Druga strona obwodnicy

Budowa północnej obwodnicy Chełma ruszyła z kopyta, ale rozliczanie się z właścicielami nieruchomości wywłaszczonych pod drogę mocno kuleje. Do dzisiaj nie dostali pieniędzy za opuszczone domy i skarżą się, że rzeczoznawcy szukają pretekstu, żeby obniżyć wartość ich nieruchomości. Wykonawcy dewastują też działki, które nie zostały wykupione, a jedynie użyczone na czas budowy. – Bez naszej zgody i wiedzy weszli i wycięli nam stuletnie drzewa – mówią zrozpaczeni właściciele.

Budowa północnej obwodnicy Chełma ma słodko-gorzki smak. Większość mieszkańców i kierowców cieszy się z inwestycji, która odciąży miasto od uciążliwego ruchu tranzytowego m.in. TIR-ów, pędzących codziennie z i na granicę z Ukrainą. Politycy i samorządowcy mają okazję pochwalić się pracami, które ruszyły już z kopyta i robią wrażenie swoim rozmachem. Ale są też ludzie, właściciele nieruchomości na trasie obwodnicy, którzy musieli się wynieść ze swoich domów. Oni inaczej patrzą na inwestycję, sposób przeprowadzenia wywłaszczeń, wyliczania wartości ich nieruchomości. Żalą się, że chociaż wynieśli się ze swoich domów, a wykonawca rozbiera ich nieruchomości, oni nadal nie dostali za nie pieniędzy.

Pod postem prezydenta Chełma, Jakuba Banaszka, zachwalającym postęp prac, ludzie piszą: „Mega fajnie zwłaszcza, że żadna z osób wywłaszczonych nie dostała do tej pory pieniędzy. Faktycznie jest się czym chwalić. Wstyd i skandal!!! Ludzie w wynajmowanych lokalach siedzą, przejeżdżają koło swoich rozgrabionych domów, bez drzwi i okien, żal serca ściska. A inni się szczycą jakby było czym”.

Jako pierwsi pisaliśmy o tych problemach. Właściciele domów już w czerwcu wynieśli się z posesji. – Zrobiliśmy to w ciągu 30 dni od wydania Zezwolenia na Realizacje Inwestycji Drogowej, kuszeni 5-procentowym dodatkiem do wycen naszych nieruchomości. Obiecywano nam także 10 tys. zł na wyprowadzkę. Ale do dzisiaj żadnych pieniędzy nie dostaliśmy – mówią. – Zrobiliśmy wszystko, o co nas proszono. Nie protestowaliśmy, nie przypinaliśmy się łańcuchami, a potraktowano nas fatalnie.

Rzeczoznawcy wyznaczeni przez wojewodę lubelskiego oszacowali wartość opuszczonych posesji. Ale do ich wyceny ludzie mają zastrzeżenia. – Zwłaszcza do punktów dotyczących tzw. zużycia, bo np. kilkuletnie ogrodzenie zostało wycenione na jakąś kwotę, ale wartość została obniżona o 35 proc. ze względu na jego zużycie. W jaki sposób metalowe ogrodzenie mogło się zużyć? Co najwyżej trochę farba wyblakła. Ale takich „kwiatków” jest więcej. Np. do powierzchni domu rzeczoznawca nie zaliczył tarasu, nie uwzględnia wartości zabudowy kuchennej, robionej pod wymiar, chociaż początkowo nam tak obiecywano. Teraz okazało się, że nie zapłacą nam za przyłącza energetyczne, które wykonywaliśmy na własny koszt, bo przekazaliśmy je potem zakładowi energetycznemu. A nawet są wątpliwości czy działki, na których stoją domy, są działkami budowlanymi czy może rolnymi. Jakby celowo szukano pretekstu, żeby obniżyć wartość nieruchomości i zapłacić nam jak najmniej – mówi jeden z wywłaszczonych mieszkańców Horodyszcza.

Prace związane z weryfikacją i odbiorem operatów szacunkowych trwają – informował na początku września wojewoda lubelski. A decyzje o ustaleniu odszkodowania będą wydawane niezwłocznie po zawiadomieniu zainteresowanych o wycenie nieruchomości. O ile nie pojawią się okoliczności wymagające przeprowadzenia postępowania wyjaśniającego, przewidywany termin wydania decyzji o ustaleniu odszkodowania za nieruchomości zabudowane to 15 października. Niestety, nawet po wydaniu decyzji wypłata pełnych odszkodowań zostanie najprawdopodobniej wstrzymana. Bo jedna z rodzin zaskarżyła decyzję ZRID. Żeby nie zostać bez środków do życia, właściciele nieruchomości mogą wystąpić wtedy o wypłacenie zaliczki w wysokości 70 proc. ustalonej w odszkodowaniu kwoty. Pozostałą część dostaną po uprawomocnieniu decyzji ZRID.

– I proszę się teraz postawić w naszej sytuacji. Zostaliśmy bez dachu nad głową, mieszkamy w wynajmowanych lokalach, nie mamy pieniędzy na kupienie czy budowę własnych domów. I długo nie będziemy mieć, bo na razie dostaniemy co najwyżej zaliczkę. Jest inflacja, koszty życia rosną, koszty materiałów budowlanych i usług rosną. Na końcu się okaże ze za pieniądze z odszkodowań, które nie wiadomo kiedy dostaniemy, nie będziemy w stanie zapewnić sobie innych domów – mówią wywłaszczeni.

Zastrzeżenia mają także właściciele działek, którzy musieli użyczyć je na czas budowy obwodnicy. Nie wszyscy byli nawet tego świadomi.

– Z lakonicznego pisma z urzędu wojewódzkiego dowiedzieliśmy się, że nasza „ojcowizna” w Parypsach ma być użyczona na czas budowy obwodnicy, czyli okres czterech lat – mówi pani Bożena. – Pojechałam tam kilka dni temu rowerem i o mało nie dostałam zawału. Z całej działki wycięto drzewa. A były tam wiekowe lipy i jesiony. Ogromne drzewa, pod którymi jeszcze jako dziecko siadałam z mamą i odpoczywałam. Te drzewa to dla mnie historia. Jak zobaczyłam tę dewastację, to się załamałam i rozchorowałam. Wszystko wykarczowane.

Właściciele mówią, że nikt nie pytał ich o zgodę na wycinkę, ani nawet nie poinformował o tym, że drzewa pójdą pod topór. – Mówię o tym ku przestrodze dla innych ludzi na trasie tej obwodnicy, żeby mieli świadomość, co się może wydarzyć – tłumaczy pani Bożena. Swoją drogą szykuje skargę do drogowców. Ale żadne pisma, ani wyliczone przez urzędy rekompensaty nie przywrócą stuletnich drzew. (bf)

News will be here