Na mieszkańcach miasta przywykłych do ich widoku może już nie robią wrażenia, innych wręcz kłują w oczy, ale zdaniem architektów są wyjątkowe i warte docenienia. – Perełki architektury – jak nazywa je jeden z architektów pochodzących z Chełma – można znaleźć w najmniej oczekiwanych miejscach, np. w głębi ulicy Mickiewicza.
– Perełki architektury można znaleźć w zupełnie nieoczekiwanych miejscach. Żeby spojrzeć na jedną z nich, trzeba wejść pomiędzy typowe bloki przy ul. Mickiewicza (lub od ulicy Sienkiewicza). Wciąż stoi tam drewniany stary dom o numerze 24B, który granicę zatrzymanego czasu ma wyznaczoną za pomocą lilii i słoneczników. Za tą granicą znajduje się dom wciąż żyjący, wciąż zamieszkały i dobrze zadbany, z nowym blaszanym jednospadowym dachem. Mimo prostej bryły z dostawioną komóreczką i werandą, ma sporo ciekawych detali. Okna domu, choć nowe, zachowały swoje drewniane obramowania. Najbardziej ozdobna z całego domu jest weranda – ma wciąż pionowe deskowanie szczytu z ozdobnymi zakończeniami, taką snycerską robotę widać też na deskach zamykających nadwieszenie dachu. Pomimo częściowego zakrycia tych desek nową blachą, właściciele zadbali o umieszczenie na górze szczytu małego blaszanego ozdobnego pazdura, takiego, jakie kiedyś były robione z drewna. Weranda otwierana przez dwie pary drzwi, każde z własnym małym gzymsikiem i obramioną płyciną. Kiedyś tak szerokie otwarcie jednej ściany musiało wręcz wpuszczać ogród do środka. Na koniec najlepsze – przeszklenia werandy. Z zaskoczeniem można odkryć, że szprosy, w których użyto łuków z giętego drewna, wciąż są wypełnione witrażowym szkleniem w zieleni, brązie i błękicie. Sama ta jedna weranda jest pięknym połączeniem tradycji, estetyki detalu z bardzo praktyczną funkcją. Malutka wysepka dawnego Chełma wśród współczesnych bloków – napisał na grupie internetowej miłośników miasta, pochodzący z Chełma architekt Robert Tyszek.
Rzeczywiście, niewielki domek urzeka swoją urodą. Zwłaszcza w zestawieniu z sąsiadującymi z każdej strony tradycyjnymi, czteropiętrowymi blokami. Mieszkające w domku kobiety spotkaliśmy, gdy wnosiły opał. – Budynek ogrzewany jest dwoma piecami kaflowymi – mówiły nam. Przy dzisiejszych cenach centralnego ogrzewania w mieście to bez wątpienia tańsza alternatywa. Starsza z pań mieszka w domku od 1962 roku, ale budynek powstał wiele lat wcześniej. – Kiedyś w miejscu obecnych bloków był sad owocowy – wspomina. W sąsiednim okazałym pustostanie, który w czerwcu gasili strażacy, mieszkał jej wuj. Na osiedlu jest jeszcze kilka pustych domków i kilka zamieszkałych oficyn, które dzisiaj wyglądają tak, jakby poustawiane były przypadkowo między nowszymi zabudowaniami. Od ulicy Mickiewicza zasłaniają je starsze kamienice, od Sienkiewicza nowsze bloki. Warto przejść między nimi, żeby zobaczyć ten „zapomniany stary Chełm” – jak nazywa go Zbigniew Lubaszewski, chełmski regionalista.
– W tym miejscu rzeczywiście były kiedyś posesje z ogródkami i sadami. Część należała do Żydów i po wojnie opustoszała. Puste budynki trafiły do tzw. zasobu mienia opuszczonego, który w tamtych latach nie za bardzo przejmował się kwestią własności. Urząd kwaterunkowy umieszczał tam nowych lokatorów – mówi Z. Lubaszewski.
W latach 60. XX w. teren pod budowę bloków pozyskała w tym miejscu spółdzielnia mieszkaniowa. Powstały bloki, które przysłoniły starą zabudowę, ale na szczęście nie do końca ją wyeliminowały. To jedna z ostatnich enklaw starej zabudowy drewnianej w Chełmie. Te domki, które jeszcze są zamieszkałe, właściciele na bieżąco utrzymują albo przebudowują. Puste szybko niszczeją, zapadają się, czasem płoną, a potem znikają z krajobrazu miasta. (bf)