiedzku”, w Urzędzie Gminy Leśniowice, gdzie pracuje do dziś. Zmiana miejsca zatrudnienia sprawiła, że znalazł się czas na powrót do ceramiki.

– Zdecydowałam, że zapiszę się na kurs ceramiki, który prowadzi Stowarzyszenie Akademia Łucznica, niedaleko Garwolina. Zgłaszając się tam wiedziałam, że trzeba będzie poczekać na swoją kolej nawet pół roku albo i dłużej, ale już po dwóch tygodniach dostałam telefon, że zwolniło się miejsce i za miesiąc mogę przyjeżdżać na kurs. Pojechałam. To było osiem dni bardzo intensywnej pracy w cudownym miejscu – stary dworek, w otoczeniu lasu. Niestety, nie było za bardzo czasu na pracę twórczą, tylko cały czas poznawało się kolejne techniki – wspomina pani Sylwia.

Z kursu nie wróciła jednak zmotywowana i pełna zapału do pracy. Było wręcz przeciwnie.

– Prace przygotowywane w trakcie kursu po pierwszym wypale podobały mi się. Ale wielkie było moje rozczarowanie, kiedy po drugim wypale ze szkliwem z kilkunastu moich prac tylko trzy były zgodne z moimi oczekiwaniami. Wróciłam z kursu pełna irytacji i zdałam sobie sprawę, jak duże trzeba mieć w tym doświadczenie, żeby móc przewidzieć efekty. W piecu zachodzą reakcje chemiczne i kiedy brakuje doświadczenia, te prace nie będą wyglądały tak, jak sobie założymy – mówi pani Sylwia.

Po kursie pani Sylwia miała pewne wątpliwości, czy ceramika to na pewno zajęcie dla niej. Myślała, że prędko do niej nie wróci, ale los chciał inaczej. Okazało się, że rodzina pani Sylwii została objęta kwarantanną.

– Siedzieliśmy w domu, a coś trzeba było robić. Zamówiłam glinę i wspólnie z mężem i dziećmi dla zabawy zaczęliśmy lepić różne rzeczy. Nie miałam wtedy jeszcze pieca do wypalania ceramiki, więc jedyną dostępną dla mnie formą był wypał jamowy, archeologiczny. Spróbowaliśmy i… wyszło pięknie. Jakiś czas później remontowaliśmy kuchnię i rzuciłam mężowi pomysł, byśmy sami zrobili płytki na ścianę. Pan, który potem montował nam meble kuchenne, przyznał, że takich jeszcze nie widział, że są świetne i powinnam jakoś ten talent spożytkować. Pomyślałam, że po prostu chciał być miły, ale osoby, które nas odwiedzały, również zwracały uwagę na ich wyjątkowość. Doszłam do wniosku, że może jednak warto pójść w tym kierunku – mówi pani Sylwia.

I tak powstała „Piwnica z Pasją”, czyli pracownia, która mieści się w podziemiach domu, w Wojsławicach, przy ul. Rynek 29a. Pani Sylwia nie ukrywa, że to miejsce ma kilka matek chrzestnych, bo do jej utworzenia bardzo motywowały ją koleżanki z Lokalnej Grupy Działania Ziemi Chełmskiej.

– Mówiły mi: „Sylwia, masz doświadczenie w pisaniu projektów, zrób w końcu coś dla siebie”, no i namówiły. Napisałam projekt, na który otrzymałam dofinansowanie. Mieszkamy w centrum Wojsławic, w pożydowskim budynki i tam jest piwnica ze sklepieniem kolebkowym z cegieł, z 1881-1889 roku, bardzo klimatyczne miejsce. Wyremontowaliśmy ją, wyposażyliśmy w niezbędny sprzęt, czyli piec do wypalania ceramiki, koło garncarskie, walcarkę do gliny, meble i narzędzia do pracy. We wszystkim bardzo pomagał mój mąż, Wojciech. W ramach projektu były środki na roboty budowlane, ale przy dzisiejszych cenach to było za mało, więc dużo pracy musieliśmy włożyć sami. Mamy dwóch synów i czasem żartuję, że Piwnica, to nasze trzecie dziecko, tym razem córka, bo przecież ta: pracownia, pasja, ceramika… – śmieje się Pani Sylwia.

Od bryłki gliny do kubka

Praca z gliną wymaga cierpliwości i bywa wyzwaniem, a przygotowanie nawet prostej formy – kubka, małego dzbanka czy talerzyka wbrew pozorom to nie „bułka z masłem”, a kilkuetapowy i wielogodzinny proces.

– Glina nie lubi pośpiechu. Najpierw trzeba ją wyrobić, co jest dość czasochłonnym i wymagającym siły zajęciem. W tym nieraz pomagają mi synowie. Mają 16 i 14 lat i ta młodzieżowa silna ręka bardzo się przydaje. Następnie z gliną pracuje się na kole lub przygotowuje kształty z wałeczków lub tzw. płata. Potem nasze gliniane wyroby muszą wyschnąć, co trwa od kilku dni do nawet dwóch-trzech tygodni. Kolejny etap to pierwszy wypał, na tzw. biskwit: przygotowane z gliny przedmioty trafiają do pieca, gdzie w temperaturze ok. 900 stopni spędzają kilka godzin.

Następnie, kiedy piec już ostygnie można je wyciągnąć i przygotować do szkliwienia, usuwając np. papierem ściernym wszelkie niedoskonałości. Samo szkliwienie również jest pracochłonnym procesem, bo każdy element trzeba pomalować. Po szkliwieniu wyroby ponownie trafiają do pieca (w temperaturze 1100-1280 stopni) na kolejnych kilka godzin i dopiero po tym drugim wypale widzimy efekt końcowy – opowiada pani Sylwia.

Lubianą przez nią formą wypału gliny jest wypał jamowy. To zupełnie inna technika, ale dająca niesamowite efekty.

– Musimy wykopać jamę, którą okładamy drewnem, na spód kładziemy cegły, aby temperatura dłużej się utrzymywała, wrzucamy na dno chrust, potem na to ceramikę i znów wszystko zasypujemy chrustem, zakrywamy deskami i na tym rozpalamy ognisko, które powinno płonąć 4-5 godzin. Gotowe rzeczy schną również w jamie i wyjmujemy je dopiero po kilkunastu godzinach. Lubię tę metodę, bo jej efekt to za każdym razem niespodzianka. Możemy stworzyć 10 takich samych rzeczy, a w trakcie wypału każda i tak wyjdzie inaczej. Ogień pomaluje je jak zechce – mówi Sylwia.

Marzenia

Gliniane cuda, które powstają w „Piwnicy z Pasją”, są na sprzedaż. Można je kupić, kontaktując się z Sylwią Jasiuk przez Facebooka (Piwnica z PASJĄ Sylwia Jasiuk), niektóre z nich dostępne są również w sklepiku chełmskiego muzeum „Zielona witryna”. W przyszłości bardzo by chciała założyć sklep internetowy, za pośrednictwem którego mogłaby sprzedawać swoje prace szerszemu gronu odbiorców. Byłaby szczęśliwa, gdyby pracownia stała się rodzinną manufakturą rzeczy wyjątkowych. Pani Sylwia prowadzi również warsztaty – stacjonarne w pracowni oraz wyjazdowe.

– Lubię pracować z ludźmi. To, czego najbardziej brakuje mi po odejściu z domu kultury, to kontakt z młodzieżą, z seniorami, ogólnie z grupą. Mam takie marzenie, aby organizować „Gliniane popołudnia” na zasadzie udostępnienia terenu przed domem, aby zainteresowane osoby mogły przychodzić, usiąść, popracować z gliną, porozmawiać. Jestem pewna, że byłoby to coś wspaniałego. I dla mnie, bo czerpałabym energię od tych wszystkich osób, i dla moich gości, bo doświadczenie pracy z gliną jest czymś wyjątkowym. Mam nadzieję, że uda się mi te plany zrealizować. Dziś wiem, że wszystko, co sobie wyobrazimy, jest możliwe. Ja nie byłam w stanie sobie wielu rzeczy wyobrazić, a jednak to jest i się dzieje – podsumowuje pani Sylwia.

(w, fot. Piwnica z Pasją | Facebook)

Podziel się swoją pasją

Mieszkańców naszego regionu, którzy chcieliby podzielić się swoimi pasjami lub hobby z czytelnikami „Nowego Tygodnia”, zapraszamy do kontaktu z redakcją pod numerem telefonu 508 599 387 lub mailowo redakcja@nowytydzien.pl

News will be here