Do pracy nadal w ciemno

Prywatne firmy coraz częściej nie robią tajemnicy z oferowanych zarobków, ale urzędy i publiczne instytucje nadal nie publikują stawek wynagrodzeń przy ogłoszeniach o pracy. Coś, co jest standardem na zachodzie Europy, u nas nadal wygląda na wstydliwą sprawę. Urzędy nie chcą pokazywać, że mizernie płacą? Być może wkrótce za brak tych informacji firmy i pracodawcy będą karani.

Gdy kilka miesięcy temu zapowiadano utworzenie w Chełmie Centrum Usług Wspólnych Narodowego Funduszu Zdrowia, prezes NFZ przyznał, że o lokalizacji jednostki na prowincji zdecydowały m.in. względy płacowe.

– Mamy problem z kadrami w dużych miastach – mówił Andrzej Jacyna. – Nie jesteśmy w stanie skutecznie konkurować z sektorem prywatnym, gdzie wynagrodzenie jest bardziej atrakcyjne. Oczekiwania pracowników w Warszawie, Gdańsku czy Katowicach zawsze będą wyższe, aniżeli w miastach wielkości Chełma.

Z pracownikami do nowej jednostki w Chełmie NFZ kłopotu rzeczywiście nie ma. Ponad dwustu chętnych ubiegało się o osiem miejsc w pierwszym naborze. A stu czternastu o dziewięć miejsc w drugim konkursie. Chętnych do pracy nie zraziło, że NFZ przy ogłoszeniach o naborze nie podawał stawek wynagrodzeń. O nich dowiedzieli się dopiero ci, którzy przeszli etap rekrutacji i dostali propozycję pracy.

Małgorzata Bartoszek, rzecznik prasowy lubelskiego oddziału wojewódzkiego NFZ mówi, że zasady rekrutacji do Funduszu określa „ustawa o świadczeniach”. – Nie przewiduje ona publikowania przewidywanego wynagrodzenia. Nie jest to rozpowszechniona praktyka wśród instytucji – informuje rzecznik.

O ile firmy prywatne coraz częściej w ogłoszeniach podają wysokość wynagrodzenia, to urzędy i instytucje publiczne, które dokładnie rozpisują wymagania stawiane kandydatom, rzeczywiście stronią od podawania wysokości przyszłej pensji. Ale i tu są wyjątki. Lubelski Urząd Wojewódzki nie ma nic do ukrycia.

– Podajemy stawki w ogłoszeniach o pracę, z reguły w postaci widełek – mówi Marek Wieczerzak, rzecznik wojewody lubelskiego. – Jest tam proponowana pensja zasadnicza. Do niej oczywiście przysługuje w urzędach dodatek stażowy.

Wierzeczak mówi, że otwarte stawianie sprawy ułatwia zadanie i oszczędza czasu kandydującym a także urzędnikom, którzy muszą przeprowadzić całą procedurę konkursową. – Każdy, szukając pracy, bierze pod uwagę wynagrodzenie. Do konkursu startują tylko ci, którzy akceptują proponowane stawki – mówi.

– Wysokość zarobków uzależniona jest od kompetencji kandydata. Na inną pensję na start może liczyć student, dla którego to pierwsza praca a na inną pracownik z doświadczeniem i np. licznymi kursami – mówi Remigiusz Małecki, rzecznik marszałka województwa lubelskiego. Kadry marszałka przekonują też, że nie podają płacy w ogłoszeniach, bo są to „dane osobowe” objęte ustawą RODO. Ale jakie to dane osobowe, skoro nie dotyczą personalnie nikogo, bo kwota podawana jest przed zatrudnieniem?

Jerzy Kwiatkowski, wicestarosta chełmski, mówi, że nie ma przepisów, które nakazywałyby podawanie wysokości wynagrodzenia przy ogłoszeniach o naborze na urzędnicze stanowiska. Dlatego powiat tego nie robi. – Ale coraz lepsza sytuacja na rynku pracy sama wymusi zmiany – uważa wicestarosta.

Starostwo już miewało kłopoty ze znalezieniem nowych urzędników. Zwłaszcza z budowlanymi uprawnieniami do wydziału architektury czy geodezji. A były przypadki, że młodzi urzędnicy, którzy konkursy wygrywali, po kilku miesiącach rezygnowali z pracy właśnie ze względu na niskie zarobki.

Podobnie jest z chełmskim magistratem. Niedawno pisaliśmy, że jeden z kandydatów na urzędnika mimo wygranego konkursu wahał się z przyjęciem etatu. Właśnie ze względu na zaoferowane po konkursie zarobki. Wcześniej pracował w prywatnej firmie, która płaciła mu trochę lepiej.

– Urząd Miasta Chełm, publikując oferty pracy, ściśle stosuje się do zapisów ustawy o pracownikach samorządowych, a konkretnie do art. 13. ust. 2. wspomnianego aktu prawnego – pisze Damian Zieliński z chełmskiego magistratu. A zgodnie z nimi w ogłoszeniu trzeba podać wszystko, poza wynagrodzeniem.

Być może wkrótce zasady rekrutacji się zmienią i pracodawcy będą mieli obowiązek publikowania informacji o wysokości pensji. Projekt takich zmian w kodeksie pracy trafił właśnie do sejmu. Nowelizacja zakłada podawanie kwoty brutto a w przypadku podawania widełek zarobków – zapis o możliwości negocjacji stawki w ich ramach. Za brak informacji o wynagrodzeniu albo zatrudnienie na stawkę niższą niż deklarowana w konkursie pracodawcy groziłaby grzywna od tysiąca do nawet 30 tys. zł.

Pomysł zmian chwalą internauci. W komentarzach wskazują, że za granicą, np. w Wielkiej Brytanii, nawet w najmniejszym ogłoszeniu o pracę podawana jest stawka za godzinę. (bf)

News will be here