Kolekcjoner historii

O białej broni, poszukiwaniach okazów i historii mógłby opowiadać godzinami. Ale nie brakuje mu innych talentów – jeździ konno, zajmuje się renowacją zabytkowych przedmiotów i broni, wskrzesił targi staroci w Chełmie i odpowiada za skansen w Siedliszczu.


Przygoda i miłość Arkadiusza Zawiaczyńskeigo do staroci zaczęła się, gdy miał osiem lat.
– Na urodziny tato dał mi bagnet, który znalazł podczas remontu jakiejś starej chaty. Wtedy to poczułem i już wiedziałem, że kolekcjonerstwo to będzie moja pasja – mówi. A kolekcjonował niemal wszystko. Od znaczków pocztowych, przez różnego rodzaju etykiety, puszki, banknoty, monety, czyli to, co zbierali wszyscy. Kolekcję bagnetów wkrótce zastąpił szablami. A to najwyższa półka w kolekcjonerstwie białej broni.

Tylko oryginały

– Żadnych rapierów, kordów, pałaszy ani mieczy. Tylko szable i tylko oryginalne. Te, które były wykorzystywane przez nasze formacje zbrojne do 1939 roku. Pokochałem je. Co prawda to broń pochodząca z Dalekiego Wschodu, ale uważana jest i kojarzona jako nasza narodowa – mówi.

Po latach o białej broni wie niemal wszystko. Wystarczy, że weźmie do ręki jakiś egzemplarz i już wie, czy to oryginał, czy podróbka robiona np. przez litewską fabrykę na potrzeby produkcji filmowych. W rozpoznawaniu oryginałów pomaga rozległa wiedza i długoletnie doświadczenie, a także smykałka do restaurowania. Bo kupuje też egzemplarze niekompletne, wybrakowane i takie, które laikom wydają się już zniszczone. Potrafi je naprawić.

Dalsza cześć materiału pod zdjęciem

– Rozbieram, czyszczę, naprawiam. Wiem, że stopy mosiądzu w przedwojennej broni różnią się od używanego w późniejszych latach – tłumaczy. W kolekcji ma szable żołnierskie ze stonowaną oprawą, które miały służyć jako broń, być mocne, a nie ładne. Inne są szable oficerskie, które oprócz swojej funkcji bojowej pełniły też funkcję dekoracyjną. Z bronią białą bronią związanych jest wiele ciekawostek. Np. taka, że szabla dla ułana była jak świętość. Jeżeli po przegranej bitwie nie mógł jej schować i musiał oddać wrogowi, to łamał ją na kolanie. Mam jeden taki złamany egzemplarz, który udało się zespawać i postarzyć. Trudno dostrzec, w którym miejscu była łączona.

Najcenniejszy i najstarszy okaz w kolekcji to XVII-wieczna szabla z Persji. Ale większość zbiorów to szable polskie, odnalezione przypadkowo przy okazji rozbiórek czy remontów starych gajówek, dworów, kościołów i chałup. – Znam pochodzenie i historię tych szabli, co nadaje im większej wartości. Co ciekawe, praktycznie wszystkie zostały znalezione na terenie Lubelszczyzny – mówi.

Przedmioty z duszą

Majsterkowania, ciesielki, stolarki Arka nauczył tato. – Dużo rzeczy robię sam – przyznaje i pokazuje mosiężny żyrandol, który wisi w salonie. Znalazł go na złomowisku. Potrzebował wprawnej ręki i cierpliwości, żeby przywrócić mu dawny sznyt. Podobnie jak niektóre meble, obrazy i rzeźby nadające klimatyczny wystrój mieszkania. Ich renowacją także zajmuje się hobbystycznie. Naprawia nie tylko dla siebie, ale też i dla znajomych. Zgromadzone okazy mebli, dziesiątki obrazów i broni stanowią wyposażenie i wystrój jego mieszkania. I doskonale do niego pasują, bo Arek mieszka w zabytkowym, modrzewiowym dworze w Siedliszczu.

– Późnobarokowy dwór powstał w drugiej połowie XVIII wieku i był własnością pułkownika husarii Wojciecha Longina Józefa Węgleńskiego, starosty długoleńskiego i kasztelana chełmskiego – mówi i śmieje się, że gdyby ktoś chciał go torturować, to wystarczyłoby zamknąć go w pokoju z meblami z sieciówki. – Ja muszę się otaczać przedmiotami z duszą.

Dwór należy do gminy Siedliszcze. A związana jest z nim ciekawa historia, którą odkrywał w telewizyjnym programie znany historyk Adam Sikorski. Był tu kiedyś szpital powstańczy a legenda głosi, że na strychu pałacyku ukryty był skarb – kolekcja medali należąca do Hugo Kołłątaja. Kołłątaj ukrywał się w dobrach Węglińskiego na terenie Siedliszcza, po upadku powstania kościuszkowskiego w 1794 roku.

– Skarbu nie udało się odkryć, ale legenda pozostała. Budynek ma świetny klimat, ale trochę zaczyna mi brakować miejsca na eksponaty – mówi. Obok białej broni jest też kolekcja broni czarnoprochowej, mundury, strzelby i pistolety. Czasami eksponaty wyjeżdżają z mieszkania. Trafiają na wystawy do muzeów, różne pokazy, dni otwarte w szkołach.

Jak Piłsudski

Arkadiusz Zawiaczyński znany jest nie tylko w gminie Siedliszcze. Od 20 lat pracuje w tamtejszym Gminnym Ośrodku Kultury i Rekreacji. Jest kustoszem i opiekunem skansenu. Miejsce powstało dzięki staraniom burmistrza Hieronima Zonika. Dzisiaj jest tam okazała plebania, stodoła z lat 20. XX wieku, studnia z żurawiem.

– Miejsce cały czas się rozwija, zdobywamy nowe eksponaty, mamy mnóstwo narzędzi kowalskich i ślusarskich, dlatego zrodził się pomysł postawienia kuźni – mówi kolekcjoner.

Ale działania i zainteresowania Arka wykraczają znacznie poza placówkę. Jest sekretarzem Chełmskiego Klubu Kolekcjonerów i był jednym z inicjatorów wskrzeszenia targu staroci, który odbywa się w każdą trzecią niedzielę miesiąca na dziedzińcu Zespołu Szkół Gastronomicznych i Hotelarskich przy ul. Reformackiej w Chełmie. Jest też członkiem Klubu Kolekcjonerów Policyjnych w Katowicach i Polskiej Federacji Organizacji Kolekcjonerskich z siedzibą w Krakowie.

– Spotkania na targach staroci traktuję głównie jako czas zakupów, a nie sprzedawania, chociaż wystawiam tam także swoje rzeczy – mówi. – Czasami udaje się trafić jakieś „perełki”. Ostatnio np. specyficzne pociski

A. Zawiaczyński od zawsze interesował się historią. – W rodzinnym domu dużo się o niej mówiło, a kolekcjonerstwo jest z nią nierozerwalnie związane – przyznaje. Z czasem przyszła też pasja do jazdy konnej, historycznych rekonstrukcji i zakładania dawnych mundurów, z którymi wiele osób go kojarzy. – Nie robię tego na co dzień, bo nie mam aż tyle czasu, ale przy okazji różnych uroczystości, np. 11 listopada, biorę udział w defiladzie konnej – mówi. Odgrywał też role Piłsudskiego, do którego dzięki charakterystycznym wąsom jest bardzo podobny. (bf)

News will be here