W parafii w Lubieniu zawrzało po ogłoszeniu planów dotyczących remontu kaplicy w Wyrykach. Choć inwestycja ma poprawić stan techniczny budynku i zwiększyć jego estetykę, to forma finansowania przedsięwzięcia zaproponowana przez proboszcza wywołała falę niezadowolenia wśród parafian.
Według ogłoszenia parafialnego zamieszczonego przez proboszcza na stronie parafii pw. św. Mikołaja w Lubieniu (gm. Wyryki), już od 26 maja miały rozpocząć się prace zabezpieczające dach kaplicy w Wyrykach, polegające m.in. na oczyszczeniu i pomalowaniu blachy, a także montażu nowego, metalowego krzyża. Zadanie oszacowano na ponad 102 tys. zł brutto, płatne w dwóch ratach – z czego pierwsza, w wysokości 61500 zł, musi zostać uregulowana do 28 maja br.
Na tym jednak nie koniec. Do końca sierpnia planowana jest wymiana wszystkich drzwi w kaplicy na nowe, metalowe – główne z przeszkleniami i cztery pojedyncze wejściowe. Tę część inwestycji wykona firma z Woli Uhruskiej za kwotę 60 tys. zł, z zaliczką 10 tys. zł do końca maja. Łączny koszt prac wyniesie dokładnie 162520,50 zł. I to właśnie kwestia finansowania inwestycji wywołała największe poruszenie. W ogłoszeniu wystosowanym do wiernych ksiądz proboszcz wezwał każdą rodzinę z parafii do złożenia „dobrowolnej ofiary” w wysokości co najmniej 300 zł – lub więcej, jeśli ktoś ma taką możliwość. Co więcej, do zbierania składek mają zostać zaangażowani sołtysi i radni parafialni, którzy będą chodzić z listami imiennymi, podobnie jak przy organizacji sprzątania kościoła. – To nie jest żadna dobrowolna składka. Czuję się, jakbym płaciła podatek do kościoła – mówi jedna z mieszkanek, prosząc o anonimowość. – Zarabiam minimalną krajową, a mam jeszcze utrzymać rodzinę i dorzucić się do dachu, który powinien być obowiązkiem instytucji, nie wiernych? – pyta rozgoryczona. Oburzenie mieszkańców wzbudził nie tylko sposób zbierania pieniędzy i wysokość dobrowolnej ofiary, ale i presja społeczna. – Listy z podpisami ofiarodawców? Przecież to jawna forma wywierania nacisku – komentuje inny parafianin. – Nie zapłacisz – to wszyscy się dowiedzą, a nasza wspólnota parafialna jest tak mała, że wszyscy się znają, więc należy się spodziewać, że kto nie zapłaci, będzie dyskryminowany – dodaje.
Niektórzy radni i sołtysi również nie kryją niezadowolenia. Jak mówią, zostali postawieni w niewygodnej sytuacji, w której muszą zbierać pieniądze w imieniu parafii, często od sąsiadów, których dobrze znają i wiedzą, że ledwo wiążą koniec z końcem. Tymczasem proboszcz, ks. Adam Haraszczuk nie widzi w całej akcji nic zdrożnego. – Wszystkie datki na remont są dobrowolne – mówi. – Nikogo nie zmuszam do wpłacania a tym bardziej do zbierania. To zależy jedynie od dobrej woli parafian. Te 300 zł od rodziny wzięło się stąd, że podzieliłem koszt remontu przez ilość rodzin i stąd wyszła taka kwota. Oczywiście kto nie może, może ofiarę podzielić. Tu nie ma żadnego problemu. Listy z nazwiskami w naszej parafii są prowadzone od niemal 30 lat, więc to nie jest żadna nowość – dodaje duchowny. (bm)