Nie chcą biogazowni

Kilkadziesiąt osób przyszło na spotkanie zorganizowane przez przeciwników budowy biogazowni w Dołhobrodach (gm. Hanna). Na zebraniu wytykano błędy w raporcie środowiskowym oraz wyliczano realne, ale i mocno naciągane, zagrożenia wiążące się z życiem w cieniu biogazowni. Niektórzy wykorzystali okazję i zamiast na konkretnej debacie, skupili się na politycznej nagonce przeciwko wójt.

Na niedzielne (30 marca) spotkanie w świetlicy w Dołhobrodach przyszło ok. 80 osób. Zorganizowała je miejscowa radna wraz z komitetem „STOP biogazowni w Dołhobrodach”, a w rolę moderatora wcielił się Krzysztof Matczuk, zaś głównym ekspertem był Mirosław Prystupa ze Związku Zawodowego Rolnictwa i Obszarów Wiejskich „Regiony”, który w swoim wystąpieniu przestrzegał zebranych przed wszystkimi zagrożeniami, jakie według niego niesie budowa biogazowni.

Mówił przede wszystkim o smrodzie, o wzmożonym ruchu drogowym, ale przede wszystkim o tym, że w planowanej biogazowni mają być przetwarzane odpady poubojowe oraz martwe ptaki, a co się z tym wiąże, gleba i wody gruntowe zostaną zatrute metalami ciężkimi i antybiotykami, którymi faszeruje się drób na wielkich fermach. Ostrzegał też ludzi przed wielkim zużyciem wody przez taką instalację. Według niego, a wbrew temu, co twierdzi inwestor, biogazownia o takiej mocy będzie zużywać nawet 100 metrów sześciennych wody, co mocno nadweręży nie tylko lokalną sieć wodociągową, ale również przyczyni się do obniżenia i tak już niskiego poziomu wód gruntowych.

Suchej nitki na inwestorze, czyli firmie Power Hub nie zostawili także członkowie komitetu „STOP biogazowni w Dołhobrodach”, przytaczając rażące błędy w raporcie środowiskowym. I trzeba przyznać, że mieli w tej kwestii całkowitą rację, bo wyglądało na to, że eksperci skopiowali raport odnoszący się do innej biogazowni zlokalizowanej w dolinie rzeki Parsęty, czyli gdzieś na Pomorzu i zapomnieli usunąć z niego dane. W efekcie w raporcie dotyczącym Dołhobród znalazły się całkowicie inne dane. Na spotkaniu dostało się także władzom gminy. Organizatorzy wytknęli wójt Grażynie Kowalik, że nie wzięła udziału w zebraniu, ani nie zaprosiła na nie przedstawicieli inwestora.

W język nie gryzł się też Krzysztof Kołtun, były radny i mieszkaniec odległych od biogazowni o ok. 7 kilometrów w linii prostej Dańc, który zabierał głos kilkukrotnie i w bardzo kwiecistych a zarazem dosadnych słowach atakował postawę wójt oraz również obecnego na zebraniu przewodniczącego rady Krzysztofa Struka. Pytał, czy powstanie biogazowni przyczyni się do obniżenia ruchu turystycznego na terenie gminy i chciał wiedzieć, kto za to odpowie, a na koniec nawoływał do odwołania gminnych władz, które jego zdaniem po cichu sprzyjają inwestorowi.

Dziękujemy Wam za to spotkanie! Wasza liczna obecność świadczy o dużej potrzebie rozmowy o powstającej inwestycji. Na spotkaniu każdy miał prawo się wypowiedzieć i każdy miał prawo zadać pytanie… Jak się okazało, pytań jest mnóstwo. Szkoda tylko, że odpowiedzi nie usłyszeliśmy. Zaproszenie na tak ważne dla mieszkańców spotkanie nie przyjęła wójt gminy Hanna ani żaden przedstawiciel firmy, która ma budować ten „śmierdzący interes” – napisali na Facebooku organizatorzy zebrania.

Co ciekawe, główni przeciwnicy budowy biogazowni to też najwięksi polityczni oponenci wójt Grażyny Kowalik. Prowadzący spotkanie Krzysztof Matczuk był jej kontrkandydatem w ostatnich wyborach samorządowych do fotelu wójta, Krzysztof Kołtun to jeden z największych krytyków obecnej władzy, podobnie jak inny były radny, który zabierał w niedzielę głos, czyli Czesław Wygiera.

(bm, fot. FB STOP biogazowniw Dołhobrodach)